
Gorzki w swej uczciwości i jednocześnie ciepły, klasyczny film, który opowiada o tym, jak osoba chora na Alzheimera powoli osuwa się w intelektualny niebyt. Za rolę Alice Julianne Moore dostała swojego pierwszego Oscara oraz Złoty Glob. Stworzyła fantastyczną kreację, głęboko ludzką, przejmującą.
Reżyser Olivier Assayas opowiada o zderzeniu dwóch spojrzeń na sztukę i dwóch silnych osobowości. Gra, która toczy się między wielką aktorką i jej...
zobacz więcej
Bohaterka filmu, dr Alice Howland (Julianne Moore), jest cenionym naukowcem, profesorem lingwistyki na uniwersytecie Columbia. Odnosi sukcesy, ma udaną rodzinę, męża i trójkę dorosłych już dzieci – Lydię (Kristen Stewart), Annę (Kate Bosworth) i Tom (Hunter Parrish). Alice jest piękna i zamożna. Wydaje się, że jej życie jest prawie perfekcyjne.
Choroba osacza ją powoli. Podczas przyjęcia z okazji swoich 50. urodzin zapomina na chwilę imiona dzieci, potem gubi się w campusie podczas joggingu (świetna, mocna scena). Umykają jej zdarzenia, słowa, daty spotkań.
Zaniepokojona idzie do lekarza, a po serii badań okazuje się, że cierpi na niezwykle rzadką, dziedziczną odmianę choroby Alzheimera. Nikt nie potrafi jej pomóc, żaden lek nie opóźni ani nie złagodzi objawów. Może tylko obserwować, jak powoli znika jej umysł.
Choroba powoli staje się nią. – Mam dni dobre i złe. W te dobre jestem prawie normalna, w te złe – nie potrafię siebie odnaleźć. Zawsze definiowałam się przez intelekt, słowa, a teraz widzę słowa przede mną i nie mogę ich dosięgnąć. Nie wiem, kim jestem i kim stanę się za chwilę – tłumaczy Alice córce, która pyta ją, jak się czuje.
Alice na początku walczy, potem okazuje się, że walka z chorobą jest co najmniej nierówna. Zapisuje sobie w telefonie pytania, na które powinna odpowiedzieć rano, próbuje trenować pamięć, chwyta się rozmaitych sztuczek. Jednak umysł, jej największy skarb, odmawia posłuszeństwa, umiera. Alice przechodzi przez różne fazy – gniewu, odrzucenia, żalu. Jedną z najbardziej poruszających scen jest ta, gdy ogląda znaleziony w komputerze film, który nagrała dla samej siebie, gdy jeszcze czuła się lepiej.
Kilka dni z życia samotnej kobiety po pięćdziesiątce, która wie, czego chce, potrafi czerpać radość z życia. Niespotykany raczej film o miłości,...
zobacz więcej
Para reżyserów – Richard Glatzer i Wash Westmoreland – prowadzi widza drogą Alice, tak by niemalże poczuł kolejne etapy ogarniającej ją pustki. Kamera wpatruje się w jej gasnące oczy. Julianne Moore koncentruje na sobie uwagę, nie szarżuje, jej gra daje poczucie intymności.
Alice oczywiście jest otoczona rodziną, która nie radzi sobie z zaistniałą sytuacją. Mąż (Alec Baldwin) chce jej pomóc, ale jednocześnie brak mu empatii, najchętniej uciekłby od kłopotów, choć stara się. Dzieci są wystraszone i wytrącone z równowagi. Najgłębsze porozumienie udaje się zbudować z matką zbuntowanej Lydii (bardzo dobra Kirsten Stewart).
Alzheimer to choroba nadal nieoswojona, niezrozumiana. Alice w pewnym momencie mówi, że wolałaby mieć raka, wtedy wszystko byłoby jasne, ludzie by jej współczuli, można by zorganizować zbiórkę na leki.
Czy jest to film perfekcyjny? Nie, ale takim być nie musi. Zdarzają się momenty patetyczne, obliczone na wywołanie współczucia u widza. Ale wszystko to znosi możliwość obcowania ze znakomitą kreacją Moore. Poza tym, to jedno z niewielu, jak do tej pory, studiów psychiki chorego na Alzheimera, próba zapuszczenia się w jego osobowość. Jest coś w „Still Alice” z klimatu francuskiego „Motyla i skafandra” reż. Julian Schnabel, opowiadającego o naczelnym francuskiego „Elle”, który zostaje sparaliżowany i w mgnieniu oka traci wszystko, staje się więźniem zamkniętym w całkowicie nieposłusznym ciele.
„Motyl Still Alice”, dramat, USA, 2014, 100 min., reż. Richard Glatzer, Wash Westmoreland; obsada: Julianne Moore, Alec Baldwin, Kristen Stewart, Kate Bosworth, Hunter Parrish, Shane McRae, Stephen Kunken, Cali T. Rossen.