– Myślałem, że są miejsca gdzie snajperzy nie strzelają – mówił Jacek Gasiński, reporter „Wiadomości”, mając na myśli ostrzelane ściany na klatkach schodowych hotelu i miejsce, skąd nadają dziennikarze. Maria Stepan podzieliła się swoją historią, również z tego samego hotelu. – W moim pokoju szukano snajpera. – On cały czas gdzieś tu jest – dodała.
Ciała na ulicy, kule w ścianach i rozpacz rodzin zabitych - taką rzeczywistość opisują reporterzy „Wiadomości”, którzy są na miejscu w Kijowie.
Od rana na Majdanie kule leciały z każdej strony i w każde miejsce, czego dowodem są łuski znalezione w różnych miejscach, nawet w hotelowym pokoju. – Trochę mnie zmroziło, myślałem, że są miejsca gdzie snajperzy nie strzelają – mówił Jacek Gasiński, reporter „Wiadomości”, mając na myśli ostrzelane ściany na klatkach schodowych hotelu i miejsce, skąd nadają dziennikarze.
Maria Stepan podzieliła się swoją historią, również z tego samego hotelu. – W tej chwili trwa poszukiwanie snajpera, który jest na terenie tego hotelu. W pewnym momencie jeden z demonstrantów zapukał do mojego pokoju i zapytał, czy może obejrzeć mój pokój. Zapytałam: czego szukacie? A oni: szukamy snajpera. Potem zapytałam: znaleźliście? Nie schował się jak szczur – relacjonowała reporterka „Wiadomości”. – On cały czas gdzieś tu jest – dodała Maria Stepan.
Rzeczywistość na kijowskim Majdanie przypominała bardziej obraz po wojnie niż manifestację. – Na ulicy układano ciała, leżały w rzędzie, jedno obok drugiego. Były wynoszone na zewnątrz i wywożone. Wcześniej odbywały się tutaj nabożeństwa za zmarłych. Dochodziło też do scen pełnych rozpaczy – opisywała wydarzenia z dzisiaj Beata Tadla, prezenterka „Wiadomości”.
Jeśli ktoś dotąd wierzył, że na Majdanie nieużywana jest broń palna, to patrząc na liczbę ofiar nie może mieć wątpliwości. – Teraz sprawa jest jasna, bo do tej pory mówiło się, że milicja nie ma ostrej amunicji, nie ma broni – mówił Jacek Gasiński. – To prawda, czasem padały też strzały ze strony demonstrujących. Powiedzieli, że jakoś muszą się bronić. To była jednak broń do obrony – relacjonował Gasiński.