Kim był biskup Myry? W czasach pandemii i wojen dawny Mikołaj wraca jako patron empatycznej ekonomii – dyskretnej hojności, która mnoży zasoby i buduje odporność. Zapomniany biskup pokazuje, jak rozgonić czarne łabędzie chaosu. I składa nam wszystkim życzenia. Zza makii wyłania się…Plaża na południowo-zachodnim wybrzeżu dzisiejszej Turcji, wciąż zwana Patarą, ciągnie się na kilkanaście kilometrów i otoczona jest krzewami pistacji, mirtu i jaśminu. Roślinność porasta także zabagniony i lekko obniżony teren dawnej laguny portowej. W starożytności był to ważny ośrodek handlowy, do którego wpływały statki z Egiptu i Cypru ze zbożem, winem i oliwą. Z zarośli wyłaniają się dziś pozostałości miasta: Łuk Modestusa z ok. 100 r. n.e., rozsypane kolumnady, fragmenty podium agory oraz imponujący teatr grecko-rzymski o średnicy ok. 80 metrów, mogący pomieścić niegdyś blisko sześć tysięcy widzów. Ruiny te znajdują się w pobliżu dzisiejszej wioski Gelemiş.W tej właśnie części Licji, najpewniej w dawnej Patarze lub jej bezpośrednich okolicach, ok. 270 r. n.e. urodził się Mikołaj. Pochodził z zamożnej rodziny chrześcijańskiej o greckich korzeniach. Po śmierci rodziców odziedziczył znaczny majątek, który – według przekazów hagiograficznych – rozdał ubogim, inspirowany naukami Ewangelii o miłosierdziu. Został wyświęcony na kapłana, a następnie mianowany biskupem pobliskiej Myry (dzisiejsze Demre). Tam sprawował swój urząd aż do śmierci ok. 343 r. Źródła historyczne, w tym kroniki bizantyjskie, nie potwierdzają wszystkich szczegółów jego legendarnej biografii, wskazują jednak m.in. na jego udział w soborze nicejskim w 325 r.Kult Mikołaja ewoluował przez wieki, rozprzestrzeniając się z Azji Mniejszej do Grecji, a w XI w. marynarze przenieśli relikwie do Bari we Włoszech i tak zaczęła się rozwijać jego popularność w Europie Zachodniej. W średniowieczu stał się patronem ludzi morza, także dzieci, ubogich i podróżników, a dzień 6 grudnia ustalono na jego cześć świętem. Wśród wschodnich Słowian kult Mikołaja był szczególnie żywy i nieustannie wzbogacany nie tylko o ludowe motywy, ale i wątki związane z kijowską i moskiewską państwowością. Przykładem – powstała już na początku XX w. pływająca cerkwiem pod wezwaniem św. Mikołaja. Parowiec-świątynia stacjonował u ujścia Wołgi do Morza Kaspijskiego. Po rewolucji bolszewicy przemianowali go na „Iosifa Stalina”, odpiłowali krzyże, zrzucili cebulaste kopuły i we wnętrzu zorganizowali nawodne kino. Ale jak się zdaje najnowszy głos od Mikołaja z Patary pochodzi z innego kierunku – od naukowców z Oksfordu. W 2017 r. przeprowadzili oni badania kości, uznanej za relikwię św. Mikołaja.Przez wieki znajdowała się ona w jednym z francuskich kościołów, a później trafiła do duchownego z Illinois. Badacze ustalili teraz, że w rzeczy samej jest to fragment szkieletu człowieka, który żył w IV w.Czytaj też: Szalony Radziwiłł i… Kukiz. „1670” kręcono w ministerstwie zdrowiaNarodziny coca-colowego MikołajaW XIX w. w Stanach Zjednoczonych holenderscy osadnicy rozpowszechnili tradycję Sinterklaasa, a więc św. Mikołaja, który zwyczajowo 5 grudnia przypływał statkiem, najczęściej parowcem, z prezentami. Równocześnie pisarze, tacy jak Washington Irving i Clement Clarke Moore nadali temu Mikołajowi cechy dobrotliwego darczyńcy z workiem prezentów i saniami ciągniętymi przez renifery. Transformacja ta zbiegła się z rozwojem przemysłu prezentowego. W Ameryce, gdzie w pierwszej połowie XIX w. populacja Nowego Jorku wzrosła dziesięciokrotnie, a to wywołało m.in. problemy społeczne. Zimą brakowało pracy sezonowej, szkoła nie była obowiązkowa i miasto zalewała fala młodzieży, mającej masę wolnego czasu, a przy tym głodnej i pełnej energii. Konserwatywni, zamożniejsi nowojorczycy, czerpiąc z opowieści Irvinga i Moore’a, zaczęli więc organizować dla nich obchody świąt, by choć częściowo uchronić przed losem uliczników. Elementem świętowania stały się drobne podarki. To uruchomiło przemysł zabawkarski, od lat 20. XIX w. obserwujemy ekspansję domów towarowych, które z mikołajkowych i bożonarodzeniowych prezentów uczyniły kluczowy element konsumpcji. Ta komercjalizacja wzmocniła rolę św. Mikołaja w reklamach, gdzie prezenty stały się narzędziem do budowania lojalności konsumenckiej.Ewolucja przyspieszyła w latach 30. XX w., gdy Coca-Cola zaangażowała ilustratora Haddona Sundbloma do stworzenia serii reklam, które ujednoliciły obraz świętego. I tak powstał jowialny starzec w czerwonym stroju, inspirowany kolorystyką marki. Sundblom malował go corocznie od 1931 do 1964 r., opierając się na poemacie Moore’a, ale za każdym razem dodawał butelkę Coca-Coli. Ta zmiana oderwała postać od religijnych korzeni, czyniąc ją wehikułem dla sprzedaży. I tak anonimowa hojność stała się publicznym spektaklem promocyjnym.Z czasem coca-colowy Mikołaj przekształcił się w symbol jeszcze innego modelu gospodarki. Jego fabryki i magazyny na Biegunie Północnym działają niczym huby produkcyjno-logistyczne, elfy to robotnicy, renifery – flota transportowa. Na początku XXI w. Santa Claus uosabiał więc ekonomię opartą na dywersyfikacji produkcji, zaawansowanej analizie danych klientów i optymalizacji kosztów.Mikołaj zakaził się SARS-CoV-2System działał efektywnie w warunkach stabilnych, ale pandemia COVID-19 ujawniła jego słabości. Osoby wcielające się w rolę Mikołaja – statyści w centrach handlowych, emeryci dorabiający sezonowo, studenci czy wolontariusze – masowo stracili pracę z powodu obostrzeń sanitarnych: obowiązkowych maseczek, dystansu społecznego i innych ograniczeń. W krajach takich jak Polska, USA czy Francja, ci sezonowi pracownicy, dla których grudzień stanowił kluczowy okres zarobkowy, zmagali się z brakiem dochodów, co pogłębiło nierówności ekonomiczne. To również symboliczny cios w nową świecką tradycję, gdzie rubaszny dziadek reprezentował radość i jednocześnie dodatkowe dochody.Pandemia nie zakwestionowała jednak wyłącznie rynku sezonowej pracy, ani samej praktyki świątecznych przedstawień. Uderzyła w fundamenty wyobrażeniowe modelu, w którym cocacolowy Mikołaj funkcjonował jako „operator” mobilności, bliskości i nieograniczonego dostępu. Próby ratowania tego modelu – od „sanitarnej reglamentacji kontaktów”, przez „dystansowanie rytuałów”, po technokratyczne „scenariusze bezdotykowej dystrybucji” – obnażyły jego mankamenty. To system skrajnie zależny od fizycznej obecności, swobodnego przemieszczania się i masowej synchronizacji zachowań. Gdy te warunki zniknęły, Mikołaj przestał być nośnikiem radości, a stał się problemem epidemiologicznym, logistycznym i etycznym zarazem. W tym sensie pandemia nie tyle zawiesiła działanie świątecznej machiny, ile odsłoniła jej wewnętrzną sprzeczność: model oparty na intensywnej konsumpcji i bliskości okazał się niezdolny do funkcjonowania w świecie ograniczeń, ryzyka i troski o zdrowie publiczne. W wymiarze symbolicznym był to moment graniczny – cocacolowy Mikołaj został zainfekowany SARS-CoV-2.Ale to tylko czubek góry lodowej. Lockdown uderzył w logistykę i zmniejszył popyt na prezenty i cały model konsumencki, pieczołowicie budowany przez dekady, oparty na globalnych łańcuchach dostaw i masowej produkcji, okazał się też podatny na zakłócenia i absolutnie nieprzewidywalny. Równocześnie pandemia obnażyła pustkę etyczną samego modelu, z którego wyewoluowała globalizacja. Agresywne kupowanie, które podtrzymywało stabilną – jako tako – kondycję psychiczną człowieka Zachodu, stało się niemożliwe. Wytworzyła się potrzeba nowego modelu wartości.Czytaj też: Zamienił sanie na helikopter. Mikołaj przyleciał do dzieci w SulejowieŚwięty od transformacji bez stratI tu pojawia się on – cały na biało, ewentualnie, w wersji Kościołów wschodnich, cały na złoto. Zapomniany przez dekady, jeśli nie wieki, dziś może stać się symbolem nowej ery. Mikołaj z Patary uczy bowiem empatycznej hojności, która buduje odporność. Kiedy jego historie ubierzemy w język ekonomii, dostrzeżemy możliwe odpowiedzi na postpandemiczne wyzwania. Nowe modele inwestycji w ludzi i zdalne wsparcie – czyli strategie, które stabilizują biznes w chaosie.Ktoś zapyta o twarde dane – proszę bardzo. Badacze z Oklahoma State University pokazują, że firmy angażujące się w korporacyjną odpowiedzialność społeczną (Corporate Social Responsibility, CSR) podczas pandemii zwiększały wartość swoich akcji. Raporty OECD dowodzą, że telepraca – pod warunkiem odpowiedniego wsparcia, takiego jak elastyczne godziny i gwarantowany sprzęt firmowy – podnosi produktywność o 15-20 proc. World Economic Forum szacuje z kolei, że programy typu well-being mogą dodać do globalnej gospodarki od 3,7 do 11,7 biliona dolarów rocznie.Jedna z najsłynniejszych legend o św. Mikołaju z Patary opowiada o trzech córkach ubogiego człowieka, którym biskup potajemnie zapewnił posag i tak uratował je przed nędzą i wykluczeniem. Wersje tej historii różnią się szczegółami: czasem były to sakiewki z monetami wrzucane przez okno albo przez dach; bywa też, że mówi się o złotych jabłkach lub złotych kulach. Sens pozostaje ten sam – to kwintesencja dyskretnej inwestycji w personel. CEO, który działałby jak Mikołaj, straciłby w rocznym budżecie konkretne pieniądze, ale zyskałby niepomiernie więcej w perspektywie długoterminowej. W realiach post-COVID firma, która zbuduje stabilny i lojalny zespół, wytworzy wartość, która nie będzie wyrażona prostym równaniem 1+1, bo suma da więcej niż 2.Inna legenda opowiada o ratowaniu skazanych na śmierć. Mikołaj, który miał fizycznie przebywać w Myrze, ukazał się w wizji urzędnikom w Konstantynopolu i wymusił ułaskawienie trzech niewinnych żołnierzy (w innej wersji – oficerów). To motyw bilokacji – działania na odległość.Współcześnie można ją czytać jako metaforę zdalnego zarządzania kryzysem: firmy chronią pracowników, także menedżerów, przed „wyrokami” ekonomicznymi, takimi jak masowe zwolnienia, wdrażając wirtualne szkolenia i hybrydowe modele pracy. Badania Harvard Business Review wskazują, że w sektorze IT takie podejście zwiększa retencję, czyli utrzymanie pracowników w organizacji, nawet o 20 proc.Ale jest i syberyjska legenda o młócce ogniem. Opowiada o Mikołaju-wędrowcu, który podpala snopy zboża: słoma znika, a ziarno pozostaje nienaruszone i pomnożone. Gdy chciwy gospodarz próbuje powtórzyć cud, traci wszystko. To metafora transformacji bez strat. W podobny sposób firmy mogą „spalać” przestarzałe hierarchie, inwestując w narzędzia zdalne i nowe modele pracy. OECD pokazuje, że efekty są zależne od kontekstu kulturowego: w Szwecji telepraca zwiększa satysfakcję, w Japonii rodzi problemy izolacji, a w Chinach przynosi wzrost produktywności w sektorze IT.Mikołaj z Patary to nie tylko sprawny biznesmen, ale i aktywista społeczny, uczy bowiem inkluzji – włączania słabszych i marginalizowanych. Dane Deloitte wskazują, że wszystkie organizacje, nie tylko firmy, ale i szkoły, urzędy, ba, nawet teatry, jeśli postawią na inkluzywność, będą o 22 proc. bardziej innowacyjne. Równocześnie WHO podaje, że pandemia zwiększyła poziom lęku i depresji o 25 proc., a programy wsparcia – wdrażane przez naśladowców Mikołaja z Patary – znacząco te skutki ograniczają.Mikołaj z Patary rozgania czarne łabędzieWojna wywołana przez Rosję na Ukrainie okazała się nie mniej surowym probierzem dotychczasowych modeli ekonomicznych. To kolejny z „czarnych łabędzi”, o których pisał Nassim Nicholas Taleb – zdarzeń nieprzewidywalnych, a zarazem brutalnie obnażających kruchość systemów projektowanych w warunkach stabilności. Coca-colowy Mikołaj, ucieleśnienie globalnej, bezrefleksyjnej konsumpcji i kruchej logistyki, znów stanął bezradny wobec rzeczywistości frontów, sankcji i kryzysów humanitarnych. Jego przedsiębiorstwo na biegunie, oparte na outsourcingu i nieograniczonej mobilności, pękło w szwach pod naporem geopolitycznych wstrząsów. Można przypuszczać, że elfowy łańcuch produkcyjno-logistyczny był uzależniony od rosyjskich węglowodorów, a po 24 lutego 2022 r. rachunki za surowce od nowych dostawców musiały przyprawiać o zawrót głowy. Nie wspominając o dyskomforcie moralnym – wszak przez lata prowadził interesy z krwawym Dziadkiem Mrozem.I tu, po raz kolejny, z ruin Patary wyłania się aktualna odpowiedź – etyczna koncepcja działania i filozofia biznesu zakorzeniona w empatii. Św. Mikołaj uczy nie tylko inwestycji w ludzi i zdalnego zarządzania kryzysem, ale także transformacji bez marnotrawstwa: dywersyfikacji zasobów, skracania łańcuchów dostaw oraz odchodzenia od paliw kopalnych na rzecz odporności energetycznej. To model bliższy temu, co Taleb nazwałby antykruchością, a więc zdolnością nie tylko do przetrwania wstrząsów, lecz do wzmacniania się dzięki nim.Najważniejsza pozostaje jednak kolejna lekcja inkluzji, tym razem w odniesieniu do uchodźców. Wojna obnażyła bezlitośnie, że przyszłość należy do modeli opartych na resilience, odporności budowanej na etycznej odpowiedzialności wszystkich członków wspólnoty oraz na lokalnych sieciach solidarności.Czytaj też: Tyle zarabia święty Mikołaj. Sprzedawcy choinek mogą pozazdrościćTo właśnie przestrzeń dla pierwszego z Mikołajów. Nie tego w czerwonym kubraczku z reklamy, lecz w biskupich szatach, z Ewangelią w dłoni. Mógłby on być dziś patronem wszystkich, którzy przyjmują ukraińskich uchodźców, organizują zbiórki na wsparcie walczących. Doskonale pasuje też jako patron czujności obywatelskiej, a więc tych, którzy strzegą wspólnego bezpieczeństwa przed sabotażem. W Rosji od wieków patronuje flocie wojennej – w czasach carskich na każdym większym okręcie przybijano tabliczkę z jego imieniem. Dziś, paradoksalnie, potrzebny jest Rosjanom bardziej niż kiedykolwiek: nie jako opiekun podbojów, lecz jako ten, który skieruje ich okręty do portów – na dobre.Zatem powtarzać za komercyjnym Mikołajem puste „ho, ho, ho”, składamy Wam, Czytelnicy, życzenia w duchu Mikołaja z Patary, którego przesłanie w języku greki koine streszcza się w słowach:„Εἰρήνη καὶ ἔλεος καὶ συμφιλίωσις” – Pokój, miłosierdzie i pojednanie.