Elity omijają armię szerokim łukiem. Coraz częściej, w różnym formacie, wracają dyskusje na temat przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej. Generał Mirosław Różański uznał ostatnio, że jakąś formę szkoleń w swoim CV powinny mieć osoby na eksponowanych stanowiskach. Faktem jest, że większość ludzi gorąco odwołujących się publicznie do patriotyzmu, nigdy nie była w wojsku i omija je szerokim łukiem. Jeszcze kilka lat temu dyskusja o obowiązkowej służbie wojskowej nie wywoływała żadnego zainteresowania. W ostatnim czasie sytuacja geopolityczna zmieniła się tak bardzo, że to temat, który coraz częściej pojawia się na forum publicznym. Nie pada pytanie CZY zostanie ona przywrócona, lecz KIEDY to nastąpi. Służba powinna być na początku ścieżki karieryTuż przed Świętami do sprawy wrócił generał broni (w stanie spoczynku) i były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych Mirosław Różański. Obecny senator KO nawiązał do przygotowania w zakresie funkcjonowania w strukturach wojskowych wysokich urzędników państwowych. Uczestnik m.in. polskiej misji w Iraku stwierdził, że odpowiednie szkolenie w tej dziedzinie obecnie jest wręcz obowiązkiem.„Modelowe przygotowanie do funkcji zwierzchnika sił zbrojnych. Ukończenie akademii, studiów w zakresie bezpieczeństwa powinno być wymogiem w Polsce” – napisał w serwisie X gen. Różański.Temat wywołał od razu dość szeroką dyskusję na temat przywrócenia obowiązku służby wojskowej, ale też wszelkiego rodzaju szkoleń w tym względzie. Także w kontekście pełnienia wysokich stanowisk państwowych związanych bezpośrednio z funkcjonowaniem armii. Większość internautów uznała, że to w obecnych czasach niezbędne. Zobacz także: Wraca temat obowiązkowej służby wojskowej. „Zawsze taka możliwość istnieje”„Ukończenie szkolenia wojskowego i regularne ćwiczenia powinny być wymogiem w ogóle do osiągnięcia czegokolwiek w służbie Rzeczpospolitej. Nie masz ukończonej służby, nie bierzesz udziału w ćwiczeniach? Nie idziesz na studia, nie będziesz urzędnikiem, nie będziesz posłem, senatorem, prezydentem” – przedstawił swe stanowisko w social mediach internauta przedstawiający się jako Sylwester.Polityk nie musi być specjalistą?Generał Mirosław Różański poruszając temat szkoleń wojskowych jako ilustrację przedstawił hiszpańską następczynię tronu – Eleonorę. Księżniczka Asturii, już jako 17-latka rozpoczęła szkolenie w Akademii Wojsk Lądowych w Saragossie, potem podobne doświadczenia zbierała w marynarce wojennej (odbyła m.in. półroczny rejs, podobnie jak wcześniej jej ojciec i dziadek), a obecnie jest w w szkole lotniczej w San Javier w Murcji.„Partie polityczne, które chcą brać odpowiedzialność za kraj powinny przygotowywać osoby do zajmowania kluczowych stanowisk, kierując między innymi na studia, otrzymywane subwencje pozwoliłyby na przygotowania kandydatów w kraju, a nawet za granicą. Od informatyka, projektanta, lekarza wymagamy, by był specjalistą, a politykowi ma wystarczyć donośny głos i siłownia (?)” – pytał retorycznie w social mediach były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych.W Europie obowiązkowa służba wojskowa została ostatnio przywrócona na Litwie i Łotwie. Obowiązuje też w krajach takich jak Finlandia, Szwecja, Norwegia, Dania, Austria, Grecja, Cypr oraz Chorwacja. Jest też wiele państw, gdzie odbycie dobrowolnego szkolenia wojskowego jest „w dobrym tonie”. Nie stronią od niego osoby powszechnie uznawane za publiczne – księżniczka Eleonora nie jest wyjątkiem. Dotyczy to większości europejskich rodów królewskich. Zobacz także: Lekarstwo na rozbudowę rezerw. Powrót do obowiązkowej służby wojskowejW internecie i social mediach mnóstwo jest zdjęć przedstawiających potomków monarchów, którzy przechodzą wojskowe szkolenia. I nie są to tylko wizerunkowe „ustawki”, ale realna szkoła wymagająca pełnego zaangażowania.Harry, „Pingo” i księżniczki nie boją się armiiBrytyjski książę Harry służył w armii przez 10 lat (2005-2015), dochodząc do stopnia kapitana. Pilotował śmigłowce Apache, brał udział w dwóch misjach w Afganistanie, a po zakończeniu służby w 2015 roku, w różnej formie wspiera weteranów do dziś. Obecny Król Danii Fryderyk X przeszedł wojskową „szkołę” podobną do tej jaką miała księżniczka Eleonora. Jako 18-latek trafił do Gwardii Królewskiej, potem odbył szkolenie w w Korpusie Płetwonurków Królewskiej Marynarki Wojennej i skończył w bazie Karup, w Szkole Lotniczej Flyveskolen (FLSK) czyli centrum Królewskich Sił Powietrznych Danii. Fryderyk X w 1995 roku ukończył wymagające szkolenie Frogman Corps, jednostkach specjalnych Marynarki Wojennej odpowiadającym amerykańskim Navy SEALs lub brytyjskiej Special Boat Service. Kurs „przetrwało” tylko 4 z 300 żołnierzy, a ówczesny książę zyskał wówczas przydomek „Pingo” (pingwin). Zobacz także: Książę Harry złożył wizytę w Ukrainie. Odwiedził rannych we LwowieW ostatnim czasie szkolenie wojskowe przechodziły też: następczyni szwedzkiego tronu – Victoria (w Szwedzkiej Akademii Obrony, 2024-2025) oraz przyszła norweska królowa, księżniczka Ingrid Alexandra (15-miesięczna służba w Batalionie Inżynieryjnym Brygady Północnej, 2024-2025). Oczywiście przedstawiciele królewskich rodów funkcjonują w społeczeństwach na nieco innych zasadach, ale powyższe przykłady wskazują, że nawet w takich kręgach osób publicznych manifestowanie swego przywiązania do kraju jest raczej normą niż wyjątkiem.Młodzież nie jest zainteresowana obroną PolskiW polskich elitach znalezienie kogoś, kto potrafiłby odbezpieczyć pistolet, znał stopnie wojskowe, albo wiedział czym różni się pułk od batalionu czy kompanii, to duże wyzwanie.Nie tylko względy bezpieczeństwa kraju nakazują poważne rozważenie opcji przywrócenia jakiejś formy obowiązkowego szkolenia wojskowego. Coraz większa grupa Polaków nie czuje jakiekolwiek związku z państwem, nie mówiąc już o chęci występowania w obronie jego interesów czy niepodległości. Zobacz także: Chcą powrotu obowiązkowej służby wojskowej. Ale nie ci, których ona dotyczyOstatnie badania statystyczne (z początku grudnia 2025 roku) pokazują, że tylko połowa obywateli Rzeczpospolitej jest zainteresowana czynną obroną kraju w przypadku realnego konfliktu zbrojnego (z tego większość jako „wsparcie”, z dala od linii frontu). Aż 65 procent ludzi z przedziału wiekowego 18-29 lat w ogóle nie bierze pod uwagę możliwości swego zaangażowania w działania obronne, gdyby wybuchła wojna.