Zmiana waluty w cieniu kryzysu. Nieco ponad połowa Bułgarów sprzeciwia się planowanemu na 1 stycznia wejściu kraju do strefy euro. Jednak – wbrew pozorom – temat ten nie był wcale mocno podnoszony podczas niedawnych protestów, które doprowadziły do dymisji rządu. W praktyce przyjęcie euro w Bułgarii będzie mniejszą zmianą niż w innych krajach, za to odbędzie się w cieniu ogromnego politycznego zamieszania. Grudzień, który zwykle jest czasem podsumowań, w Bułgarii tym razem okazał się czasem politycznego trzęsienia ziemi. Po masowych protestach obywateli, parlament przyjął dymisję rządu Rosena Żelazkowa. W demonstracjach, które zakończyły karierę jego gabinetu, wzięli udział przede wszystkim przedstawiciele pokolenia Z. Organizowali się oni na TikToku i Instagramie, a na protesty przychodzili z transparentami głoszącymi: „Pokolenie Z was dorwie” i „Dajcie nam powód, by zostać”.Procedura tworzenia nowego rządu może potrwać kilka tygodni. Tymczasem wielu Bułgarów już zdążyło stracić cierpliwość. Po dymisji tłumy znów wyszły na ulice, tym razem z żądaniem rozpisania przedterminowych wyborów. Już konsultacje prezydenta Rumena Radewa z siedmioma siłami parlamentarnymi pokazały, że żadna z nich nie jest gotowa na podjęcie wyzwania i nie uważa, żeby udało się powołać nowy rząd w ramach obecnego parlamentu. Większość sił politycznych skłania się w stronę przeprowadzenia wyborów na początku kwietnia.Ponad połowa Bułgarów przeciw wejściu do strefy euro, nastroje podsyca rosyjska dezinformacjaW cieniu tych wszystkich wydarzeń 1 stycznia 2026 roku Bułgaria zamieni lewa na euro. Co prawda nacjonalistyczna i sympatyzująca z putinowską Rosją partia Odrodzenie zapowiadała walkę o opóźnienie tej operacji o rok, ale nawet liderzy ugrupowania nie wierzyli, że to mogłoby się udać, tym bardziej że Komisja Europejska potwierdziła, iż Bułgaria spełniła wszystkie kryteria i przyjmie euro – niezależnie od sytuacji politycznej w kraju. Nie pomogłoby tu nawet straszenie losem „drugiej Grecji”.Według opublikowanego w czerwcu badania Eurobarometr za przyjęciem euro jest 45 proc. Bułgarów, przeciwko – 53 proc. Chociaż obawy przed zmianą napędza teraz rozpowszechniana przez Rosję dezinformacja, to sondaże z poprzednich trzech lat pokazywały podobne proporcje. Obawy związane z wejściem do strefy euro dotyczą przede wszystkim wzrostu cen i utraty jednego z atrybutów suwerenności, jakim jest własna waluta.CZYTAJ TEŻ: Deklaracja wschodniej flanki. „Rosja największym zagrożeniem”Rzecz w tym, że te obawy są nie do końca uzasadnione, bo w praktyce Bułgaria już od dawna jest związana ze strefą euro. Lew od 1999 roku jest bowiem sztywno powiązany z tą walutą. To oznacza, że Sofia od lat nie prowadzi własnej polityki monetarnej i jest zależna od decyzji Europejskiego Banku Centralnego, na które nie ma żadnego wpływu. Przyjęcie euro spowoduje za to, że Bułgaria zyska miejsce w Radzie Prezesów EBC, a przy okazji wzmocni swoją integrację z pozostałą częścią. Wpłynie to też na pewno na postrzeganie kraju jako stabilnej gospodarki.Rząd próbował tłumaczyć, że protesty są związane z euro. Rzeczywistość była nieco innaNawet jeśli ponad połowa Bułgarów obawia się przyjęcia euro, to – zaskakująco – akurat ta sprawa nie była jednym z głównych tematów podczas antyrządowych demonstracji. Bezpośrednią przyczyną protestów okazał się projekt budżetu na przyszły rok, który przewidywał podniesienie składek społecznych i emerytalnych, czyli zwiększenie obciążeń dla obywateli. Tym bardziej bolesne, że zyskane w ten sposób środki miały posłużyć do sfinansowania podwyżek dla administracji rządowej. Demonstracje szybko stały się protestem także przeciwko zawłaszczaniu państwa przez rządzących oraz korupcji i patologii władzy, w tym przeciw rosnącej roli objętego amerykańskimi i brytyjskimi sankcjami oligarchy Delana Peewskiego.Wbrew początkowej narracji rządu, który próbował łączyć protesty z euro, znaczna część ich uczestników wcale nie była negatywnie nastawiona do przyjmowania unijnej waluty. Przeciwnie – uważali oni, że mocniejsze związanie kraju z UE pomoże poprawić wizerunek Bułgarii w Europie oraz ułatwi walkę z korupcją i innymi patologiami władzy.Bułgaria nie chce być postrzegana w Unii Europejskiej jako kraj drugiej kategoriiPrzy wszystkich zastrzeżeniach protestujących do rządu Żelazkowa, to właśnie za jego kadencji Bułgaria po raz pierwszy spełniła wszystkie kryteria niezbędne do przyjęcia euro. I to Żelazkow może sobie przypisać taką zasługę. W połączeniu z wejściem Bułgarii do strefy Schengen, co po wieloletnich staraniach nastąpiło w pełni na początku 2025 roku, daje to nadzieję, że Bułgaria – przynajmniej w pewnym stopniu – przestanie być postrzegana jako państwo członkowskie drugiej kategorii.Całkowite zerwanie z takim wizerunkiem nie będzie jednak łatwe. Mimo że od wejścia do Unii Europejskiej w 2007 roku gospodarka tego kraju szybko się rozwijała, to Bułgaria nadal jest na ostatnim miejscu pod względem PKB na jednego mieszkańca. Według Eurostatu w 2024 roku wynosiło ono dwie trzecie unijnej średniej. Sofia jest też w unijnym ogonie pod względem walki z korupcją. W tegorocznym rankingu organizacji Transparency International Bułgaria zajęła 76. miejsce na świecie, wyprzedzając wśród unijnych państw tylko Węgry.Żeby uniknąć chaosu na rynku, przez pierwszy miesiąc lew i euro będą funkcjonować w Bułgarii równolegle, potem lew zostanie wycofany z obiegu. Do końca czerwca starą walutę będzie można za darmo wymienić na euro w bankach i na poczcie. Już od początku grudnia w kraju można kupować „pakiety startowe”, czyli zestawy kilkudziesięciu monet euro, jednak ich użycie będzie możliwe dopiero po nowym roku. Bułgaria dołączy do strefy euro jako 21. kraj.CZYTAJ TEŻ: Węgierska delegacja w Moskwie. „Pojechali budować grunt pod interesy”