Rok pełen „gorących” wydarzeń. Czy można zbudować za miliardy dolarów lotniskowiec z poważną usterką ograniczającą jego użytkowanie? Czy jest możliwe, by podobnym lotniskowcem – naszpikowanym najnowszymi technologiami – zderzyć się z potężnym masowcem na środku morza? Takie sytuacje przydarzyły się w 2025 roku. Ale było też wiele innych istotnych wydarzeń związanych z wojskiem – nie tylko na froncie w Ukrainie. „Afera Signal” – trupy z szafy Pete'a HegsethaTo był wielki falstart całej amerykańskiej administracji. Pewnego marcowego poniedziałku Jeffrey Goldberg, redaktor naczelny magazynu „The Atlantic”, opisał, jak znalazł się w grupie urzędników, omawiającej szczegóły ataku na jemeńską grupę terrorystyczną Huti. Przez przypadek do czatu na komunikatorze Signal dołączył go doradca Donalda Trumpa do spraw bezpieczeństwa narodowego Michael Waltz. To był jednak dopiero początek afery – potem z szafy zaczęły wypadać kolejne „trupy”.Największy szok wywołały „procedury” stosowane przez sekretarza obrony Pete’a Hegsetha. Współpracownik Trumpa zamieścił w Signalu m.in. harmonogram początkowych nalotów w Jemenie. Tymi samymi informacjami (w tym samym komunikatorze) Hegseth dzielił się także z żoną (byłą prezenterką kanału Fox News) – Jennifer, bratem Philem (pełni w Pentagonie funkcję łącznika Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego) oraz prawnikiem Timem Parlatore’em, który jest urzędnikiem prokuratury wojskowej. „New York Times” podał, że żadna z tych osób nie miała uzasadnionej potrzeby, by otrzymywać takie informacje.Miesiąc po wybuchu „afery Signal” dwaj anonimowi urzędnicy amerykańskiej administracji w rozmowie z agencją Associated Press zdradzili, że sekretarz obrony miał w Pentagonie połączenie internetowe, które omijało protokoły bezpieczeństwa. Było ono skonfigurowane w jego biurze, co pozwalało na korzystanie z aplikacji Signal na komputerze osobistym. Zobacz także: Czarne chmury nad Hegsethem. Pierwszy do odstrzału z administracji TrumpaSprawa ma jeszcze kolejne dno, bo amerykański Instytut Studiów nad Wojną podał, że to Izrael dostarczył poufnych informacji wywiadowczych dotyczących kluczowego agenta wojskowego Huti, który był celem ataku. Ujawnianie tajemnic, było jednym z istotnych czynników, które nadszarpnęły zaufanie sojuszników do Stanów Zjednoczonych. Szefowie holenderskich oraz brytyjskich służb potwierdzili w oficjalnych wypowiedziach, że ich kraje mocno ograniczyły w 2025 r. wymianę informacji wywiadowczych z USA.Ukraińska „Pajęczyna” oplotła rosyjskie lotniskaO tym ataku Ukraińców w Rosji uczyć będą w szkołach służb specjalnych na całym świecie. „Pajęczyna” to misternie zorganizowana i przygotowywana przez półtora roku operacja Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) na głębokich tyłach wroga, która 1 czerwca 2025 r. przyniosła oszałamiający skutek.Pierwsze informacje o finale tej akcji pochodziły od samych Rosjan, którzy kompletnie zdezorientowani patrzyli, jak z TIR-ów zaparkowanych na przydrożnych parkingach w kilku miejscach w ich kraju, nagle wylatują dziesiątki dronów bojowych. Brezzałogowce te potem zaatakowały kilka lotnisk o strategicznym znaczeniu. Rosjanie nigdy oficjalnie nie podali skali strat. Według różnych źródeł (w tym amerykańskich analiz na podstawie zdjęć satelitarnych) uszkodzeniu uległo 40 rosyjskich samolotów (w tym kilka bombowców strategicznych), z czego całkowicie zniszczono od 11 do 13 maszyn. Straty oszacowano na 2 do 7 miliardów dolarów.Jak ujawnił ukraiński dziennikarz Jurij Butusow, do Rosji przemyconych zostało 150 dronów kamikadze ukrytych pod ruchomymi dachami kontenerów mieszkalnych (transportowanych przez TIR-y). W rejon baz lotniczych dostarczyły je ciężarówki rosyjskich przewoźników. W niedzielę 1 czerwca dachy kontenerów zostały zdalnie otwarte i 116 dronów poleciało w kierunku celów – bazy lotnictwa strategicznego Biełaja (obwód irkucki na Syberii), Ołenja (obwód murmański w Arktyce), Diagilewo (obwód riazański) i Iwanowo (obwód iwanowski). Tylko atak na lotnisko Ukrainka się nie powiódł – drony eksplodowały wewnątrz kontenera. Według dyrektora rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Aleksandra Bortnikowa akcja udała się, ponieważ „bezpośredni nadzór nad nią sprawował brytyjski wywiad”. Pewne jest, że o operacji nie był informowany wcześniej Biały Dom. Amerykański portal Axios podał cztery dni po ataku, że Donald Tramp podsumował „Pajęczynę”, że „było to cholernie dobre”. Zobacz także: Operacja „Pajęczyna”. Ujawniono bilans ataku na rosyjskie lotnictwoW grudniu Narodowy Bank Ukrainy postanowił upamiętnić operację SBU na monecie. Numizmat o nominale 5 hrywien ma być wybity w nakładzie 75 tys. egzemplarzy i kolportowany w specjalnym pamiątkowym opakowaniu.Zderzenie lotniskowca atomowego, które kosztowało dowódcę karierę12 lutego 2025 roku doszło do kolizji lotniskowca atomowego USS Harry S. Truman (CVN 75) z masowcem Besiktas-M. Zdarzenie miało miejsce w nocy w rejonie Port Said na Morzu Śródziemnym. Dwa dni później Marynarka Wojenna USA potwierdziła zdarzenie, a jej rzecznik Timothy Gorman uspokajał, że kolizja nie stanowiła zagrożenia dla lotniskowca. Według nieoficjalnych informacji masowiec Besiktas-M uderzył prawą stroną dziobu poniżej pokładu startowgo lotniskowca (powyżej linii wodnej). Na frachtowcu doszło do nieznacznych uszkodzeń, m.in. wyposażenia cumowniczego. Obeszło się bez ofiar, ale tydzień później stanowisko stracił dowódca lotniskowca Dave Snowden. Według oficjalnego komunikatu cytowanego przez Instytut Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych (USNI) powodem zmian personalnych była „utrata zaufania do zdolności dowodzenia” przez Snowdena. To oznacza raczej koniec jego wielkiej kariery. Snowden ukończył Akademię Marynardki Wojennej w Annapolis specjalizując się w inżynierii lotniczej i kosmicznej. Był pilotem w marynarce, uczestniczył m.in. w misjach nad Irakiem i Afganistanem. Dowodzenie jednym z najpotężniejszych okrętów wojennych świata, to wielki prestiż, ale też trampolina do dalszej kariery w dowództwie US Navy, a może nawet na salonach w Białym Domu. Zobacz także: Niefortunny wypadek marynarki wojennej USA. Samolot "zsunął się" do morzaSnowden, mający też w armii przydomek „Lodowaty”, tym razem nie zachował zimnej krwi. Jego kariera legła w gruzach, bo jeden z marynarzy, przysnął na nocnej wachcie. Były kapitan Trumana miał wyjątkowego pecha. Przy podobnym zdarzeniu w 1976 roku (amerykański lotniskowiec uderzył w Cieśninie Messyńskiej liberyjski frachtowiec) dowódca USS Franklin D. Roosevelt CV-42 Richard Bordone nie został zdymisjonowany (teraz nie przeprowadzono nawet żadnego dochodzenia wyjaśniającego okoliczności).Władimir Putin straszy Buriewiestnikiem i PosejdonemRakieta z napędem atomowym 9M370 Buriewiestnik (SSC-X-9 Skyfall w identyfikacji NATO) to oczko w głowie Władimira Putina. Moskiewski dyktator wymarzył sobie, że ta szatańska broń w 2025 roku znajdzie się w arsenale rosyjskiej armii. Jak przystało na najwyższe standardy kremlowskiej propagandy, ogłoszono sukces, choć tak naprawdę nie wiadomo do końca, czy pocisk ten osiągnął zdolność bojową.– Dobrze pamiętam, kiedy ogłosiliśmy, że opracowujemy taką broń. Nawet wysoko wykwalifikowani specjaliści mówili mi, że owszem, to dobry i godny cel, ale nierealny w najbliższej przyszłości. Taką opinię wyrazili, powtarzam, wysoko wykwalifikowani specjaliści – przypomniał Putin w październiku, cytowany przez „Niezawisimą Gazietę”.Przygotowanie projektu Buriewiestnik trwało oficjalnie 8 lat, choć sama historia prac nad napędem atomowym do rakiet w Rosji jest znacznie dłuższa. Na filmie z testów udostępnionym przez rosyjskie ministerstwo obrony można zauważyć, że pocisk ma w środkowej części skrzydła nośne oraz (prawdopodobnie) trzy lub cztery stateczniki z tyłu. Według „Niezawisimej Gaziety” silnik startowy rakiety jest na paliwo stałe, a wymiary to: długość w momencie startu – 12 m, w locie – 9 m; przekrój – 74 cm. W zgodnej opinii ekspertów pocisk porusza się z prędkością poddźwiękową 850-1300 km/h. Może przenosić głowice konwencjonalne oraz nuklearne.Głównym atutem Buriewiestnika jest niemal nieograniczony zasięg. Pocisk – w przypadku napędu jądrowego – może dotrzeć do celu dowolną trasą, zupełnie nieoczywistą. Może też (w miarę możliwości unikać obszarów szczególnie monitorowanych przez radary. Eksperci podkreślają, że może on operować w powietrzu kilka... lat, czekając na właściwy moment do ataku.Zdolność bojowa Buriewiestnika jest wielką niewiadomą także z tego powodu, że większość z blisko 20 testów kończyła się niepowodzeniem (m.in. wypadek w sierpniu 2019 roku doprowadził do śmierci 9 osób). Według rosyjskich władz udana próba miała miejsce na pewno 21 października br.– Pocisk rakietowy o napędzie jądrowym pokonał dystans 14 tysięcy km, a to nie jest kres jego możliwości. Buriewiestnik pozostawał w powietrzu przez około 15 godzin, a stać go na więcej – zachwalał szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej Walerij Gierasimow. Zobacz także: Nowa „superbroń” Rosji wcale nie taka „super”. „Produkty propagandy”Jeśli Buriewiestnik rzeczywiście jest gotowy, to w rosyjskim arsenale dołączy m.in. do Posejdona – podwodnego bezzałogowca z napędem atomowym, który został opracowany około dekadę temu.Księżniczki z europejskich rodów królewskich w kamaszachW tym roku cztery księżniczki europejskich rodów królewskich przechodziły intensywne szkolenia w armii swych krajów i nie były to tylko ćwiczenia na pokaz. Księżniczka Asturii Eleonora, cztery miesiące po wstąpieniu do Akademii Generalnej Lotnictwa i Przestrzeni Powietrznej w San Javier (Murcja), odbyła w 19 grudnia swój pierwszy samodzielny lot. Pilotowała szkolny samolot Pilatus C-21. Aby móc samodzielnie latać, następczyni hiszpańskiego tronu ukończyła szkolenie teoretyczne, przeszła ćwiczenia na symulatorze i sesje lotów rzeczywistych. Wcześniej odbyła służbę w wojskach lądowych oraz Marynarce Wojennej, odbywając w lecie m.in. czteromiesięczny rejs szkoleniowy.W ostatnim czasie szkolenie wojskowe przechodziły też: następczyni szwedzkiego tronu – Victoria (w Szwedzkiej Akademii Obrony, 2024-2025) oraz przyszła norweska królowa, księżniczka Ingrid Alexandra (15-miesięczna służba w Batalionie Inżynieryjnym Brygady Północnej, 2024-2025). Ta pierwsza – podobnie jak hiszpańska następczyni tronu Eleonora – miała do czynienia z Siłami Powietrznymi. Latała m.in. na myśliwcu JAS 39 Gripen (niesamodzielnie). Zobacz także: Politycy do... wojska? „To powinien być wymóg w Polsce”Jesienią 2025 roku szkolenie wojskowe w Defensity College rozpoczęła też następczyni holenderskiego tronu, 22-letnia Katarzyna-Amalia. Księżniczka Oranii została pierwszą kobietą z rodziny królewskiej, która zaciągnęła się do wojska.Fujian – perła (ze skazą) w koronie chińskiej marynarkiChiny dysponują największą na świecie marynarką wojenną pod względem liczby okrętów. W listopadzie dołożyły do kolekcji lotniskowiec Fujian – prawdziwą perłę w koronie. Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza dotychczas dwoma podobnymi jednostkami, ale zbudowane one były w oparciu o rosyjskie projekty. Fujian jest w całości wytworem chińskiej myśli i technologii – choć w dużej części są one też kopią zachodnich wynalazków. Jednym z nich są katapulty elektromagnetyczne (EMALS), ułatwiające start obciążonych paliwem i uzbrojeniem samolotów. Podobny system ma tylko amerykański USS Gerald R. Ford (ale Donald Trump „rozkazał”, aby armia USA zrezygnowała z EMALS i wróciła do napędu… parowego katapulty). Fujian został zwodowany w 2022 roku, od początku tego roku przechodził próby morskie, a w listopadzie – w obecności Xi Jinpinga – został przekazany Marynarce Wojennej.– Wykonujcie polecenia partii, walczcie o zwycięstwo i podtrzymujcie dobre tradycje! – „pobłogosławił” chiński przywódca załogę lotniskowca podczas uroczystości transmitowanej przez publiczną telewizję.Fujian jest największym na świecie okrętem wojennym o napędzie konwencjonalnym, o wyporności ok. 80 000 ton. Podczas dziewięciu prób morskich przeprowadzonych w 2025 r. chińska marynarka wojenna testowała m.in. nową wersję morską myśliwca stealth J-35 i samolot wczesnego ostrzegania KJ-600, a także wariant sprawdzonego myśliwca J-15. Na okręcie ma stacjonować 60 samolotów.Przy budowie tego monstrum Chińczycy nie ustrzegli się jednak też błędów. Amerykańscy analitycy wojskowi, na podstawie publicznych nagrań z testów, doszli do wniosku, że jednoczesne starty i lądowania na Fujian są praktycznie niemożliwe (przemieszczanie się samolotów lądujących blokuje pasy startowe) – to mocno ogranicza potencjał bojowy tej jednostki. Wojskowi z USA zauważyli uszczypliwie, że w związku z tym, potencjał ten realnie jest mniejszy niż zdolności ich lotniskowców klasy Nimitz budowanych nawet 50 lat temu. Zobacz także: Testy morskie lotniskowca Fujian. Imponujący pokaz siły chińskiej armii– Istnieje stare przysłowie marynarki wojennej, które mówi, że „wszystkie procedury i regulacje operacyjne lotniskowców są spisane krwią”, co oznacza, że ktoś musiał wcześniej zostać poważnie ranny lub zginąć podczas operacji lotniczych. Widziałem kilku zabitych na pokładach i wiem, jak niebezpieczna może być taka arena. Zbudowanie lśniącego, nowego lotniskowca to fajna sprawa, ale śmiem twierdzić, że Chińczycy „nie wiedzą, czego nie wiedzą” o operacjach takich jednostek – powiedział w rozmowie ze stacją CNN emerytowany porucznik komandor Keith Stewart, były lotnik marynarki wojennej USA.Lądowanie żołnierzy USA w MeksykuArmia Stanów Zjednoczonych uchodzi za jedno z najlepiej zorganizowanych wojsk świata, ale nawet najlepszym zdarzają się spektakularne wpadki. Dowództwo USA (także to polityczne) gorzką pigułkę musiało przełknąć w listopadzie 2025 roku. Dokładnie 17 listopada Stany Zjednoczone przypadkowo zaatakowały Meksyk. Żołnierze przypuścili szturm na przygraniczną plażę. Zajęli teren, umieszczając tam tablice Departamentu Obrony z napisem „strefa zamknięta” i oznaczyli go jako „dla dowódcy”. Wywołało to konsternację i krótkotrwałe napięcie w relacjach z uzbrojonymi meksykańskimi siłami bezpieczeństwa.Powodem „inwazji” był błąd ludzki. Dowództwo źle zidentyfikowało przebieg linii granicznej między obu państwami. Pentagon przyznał się do błędu, a Meksykanie szybko usunęli kontrowersyjne tablice z oznaczeniami terenu.Sprawa wywołała jednak mały impas dyplomatyczny. Ambasada USA w Meksyku skomentowała ten incydent w dość specyficzny sposób.„Zmiany głębokości wody i topografii zmieniły postrzeganie położenia granicy międzynarodowej” – wyjaśniono w specjalnym oświadczeniu. Pentagon dodał, że wykonawcy będą „współpracować z odpowiednimi agencjami, aby uniknąć nieporozumień w przyszłości”.Sprawa nie przez wszystkie media została oceniona w kategoriach zwykłej pomyłki. Donald Trump dokładnie w tym samym czasie rozmawiał w Białym Domu z dziennikarzami o operacjach wojskowych mających zlikwidować napływ narkotyków do USA z takich krajów jak Kolumbia, Wenezuela i Meksyk. Prezydent USA nie wykluczał możliwości interwencji amerykańskiej armii za południową granicą. Zobacz także: Ekipa Trumpa ujawniła plany ataku. Skutki „mogły być katastrofalne”Również sekretarz stanu Marco Rubio wielokrotnie wypowiadał się o możliwości „wsparcia” meksykańskich służb przez żołnierzy USA w zwalczaniu narkotykowych karteli. Amerykanin uznał, że są obszary Meksyku, nad którymi państwo straciło już zupełnie kontrolę na rzecz przestępczych gangów.ORKA uwolniona po 13 latachW Polsce za niemal epokowe wydarzenie w armii można uznać podpisane w grudniu 2025 roku porozumienie ze szwedzkim Saabem na budowę dla naszej Marynarki Wojennej trzech okrętów podwodnych A26 Blekinge. To finał programu ORKA, który w Polsce obrósł już legendą. Starania o nowe okręty podwodne na polskiej marynarki sięgają przełomu wieków, a projekt ORKA pojawił się 13 lat temu. Ponieważ koszty takiego planu są ogromne dla budżetu państwa (mówi się o ok. 10 mld zł, a realnie będą bardziej zbliżone do 20 mld), więc każdy kolejny rząd „przesuwał w czasie” kluczowe decyzje. Umowa została zawarta w ostatniej chwili. Jedyny czynny okręt podwodny w armii – 40-letni ORP Orzeł – nie przedstawia już nadzwyczajnych zdolności bojowych. Jednostka, próbując przepłynąć na uroczystości Marynarki Wojennej z Gdyni do Świnoujścia, w końcu listopada, uległa kolejnej awarii. Brak umowy oznaczałby nie tylko brak okrętów podwodnych w polskiej marynarce, ale też przerwanie ciągłości szkolenia „podwodniaków” (w kontrakcie mamy zagwarantowane wypożyczenie przez Szwedów jednostki do czasu wybudowania dla nas pierwszego okrętu w 2030 r.). – Dywizjon okrętów podwodnych, co warto podkreślić, jest najdłużej służącą jednostką, pod względem ciągłości, w Wojsku Polskim. Od 1932 roku, bez żadnych przerw. – mówi portalowi TVP.Info, Inspektor Marynarki Wojennej, wiceadmirał Jarosław Ziemiański. Zobacz także: Awaria jedynego polskiego okrętu podwodnego. Korea chce nam oddać swójOkręt podwodny A26 (typu Blekinge) jest uznawany za jeden z najnowocześniejszych na świecie, choć o jego prawdziwych możliwościach będzie można coś więcej powiedzieć, dopiero kiedy… powstanie. Pierwsza jednostka dla szwedzkiej Marynarki Wojennej miała być oddana w 2022 roku. Od tamtej pory termin wciąż jest przesuwany, a koszty wzrosły trzykrotnie. Obecnie w budowie są w Szwecji dwa okręty tego typu.