Prof. Danuta Rode dla portalu TVP.Info. Jak wynika z badania fundacji Sexed aż 6 na 10 mężczyzn w Polsce doświadczyło jakiejś formy przemocy – najczęściej emocjonalnej. Jednak temat pozostaje tabuizowany, a doświadczenia mężczyzn bagatelizowane. „To nie jest tak, iż mężczyzna jest emocjonalnym cyborgiem, któremu można powiedzieć wszystko, a on to zniesie, bo jest silny. To mit” – mówi dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS Danuta Rode. Helena Dziekońska (Portal TVP.Info): Problem stosowania przemocy wobec mężczyzn zarówno w kulturze, jak i w społecznym postrzeganiu jest wciąż tabuizowany. Czy zdajemy sobie z tego sprawę, jaka jest skala przemocy wobec mężczyzn? Kto ją stosuje i jakie formy tej przemocy występują?Dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS Danuta Rode: Nie znam dokładnie liczbowej skali problemu stosowania agresji wobec mężczyzn. Wiem natomiast, że prowadzone są badania dotyczące przemocy interpersonalnej w relacji mężczyzna-kobieta, ale także bada się relacje diadyczne, czyli interakcje społeczne zachodzące między bliskimi sobie osobami.Nawet powiedziałabym więcej, że mężczyźni, wobec których stosowana jest przemoc, są takimi niewidzialnymi ofiarami.Zaznaczam jednak, że powoli odchodzimy od określenia „ofiara” w kontekście przemocy. Coraz częściej mówimy o osobie, wobec której stosowane są akty przemocy, aby nie deprecjonować jej i nie zaszufladkować jako bezradnej i bezbronnej.Obszar stosowania przemocy wobec mężczyzn jest wciąż niewystarczająco eksplorowany. W dużej mierze wiąże się to z postawą samych mężczyzn wobec agresji. Brakuje świadomości, że pewne zachowania partnera są formą przemocy – zarówno psychicznej, jak i fizycznej.W wielu relacjach damsko-męskich akty przemocy są wkomponowane w związek. Często przybierają formę kłótni czy słownych przepychanek.Czytaj także: Partneka groziła mężczyźnie nożem. Oboje byli pijaniH. D: Często nie zdajemy sobie sprawy, jakie zachowania są przemocowe, zarówno w związkach, jak i w codziennych sytuacjach. Przemoc to przecież intencjonalne działanie, które wiąże się z przekraczaniem granic.Od razu nasuwa mi się pytanie: czy mężczyźni są świadomi swoich emocji, czy potrafią je nazwać, a także czy są w stanie rozpoznać, że ktoś stosuje wobec nich przemoc?Bardzo często dzielimy mężczyzn i kobiety na dwie różne jednostki psychologiczne, podczas gdy w rzeczywistości zarówno kobiety, jak i mężczyźni przeżywają emocje w taki sam sposób – zarówno pozytywne, jak i negatywne.Różnica polega głównie na formie przeżywania i okazywania emocji. Mężczyźni i kobiety są inaczej socjalizowani płciowo. Kobiety częściej przeżywają emocje na zewnątrz – i jest to społecznie akceptowane. Mówimy: wypłacz się, wykrzycz, powiedz, to jest w porządku.Natomiast w procesie socjalizacji mężczyzn sposoby ekspresji emocji są zupełnie inne. Komunikaty, które otrzymują od najmłodszych lat, mówią im, jak powinni się zachowywać w przyszłości: „nie płacz, nie okazuj emocji, bądź silny – przecież jesteś mężczyzną”. Dotyczy to zarówno wychowania, jak i norm społecznych.Chociaż sposób okazywania emocji może się różnić w zależności od osobowości, doświadczeń rodzinnych czy cech charakterologicznych, to sam proces przeżywania emocji jest taki sam niezależnie od płci. Różna jest jedynie forma ich wyrażania, co wynika właśnie z procesu socjalizacji.Bardzo staram się podkreślać, że to nie jest tak, iż mężczyzna jest „emocjonalnym cyborgiem”, któremu można powiedzieć wszystko, a on to zniesie, bo jest silny. To mit. Czytaj również: „Potwornie rośnie przemoc wśród dzieci, a udajemy, że nic się nie dzieje”HD: Zależy mi na zerwaniu ze stereotypami dotyczącymi męskości. Patrząc na ogólnodostępne statystyki, nie da się ukryć, że problem stosowania przemocy wobec mężczyzn istnieje. Jednocześnie mam wrażenie, że trudno zero-jedynkowo opierać się na tych danych, ponieważ mężczyźni często tej przemocy po prostu nie zgłaszają.Myślę, że wynika to z kilku uwarunkowań. Przyczyny niezgłaszania przemocy często wynikają z wewnętrznych uwarunkowań. Mam tu na myśli normy, przekonania i sposoby postrzegania siebie, które przez lata były projektowane na mężczyzn w procesie socjalizacji.To jest pierwszy element i wiąże się właśnie ze stereotypową rolą mężczyzny – silnego, radzącego sobie, odpowiedzialnego. Nie będę już tego szerzej rozwijała.Drugi ważny czynnik jest związany z sytuacjami, w których dochodzi do znęcania się nad członkami rodziny. Wielu mężczyzn bało się zgłosić przemoc nie z obawy przed ośmieszeniem, lecz z lęku, że taka decyzja doprowadzi do rozpadu rodziny i utraty kontaktu z dziećmi.Pojawia się wtedy pytanie: co teraz mam zrobić? Jaką decyzję podjąć? Przecież staram się utrzymać rodzinę, chcę mieć rodzinę, mam ogromną potrzebę kontaktu z dziećmi.W takiej sytuacji uruchamiają się mechanizmy usprawiedliwiania: „ona jest taka wybuchowa, czasami się zdarza, że się nie kontruje, a ja jakoś to mogę znieść, przecież każdy ma gorsze dni”. To usprawiedliwienie bywa łatwiejsze, bo pozwala utrzymać pozorne dobro rodziny.Kolejny aspekt, o którym wspominałam wcześniej, wiąże się z cechami indywidualnymi i osobowościowymi. Pojawia się myślenie: jak mogę powiedzieć obcej osobie, że coś takiego się dzieje? Przecież powinienem sobie poradzić, powinienem zareagować, ochronić siebie i dzieci. To bardzo silnie łączy się z poczuciem odpowiedzialności i dojrzałości: nie będę chodził po sądach, po prokuraturach i się skarżył. Sam powinienem to unieść – przecież w każdym domu jest jakiś problem.Czytaj również: Awantura w hostelu. Nie żyje 19-letni KolumbijczykWszystkie te elementy tworzą błędne koło: stereotypowość ról, odpowiedzialność za rodzinę, cechy indywidualne i osobowościowe. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że często nie wiemy, czym dokładnie jest przemoc. Czytamy o niej, widzimy kampanie społeczne, hasła, obrazy, ale mężczyzna jako osoba doświadczająca przemocy wciąż bardzo słabo funkcjonuje w społecznej świadomości.Myślę, że czynniki indywidualne, wychowawcze oraz przekaz, że wszystkie sprawy rodzinne powinny zostać w domu, a także komunikaty typu: „musisz sobie poradzić”, „jesteś dorosły”, „jesteś mężczyzną”, są ze sobą ściśle powiązane.Jest jeszcze jeden bardzo ważny element: społeczne przyzwolenie na to, by mężczyzna ujawniał, że doświadcza przemocy, jest wciąż bardzo niskie.Społeczeństwo niechętnie dopuszcza myśl, że osobą doznającą przemocy może być mężczyzna. Funkcjonuje przekonanie, że mężczyzna „jest silny”, że to na nim polegamy.No bo jak to: jesteś inżynierem, lekarzem, górnikiem czy kimkolwiek innym, a „dajesz się bić kobiecie”? Nasza świadomość społeczna wciąż bardzo słabo akceptuje mężczyznę jako osobę doznająca aktów przemocy. Czasami ten sposób myślenia jest powierzchowny, a wręcz toksyczny – „jeżeli nie potrafię utrzymać relacji partnerskich, to jak mam budować zdrowe relacje z dziećmi, znajomymi, a nawet współpracownikami”. HD: Wspomniała Pani o deprecjonowaniu, czy to również forma przemocy?Jak najbardziej. Deprecjonowanie jest poważną formą przemocy. Ciągłe poniżanie, porównywanie - „inni są lepsi”, „ty jesteś taki” – oraz ośmieszanie, zwłaszcza przy dzieciach, mają ogromne znaczenie. Dzieci, bliskie osoby, koledzy i koleżanki z pracy to krąg relacji opartych na silnych więziach emocjonalnych. Właśnie w tych sytuacjach przemoc psychiczna działa najsilniej.Czytaj również: Wolna Wigilia bez pracy. „Kontrole nie tylko 24 grudnia”Z czasem słabną mechanizmy obronne i strategie radzenia sobie. Następuje spadek obronności psychicznej, pojawiają się różnego rodzaju dysfunkcje emocjonalne i psychiczne, a także wstępne objawy depresyjne. Objawy stresu pourazowego są zazwyczaj kolejnym, późniejszym etapem. To prowadzi do tego, że osoba, wobec której stosowana jest przemoc, po pewnym czasie przestaje się bronić, ponieważ zaczyna tracić zaufanie do samej siebie. Jej poczucie własnej wartości – które w psychologii uznawane jest za jeden z kluczowych elementów osobowości – staje się kruche i niestabilne.Są to pierwsze, bardzo niekorzystne skutki zachowań osoby stosującej przemoc – w tym przypadku partnerki będącej sprawczynią. Myślę, że często są to działania celowe i intencjonalne, podejmowane po to, by druga osoba została całkowicie podporządkowana oczekiwaniom i potrzebom sprawczyni.HD: Zauważyłam, że taka forma przemocy – drobne docinki, umniejszanie, ośmieszanie mężczyzn – jest niestety dość powszechna. Dzieje się to nawet w codziennych sytuacjach: przy stole rodzinnym, przy dzieciach, w gronie znajomych czy w pracy. To komentarze typu: „tata jest gapowaty”, „nawet tego nie potrafisz”, „czy ty w ogóle umiesz coś zrobić?”. Z pozoru niewinne, ale mają wyraźny podtekst i zostają w głowie.To są pierwsze sygnały, że relacja zaczyna iść w niebezpiecznym kierunku. Na początku trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to „tylko” kryzys w związku, czy już proces przemocy emocjonalnej i psychicznej. Te zachowania są często bardzo subtelne – to słowa, żarty, ironia – ale powtarzane regularnie mają ogromny wpływ na psychikę.Z czasem pojawia się lęk i nieustanny niepokój: „czy ja zrobię to dobrze?”. Uruchamia się nadmierna kontrola siebie, ciągłe sprawdzanie, obawa przed kolejną krytyką. Ważne jest też to, że formy przemocy wydają się bardzo niepozorne, a prowadzą do niezwykle trudnych konsekwencji. Mężczyźni w takich związkach często trwają całe życie. Kultura nie zawsze sprzyja rozchodzeniu się, rozwodom, odejściu z relacji – nie każdy się na to decyduje.Najbardziej niszcząca, mająca dalekosiężne skutki, jest przemoc psychiczna. To jest ten rodzaj przemocy, który potrafi całkowicie rozbić człowieka.Czytaj również: Fajna babka, wspaniała matka. Co grozi kobietom w ich domach?HD: Mam też poczucie, że im bardziej ktoś traci poczucie własnej wartości, tym częściej pojawiają się myśli w rodzaju: „nie znajdę nikogo lepszego”, „nie odejdę z tego związku, bo i tak nikt mnie nie zechce”.Tak, ma Pani rację. Dochodzi wtedy do generalizowania – własnych zachowań i cech indywidualnych. Jakość związku zostaje przypisana temu, kim „ja jestem”, a nie temu, co dzieje się w relacji. Później to myślenie przenosi się na potencjalne kolejne związki.Pojawia się przekonanie: „nie nadaję się do żadnej relacji”, „mam takie cechy, że żaden związek nie może być dla mnie dobry”. Bardzo często towarzyszą temu komunikaty, słyszane od partnera lub partnerki: „z kim będzie ci tak dobrze, jak ze mną?”, „beze mnie jesteś nikim”, „co zrobisz, kiedy odejdę?”. To są zdania, które regularnie słyszymy w gabinecie – nie tylko w sprawach dotyczących przemocy, ale także w kontekście rozwodów czy innych postępowań sądowych.W efekcie utrwala się przekonanie: „jestem do niczego” i „żadna relacja nie może się udać”. Drugim elementem tego procesu jest uogólnianie doświadczeń – pojawia się myślenie, że każda kolejna partnerka będzie taka sama: wymagająca, niezadowolona, kontrolująca, dominująca, emocjonalnie niestabilna.Dlatego jednym z pierwszych kroków, które najczęściej rekomendujemy, jest podjęcie terapii – zarówno przez osobę doświadczającą przemocy, jak i przez osobę ją stosującą, na początku osobno. Chodzi o to, by odbudować siebie: wrócić do tego, kim jestem, co czuję, jak siebie postrzegam i jakie mam zasoby.Skutków przemocy jest bardzo wiele i nie dzieliłabym ich ze względu na płeć. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni doświadczają podobnych konsekwencji psychicznych. Syndrom bezradności, syndrom „wiecznej nadziei”, PTSD, syndrom sztokholmski czy efekt psychologicznej pułapki – to reakcje typowe dla osób poddanych długotrwałym działaniom przemocowym.Osoba, niezależnie od płci, czuje, myśli i reaguje w bardzo podobny sposób. Długotrwała przemoc prowadzi nie tylko do zniekształcenia obrazu siebie, ale także do głębokich procesów takich jak pranie mózgu czy wiktymizacja. To właśnie wiktymizacja odpowiada za utknięcie w myśleniu ofiary, które pociąga za sobą kolejne konsekwencje psychiczne, w tym zaburzenia depresyjne i zespół stresu pourazowego.Czytaj także: Przemoc cyfrowa, której doświadcza dziecko, trwale zmienia jego mózgJak już wcześniej mówiłyśmy, dzieci i świadkowie przemocy są często tak zwanymi niewidzialnymi ofiarami.Często słyszymy, że dzieci nie doznają przemocy bezpośrednio, ale one widzą ciągłe awantury, kłótnie między rodzicami albo akty przemocy jednego z nich wobec drugiego. I to sprawia, że same również ponoszą ogromne koszty emocjonalne.Nie rozumieją sytuacji, w której osoba bliska (mama, tata) ośmiesza, krzyczy na drugą bliską osobę dziecku. Nie potrafią tego wytłumaczyć, a takie doświadczenie zostawia trwały ślad na psychice. Ja powiedziałabym, że mężczyźni są w bardzo podobnej sytuacji – również są niewidzialnymi ofiarami przemocy. Ze względu na stereotypizację ról płciowych, indywidualne cechy, niską świadomość społeczną, a często również niską świadomość samych osób doznających przemocy, wciąż funkcjonuje myślenie: „Jak to, facet może być ofiarą i daje się bić?”.Ta niewidzialność dotyczy nie tylko samego faktu przemocy, ale również narracji wokół niej. Często słyszymy: ona jest drobna, on jest potężny – więc jak w ogóle można mówić o przemocy?A przecież nie chodzi wyłącznie o przemoc fizyczną czy seksualną – choć one również występują. Najbardziej podstępna, najtrudniejsza i mająca najdalej idące konsekwencje jest przemoc psychiczna. To ona potrafi całkowicie rozmontować psychikę osoby, wobec której jest stosowana.HD: Tak, to jest rzeczywiście bardzo trudne. I ja też się nad tym zastanawiam, bo wpływa na to bardzo wiele czynników – zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych, indywidualnych.Po pierwsze: ta przemoc istnieje i trzeba o niej mówić. Po drugie: mężczyźni bardzo często milczą na ten temat – albo, co gorsza, nawet nie zdają sobie sprawy, że jej doświadczają.Czytaj także: Rozmowa zamiast samotności. Wigilijne wydanie „Rozmów nocą”HD: Jakie są inne formy przemocy, które są stosowane wobec mężczyzn?Mamy przemoc psychiczną, która rzeczywiście jest bardzo powszechna, ale występuje również przemoc fizyczna. W wielu sprawach, które opiniowałam I diagnozowałam, pojawiała się także przemoc fizyczna: szturchanie, uderzanie, bicie, uderzanie, tłuczenie torsu mężczyzny, duszenie, szturchanie.Bardzo często przemoc fizyczna jest powiązana z przemocą psychiczną. W relacji przemocowej kluczowe jest zdiagnozowanie i zajęcie się sprawcą, ponieważ ma on problem z kontrolą emocji, z kontrolą poznawczą oraz z kontrolą własnego zachowania. Często współwystępują również zaburzenia osobowości.Sytuacja przemocy pozornie dotyczy relacji, ale w rzeczywistości jest to efekt wielu niekorzystnych procesów zachodzących wewnątrz samej sprawczyni, osoby dokonującej aktów przemocy. W przemocy psychicznej czy emocjonalnej – a właściwie psychiczno-emocjonalnej – bardzo często te formy się przenikają. Zdarza się moment silnego amoku emocjonalnego, zaślepienia agresją, w którym przemoc przechodzi w czyn. Proszę sobie wyobrazić, jak taka sytuacja jest postrzegana przez otoczenie, kiedy kobieta ma metr sześćdziesiąt wzrostu, a mężczyzna metr osiemdziesiąt lub więcej. Ona jest filigranowa, a na obdukcję zgłasza się mężczyzna, który mówi, że został pobity.Często nawet lekarz reaguje zdziwieniem, mimo że w dokumentacji widoczne są ślady pobicia czy duszenia. W stanie bardzo silnego napięcia emocjonalnego siła człowieka potrafi być ogromna. Przemoc fizyczna bardzo często idzie równolegle z przemocą emocjonalną i psychiczną.Zdarzyło mi się również dwukrotnie diagnozować diadę partnerską, w której kobieta była oskarżona o przemoc seksualną wobec partnera. Stosowała gwałty wobec swojego partnera, tłumacząc to różnicami w libido. Czasami dochodzi więc także do przemocy seksualnej, choć najczęściej spotykamy przemoc emocjonalno-psychiczną oraz fizyczną.HD: Rozumiem. Chciałam jeszcze wrócić do sytuacji dzieci, bo związek to często również rodzina, czyli szerszy system.Dla mnie najbardziej tragiczną kwestią jest to, że bardzo często świadkami tych działań są dzieci. I tutaj znowu wracamy do tego, o czym mówiłyśmy wcześniej – edukacja jest niezwykle potrzebna.Bardzo często te sytuacje dzieją się „tu i teraz”. Dziecko widzi matkę jako osobę atakującą oraz ojca, który czasami się broni, a czasami nie. Każdy przypadek jest inny, ale te obrazy zapisują się w nieświadomości dziecka i po latach wracają w różnych sytuacjach, w procesach ruminacyjnych. Trudno sobie z nimi w przyszłości poradzić.HD: To bardzo ważne, że Pani o tym mówi, bo znowu wracamy do roli edukacji. Dzieci mogą później nieświadomie powielać te schematy albo uznawać, że „tak wygląda rodzina”, „tak wyglądają relacje”.Agresja staje się wtedy narzędziem – dominowania i podporządkowywania drugiego człowieka. Dziecko może wynieść z domu przekonanie, że im bardziej będę głośna, awanturująca się, narzucająca, a nawet stosująca przemoc, tym większą mam władzę, szacunek, wartość i tym bardziej inni muszą mnie słuchać.W ten sposób modelują się pewnie formy bliskich relacji – przemoc zaczyna pełnić funkcję narzędzia utrzymywania relacji i podporządkowywania drugiej osoby.Czytaj również: Choinki naszych widzów i czytelników zachwycają koloramiHD: Zastanawiam się też – może trochę idealistycznie – co moglibyśmy zmienić i co musiałoby się wydarzyć, żeby mężczyźni mogli swobodniej mówić o swoich emocjach, o tym, jak się czują, i żeby przełamywać te stereotypy.Żeby dać im przestrzeń na to, że to jest całkowicie zrozumiałe – że również mężczyzn dotyka przemoc i że jest ona absolutnie niedopuszczalna. Jak Pani myśli: co właściwie można zrobić, żeby zaradzić takim sytuacjom?Myślę, że nie chciałabym skupiać się wyłącznie na nagłaśnianiu problemu, czy prowadzeniu kampanii społecznych, bo to są działania chwilowe.Dla mnie najważniejszą kwestią jest edukacja – i to edukacja od dzieciństwa. Edukacja dotycząca relacji: między mężczyzną i kobietą, kobietą i mężczyzną, relacji w rodzinie, w bliskich związkach, ale w ogóle relacji międzyludzkich, a szczególnie relacji między osobami bliskimi.Chodzi mi o edukację, czy to w przedszkolu, w szkole, czy na lekcjach wychowawczych – jakkolwiek byśmy to nazwali – która uczy szacunku do drugiego człowieka. O tym, w jaki sposób odnosić się do kobiety, w jaki sposób dziewczyna odnosi się do chłopaka, dlaczego ranimy drugiego człowieka i czego każdy z nas potrzebuje. Potrzebujemy edukacji szacunku dla drugiej jednostki, niezależnie od tego, jakie mamy poglądy czy oczekiwania.Czy tylko młode osoby chcą być kochane – bo jest seks, fizyczność – czy też potrzeba emocjonalności, docenienia, zauważenia, takiego emocjonalnego „głaskania”, dotyczy również osób dojrzałych, a nawet starszych. Nie chciałabym robić wyłącznie działań „z doskoku”. Rozumiem podejście: uznajmy teraz, że mężczyźni też są ofiarami, bo to temat chwytliwy, a potem zobaczymy, co będzie. Kluczowa jest praca od podstaw. Od małych dzieci, przez młodzież, nastolatków do osób dorosłych.Ja bardzo lubię młodzież. Uważam, że to jest nasze płynne złoto – wyjątkowo mądrzy, wrażliwi młodzi ludzie. Oni jednak potrzebują drogowskazów. Nie tyle autorytetów, ile wartości, które ktoś im jasno przekaże. Pokażmy, że szanujemy, doceniamy, zauważamy drugą osobę.Uważam, że edukacja w tym zakresie powinna zaczynać się niemal od przedszkola. Widzę to w gabinecie, kiedy młodzi ludzie przychodzą i mówią: „nie wiem, jak mam zareagować na takie zdanie mojej dziewczyny”, „nie wiem, jak odpowiedzieć na takie zachowanie”, „czy mam reagować jak chłopak?”. A wiemy, że w rodzinach mogą funkcjonować bardzo różne wzorce.Czytaj także: Prof. Zembala: Do ojca mówiłem „padre”. W pracy zachowywaliśmy dystansHD: Tak, zgadzam się, że tutaj edukacja od najwcześniejszego etapu jest kluczowa.Tym bardziej, proszę zauważyć – i chciałabym, żeby to wybrzmiało w naszej rozmowie – że przemoc jest procesem. Ona zaczyna się od czegoś drobnego, ale pojawiają się też tak zwane „dobre dni”.Czyli mimo określonych rysów osobowości, mimo doświadczeń życiowych i mimo działań przemocowych, o których mówiłyśmy, pojawia się znowu etap pozornej dobroci.Ten etap wygląda na przykład tak: „a może herbatę?”, „jesteś zmęczony”, „ciężko pracujesz”, „uważajcie dzieci, tata ciężko pracuje”, „dzisiaj zostawiamy mu dzień dla siebie”.To są te „rodzynki”, w których sprawczyni mówi sobie: „aha, przeholowałam, teraz muszę trochę ostudzić atmosferę, żeby nie doszło do krachu”.Dlatego wszystko zależy indywidualnie od człowieka – czy podejmie walkę o siebie. I nie chodzi nawet o to, że rodzina musi się rozpaść. Chodzi o to, żeby pójść do psychologa, podjąć decyzję o terapii, która pomoże zrozumieć siebie, zrozumieć sytuację i zrozumieć partnerkę. A przede wszystkim – pomoże w pracy nad sobą, być może również nad samą relacją.Nie chciałabym mówić o „odbudowywaniu” czy „budowaniu siebie na nowo”. Chodzi raczej o to, by świadomie zobaczyć, w jakiej jestem sytuacji, co mogę teraz zrobić, jakie mam w sobie zasoby i w jaki sposób mogę tę sytuację rozwiązać.I myślę, że w tym miejscu pomoc psychologiczna, terapia – proszę mi wierzyć – jest niezmiernie cenna.HD: Ja również całkowicie się z tym zgadzam i uważam, że terapia jest bardzo, bardzo pomocna. Cieszy mnie też to, że coraz głośniej – w cudzysłowie – „normalizujemy” albo upowszechniamy przekonanie, że chodzenie na terapię jest czymś zdrowym.Czytaj także: Polska w unijnej czołówce. Nowe dane lepsze niż szacunki ministerstwaDr hab., prof. Uniwersytetu SWPS Danuta Rode jest psychologiem i wieloletnią biegła sądową. Ekspert w dziedzinie psychologii klinicznej i sądowej, biegły sądowy z wieloletnim stażem. Prowadzi badania dotyczące modeli psychologicznych opiniodawstwa sądowego w sprawach przestępstw z użyciem przemocy.W pracy naukowej koncentruje się także na uwarunkowaniach przemocy w rodzinie, analizując to zagadnienie z perspektywy agresorów i odwołując się do ich funkcjonowania psychospołecznego oraz psychopatologicznych mechanizmów osobowości.Ma wieloletnie doświadczenie w pracy klinicznej z rodzinami dysfunkcyjnymi. Współpracuje z instytucjami naukowymi w kraju i za granicą w obszarze zadań ekspertalno-opiniodawczych i uwarunkowań zapobiegania przemocy. Prowadzi szkolenia dla kadry sędziowskiej, kuratorskiej i nauczycielskiej. Jest pracownikiem Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów i mediatorem w sprawach karnych. Posiada rekomendację Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w zakresie problematyki związanej z procesem karnym i cywilnym.Na katowickim wydziale Uniwersytetu SWPS prowadzi zajęcia z zakresu psychologicznego opiniodawstwa sądowego w sprawach karnych osób nieletnich i dorosłych, zaburzeń rodziny oraz relacji rodzinnych.Czytaj również: Psycholog ostrzega: To początek końca relacji rodzica z dzieckiem