Kilkadziesiąt wyłudzeń kredytów oraz pomniejszych oszustw obciąża sumienie Henryka M., założyciela Chrześcijańskiego Kościoła Głosicieli Dobrej Nowiny. „Kościół” ten to ewenement na skalę światową - jego biskupami byli najgroźniejsi polscy bandyci o równie groźnych pseudonimach: „Przeszczep”, „Baryła” czy „Kowal”. Kilkadziesiąt wyłudzeń kredytów oraz pomniejszych oszustw obciąża sumienie Henryka M., założyciela Chrześcijańskiego Kościoła Głosicieli Dobrej Nowiny. „Kościół” ten to ewenement na skalę światową - jego biskupami byli najgroźniejsi polscy bandyci o równie groźnych pseudonimach: „Przeszczep”, „Baryła” czy „Kowal”. W tę historię trudno by było uwierzyć, gdyby nie twarde dowody w policyjnych aktach. Henryk M., znany wśród swoich kompanów jako brat Bartłomiej, od kilku miesięcy ukrywał się, poszukiwany za liczne oszustwa. Wpadł, kiedy jeden z jego „kapłanów” chciał zarejestrować kradzioną Toyotę Land Cruiser, rzekomo sprowadzoną z Niemiec. Okazało się, że samochód miał posłużyć do wyłudzenia 130 tys. zł leasingu. W zasadzkę zorganizowaną przez funkcjonariuszy stołecznego wydziału do walki z przestępczością samochodową wpadł sam biskup-założyciel Henryk M. Od kilku miesięcy był poszukiwany przez różne prokuratury za oszustwa. Dodatkowo nie stawił się w więzieniu, gdzie miał odsiedzieć wyrok za przekręty dokonane przy pomocy swojego Kościoła. <BR><BR><b>Biskup założyciel</b> <BR><BR>To właśnie Henryk M. przed blisko 15 laty wpadł na genialny w swej prostocie pomysł założenia Kościoła. Nie z pobudek religijnych bynajmniej - związki wyznaniowe cieszyły się wtedy licznymi przywilejami – m.in. podatkowymi i celnymi. Tymczasem, aby zarejestrować taką wspólnotę, w latach 90. wystarczało kilkunastu wiernych. Chrześcijański Kościół Głosicieli Dobrej Nowiny powstał w kwietniu 1995 r., a już w maju zaczął sprowadzać z zagranicy luksusowe auta. Przez ponad rok „duchowni” korzystali z ulgi, pisząc w dokumentach, że pojazdy potrzebne są do pełnienia posługi kapłańskiej. Sprowadzali także sprzęt komputerowy oraz AGD. <BR><BR>Siłą tego jedynego ma świecie mafijnego „Kościoła” było grono biskupów i kapłanów. Na 58 duchownych, którymi w latach 2004-2006 interesowali się śledczy, aż 41 było notowanych, 19 siedziało w wiezieniu, a pięciu poszukiwano listami gończymi. Henryk M. „wyświęcił” bowiem kilku najgroźniejszych warszawskich gangsterów. Najważniejszą postacią półświatka, która dostąpiła biskupich zaszczytów był Mariusz D. ps. „Przeszczep”. Bandzior stał na czele jednego z najgroźniejszych gangów działających w stolicy, północnej Polsce i Niemczech. Prokuratura postawiła mu ponad 20 zarzutów, w tym porwań, napadów i handlu narkotykami. To jego „kapitanem” był najbardziej poszukiwany obecnie polski przestępca Rafał Skatulski ps. Szkatuła. „Przeszczep” chwalił się nawet ferajnie swoim duchowym zajęciem, chętnie pokazując zdjęcie w koloratce. Rzekomo szukał nawet kolejnych wiernych i kapłanów w szeregach swojego gangu. <BR><BR>Kolejny gangster-biskup Andrzej W. ps. „Baryła”, poprzez duchowe posłanie, legalizował zyski z haraczy. Finansistą głosicieli był z kolei Jacek P. uważany za jednego z czołowych paserów gangów związanych z „Pruszkowem”.<b>Miliony z darowizn</b> <BR><BR>W nowe tysiąclecie „głosiciele” weszli z nowymi pomysłami. Tym razem zdecydowali się na przyjmowanie fikcyjnych darowizn, za co darczyńcy otrzymywali zwrot podatku. Głosiciele z półświatka byli tym cudownym pomysłem zachwyceni. W ciągu siedmiu lat „duchowni” przyjęli kilka milionów złotych. – Oczywiście wszystko odbywało się tylko na papierze. „Duchowni” w rzeczywistości brali 10-15 proc. wartości deklarowanej wpłaty i wystawiali zaświadczenia dla urzędów skarbowych. Darczyńcy doskonale zdawali sobie sprawę, że uczestniczą w oszustwie podatkowym opowiada warszawski prokurator, który zajmował się głosicielami. <BR><BR>Z pomocy oszustów skorzystało co najmniej 200 darczyńców. Większość z nich to były zwykłe słupy, czyli podstawione osoby, głównie werbowane za butelkę wódki na Dworcu Centralnym. Jednak darowizny wpłacali także pracownicy stołecznych urzędów, a nawet resortu spraw wewnętrznych i administracji. Księgowa Poczty Głównej w 2001 r. usłyszała od biskupa-założyciela, że Kościół może jej wystawić dowolna ilość dokumentów poświadczających darowiznę. Dobrą passę przerwało zatrzymanie w 2004 r. biskupa i jego kapłanów. Przy okazji wyszło na jaw, że gang zarabiał także na legalizowaniu pobytu w Polsce Wietnamczyków i Chińczyków, których zapraszał Instytut powołany przez głosicieli. <BR><BR><b>Pruszkowska wspólnota duchowa</b> <BR><BR>Na pomysł zarabiania na związku wyznaniowym wpadli także bossowie gangu pruszkowskiego. Członek zarządu podwarszawskiej mafii - Leszek D. ps. Wańka wynajmował kontrolowane przez siebie pomieszczenia w apartamentowcu na Woli jednej z wspólnot religijnych. – Kiedy robiliśmy obserwację tego miejsca, byliśmy zdziwieni, że pojawia się tam wielu figurantów, których obserwowaliśmy. Na miejscu rzeczywiście odbywały się jakieś spotkania religijne, ale nie wiemy dokładnie, co poza tym, bo to była bardzo hermetyczna grupa – opowiada jeden z oficerów CBŚ. <BR><BR>Pewne jest, że w swoim statucie wspólnota miała pomagać uwięzionym. Na jego podstawie korzystała też z ulg podatkowych. Na miejscu pojawiali się Włosi, Rosjanie i Niemcy. Nie chcieli jednak mówić, czym się zajmują. Po tym, jak sprawą zainteresowały się media, wspólnota się rozpłynęła. Policjanci żartowali, że właściciel lokalu, który w tym czasie siedział już w więzieniu, utracił wiarę w sens działalności wspólnoty. <BR><BR>Nie wszyscy mafiosi traktują jednak religię wyłącznie cynicznie. W gangu pruszkowskim fenomenem był boss, który demonstrował swoje przywiązanie do Kościoła, jednak tego prawdziwego. Andrzej Z. ps. Słowik, miał nawet opinię dewota. Co, oczywiście, nie przeszkadzało mu w innych sytuacjach sięgać po broń i zabawić się z prostytutkami w luksusowym hotelu. Jak wspominają jego towarzysze, „Słowik” często czytał Biblie i robił znak krzyża. Nawet ślub wziął w Ziemi Świętej, a sakramentu udzielił mu ks. Kazimierz Orzechowski (znany z występów w Złopotopolskich). – Ks. Orzechowski był trochę naiwny w tych kontaktach ze „Słowikiem”, który dzięki niemu chciał się wkręcić do śmietanki towarzyskiej. A pruszkowiacy wykorzystywali go bez żenady – opowiada jeden ze znajomych „Słowika”. <BR><BR>Zmiany przepisów celnych i podatkowych sprawiły, że gangsterrzy nie zakładają już fikcyjnych Kościołów. Jak większość Polaków, chodzą jednak na Pasterki, w Święto Zmarłych zapalają znicze na grobach kompanów, a na Wielkanoc chętnie święcą pokarmy. Tyle tylko, że jakoś za nic mają sobie przykazania od szóstego w górę. <BR><BR><b>Rafał Pasztelański</b> <BR><BR>