Indyk zamiast karpia. Święta pod równikiem wyglądają zupełnie inaczej niż w Europie. Brazylijczycy, zamiast odśnieżać auta, nakładają na skórę kremy z filtrem SPF. Na talerzach od karpia i pierogów wolą indyka. Pod koniec roku, przynajmniej w Rio de Janeiro, na chwilę zapominają o trudnych sytuacjach życiowych. Po powrocie do „normalności” mierzą się jednak z wyzwaniami. Od starć gangów na fawelach po walkę z rasizmem. – Każda fawela ma swoje stowarzyszenie, które nadzoruje terytorium. Większość fawel ma frakcję narkotykową, którą nadzoruje życiem na co dzień. Są też „milicjanci”, skorumpowani policjanci, którzy chodzą i pobierają haracze – mówi nam Anna Tarka, Polka żyjąca na co dzień w Rio. Jedni wożą się w luksusowych sportowych autach. Drudzy proszą turystów o oddanie nadgryzionego czekoladowego ciastka. Skrajność na ulicach w Rio de Janeiro widoczna jest na każdym kroku. Brazylijczycy mimo trudnej sytuacji życiowej pozostają uśmiechnięci. Walczą o lepsze jutro.W Ameryce Południowej nie brakuje Polaków, którzy przebywają tam od lat. Na co dzień obserwują zmiany społeczne, w tym walkę z rasizmem. Pomagają również rozwijać kulejący system edukacji. Przed Brazylią jeszcze długa droga do pokonania, ale z dnia na dzień wygląda to coraz lepiej.Czas na dogłębne analizy przychodzi pod koniec roku. Niekoniecznie przy stole wigilijnym, bowiem mieszkańcy Rio wybierają wyjście na plaże. O tym opowiedziała nam Anna Tarka, która od lat żyje za Oceanem Atlantyckim.FILIP KOŁODZIEJSKI: – W Brazylii przebywa pani od ponad dwóch dekad. Jakie były początki?ANNA TARKA: – Gdy wyjeżdża się z Polski w zaawansowanym wieku, nie jest łatwo. Gdy inne osoby mają tyle lat, co ja, myślą już bardziej o emeryturze i ustatkowaniu. Zaryzykowałam. Pojawiłam się w innym kraju, z inną kulturą. Nie zmienia to jednak faktu, że wizyta w Brazylii na miesiąc albo dwa, a życie w niej na co dzień, to dwie różne bajki.Co ma pani ma myśli?– Chodzi mi przede wszystkim o zderzenie z panującą w Brazylii realnością. Rzuciłam się na głęboką wodę. Od razu przyjechałam do Rio de Janeiro. Nie byłam na południu kraju, gdzie jest wielu Polaków. Wbiłam się w miejsce, gdzie są dziesiątki tysięcy turystów. Niestety, od początku również traktowano mnie jako osobę zwiedzającą, która ma dolary w kieszeni. Są stereotypy, z którymi trudno walczyć. Musiało minąć trochę czasu, żebym poczuła się jak u siebie. Nie czułam się nieswojo, ale sama przyciągałam uwagę. Mam niebieskie oczy i blond włosy. Dlatego byłam traktowana jako Szwedka, Francuzka, ewentualnie Argentynka. Co prawda, mówiłam już dobrze po portugalsku, ale miałam inny akcent. Nie dali się przekonać, że jestem z Brazylii.Na co dzień można się tam spotkać z rasizmem?– Osoby w Brazylii mówią na tę sytuację „preconceito”, czyli uprzedzenie. Strukturalny rasizm też się jednak pojawia. Obserwuję Brazylię w okresie głębokich zmian społecznych. Zachodzą na bieżąco. Pewne aspekty życia można podciągnąć nawet pod... niewolnictwo. Ciemnoskóra osoba najczęściej jest sprzątaczką. Sama, mieszkając w jednym z ładniejszych bloków na Copacabanie, nie mogłam wchodzić do klatki głównym wejściem niosąc zakupy. Kierowano mnie do windy technicznej. Dopytywałam, dlaczego tak jest. Usłyszałam: „Nieładnie tak robić”.Z perspektywy Europejczyków to przerażające.– Gdy rozmawiam z przyjaciółmi, otwarcie mówią, że w Rio de Janeiro i Sao Paolo jest największe uprzedzenie do ciemnoskórych. Oni podkreślają na każdym kroku, że są ciemnoskórzy. Tłumaczą to osobom białym. Do mnie też wielokrotnie mówiono: „O, to ta biała”. Gdy poszłam na brazylijski SOR, bo dostałam alergii, musiałam wypełnić ankietę. W niej trzeba było zaznaczyć czy jestem ciemnoskóra, czy biała. Dopytywałam, dlaczego jest taki podział. Powiedzieli mi, że to dla „statystyki” i „lepszego rozpoznania”. Przecież kolor skóry nie ma żadnego znaczenia, jeśli chodzi o moje zdrowie.Problem rasizmu może się niebawem zakończyć?– Może trwać jeszcze latami. Nadal istnieje podział klasowy. Klasa średnia w Brazylii jest bardzo podzielona. Biedota również. Widać ubóstwo. Jest wielu analfabetów. Co prawda, każdy mówi, ale nie każdy umie pisać i czytać. Proces związany z rasizmem jest w trakcie zmian. Trudno jednak powiedzieć, kiedy to się skończy. Społeczność mieszkająca na faweli nie ma dostępu do wszechobecnej edukacji. W Polsce każdy ma dostęp do szkół. Tam niekoniecznie. Szkoły prywatne są bardzo drogie. Edukacja publiczna kuleje. Często zdarza się, że polsko-brazylijskie małżeństwa wyjeżdżają do Polski, by szkolić dzieci. Dopiero potem wracają do Brazylii.Czytaj też: Rolnicy blokują Brukselę. Niepewny los umowy UE z MercosuremWspomniała pani o fawelach. Są tak straszne i niebezpieczne, jak opisuje je wielu Brazylijczyków?– I tak, i nie. Martwi mnie, że influencerzy nie pokazują prawdziwego życia na faweli. Starają się robić treści emocjonalne na social media. Szukają nowych obserwacji i polubień. Często dodają podpisy w stylu: „Jestem na najbardziej niebezpiecznej faweli w Rio de Janeiro”. Niekoniecznie wszystko to, co przeczytamy w internecie, jest prawdą. Nie jest tak, że na każdej faweli trwa „wojna”. Sama chodzę po nich wieczorami i nie czuję niebezpieczeństwa. W rejonie Copacabany, gdzie pojawia się najwięcej turystów, nie ma tych niebezpiecznych miejsc. W fawelach obowiązują zasady, o których mało kto mówi.Mianowicie?– Każda fawela ma swoje stowarzyszenie, które nadzoruje terytorium. Większość fawel ma frakcję narkotykową, którą nadzoruje życiem na co dzień. Są też „milicjanci”, skorumpowani policjanci, którzy chodzą i pobierają haracze.Pod koniec października doszło do masakry w jednej z fawel. Zginęło ponad 130 osób, w tym czterech policjantów. Jeszcze w grudniu, gdy jechałem na samolot powrotny do Polski, stało tam wielu żołnierzy z bronią w ręku. Dlaczego doszło do takich scen?– Takie obrazki działają na wyobraźnię. Jedna z tych faweli to Complexo do Alemão, czyli kompleks niemiecki. Tak naprawdę, powinna się nazywać kompleksem... polskim. Zakup ziemi po I wojnie światowej poczynił tam nasz rodak Leonard Kaczmarkiewicz. Uznano go jednak za Niemca, przez blond włosy i jasne oczy. Wracając jednak do głównego wątku, to bardzo niebezpieczny rejon. Oddalony od obszaru turystycznego o ponad 20 kilometrów. Tam niemal codziennie dzieją się policyjne akcje. Zwiedzający nie mają pojęcia, jak na co dzień żyje Rio de Janeiro. Są od tego odcięci, ze względów bezpieczeństwa. Akcja z końca października to według gubernatora Cláudio Bomfima de Castro była pokazówka. Zbliżają się wybory, dlatego musi działać na swoją korzyść.Jak gubernatora postrzegają Brazylijczycy z Rio de Janeiro?– Mają mieszane odczucia. Sam przedstawia się jako człowiek centrum. Jest jednak zwolennikiem byłego prezydenta – Jaira Bolsonaro. On również był za siłowymi rozwiązaniami konfliktów. Ubiegał się o to, by ludzie mieli dostęp do broni. Liczyły się mocne rozwiązania. Obowiązkiem gubernatora, według konstytucji, jest zapewnienie cywilom bezpieczeństwa. De Castro wkroczył jednak do miejsca, gdzie żyje na co dzień 280 tysięcy osób. Wprowadził tam 2,5 tysiąca żołnierzy. Zaatakowali bez uprzedzenia. Wiele domów przez tę akcję jest zrujnowanych. Zabijano zwierzęta. Zastraszano mieszkańców. Dzieci były w szoku. Gubernator chwalił się, że zlikwidował ważne osoby, ale wszyscy wokół wiedzą, że kluczowe persony nie przebywają na stałe na faweli. To był popis kosztem ludzkich istnień.Czytaj też: Na potęgę podrabiają alkohol. Już ponad 20 śmiertelnych ofiar oszustwaDopytam jeszcze o kwestie bezpieczeństwa z myślą o tych, którzy planują polecieć na wypoczynek do Brazylii. Na co należy zwrócić uwagę?– Może nie jest pięknie i kolorowo, ale nie popadajmy w skrajność. Brazylia – mówiąc żartobliwie – nie jest dla amatorów podróżowania. W Rio de Janeiro dzieją się rzeczy tak odmienne od europejskiej kultury, że niekiedy trudno się w tym połapać. Zupełnie inny stan umysłu. W tym kraju albo się ktoś zakochuje, albo nigdy nie chce wrócić. Co do bezpieczeństwa, należy zachowywać ostrożność. Polki mają inną karnację, inny kolor włosów i oczu. Przyciągają uwagę. Najlepiej ubierać się skromnie. Nie należy przesadnie afiszować się z telefonem w ręku. Zamawiając Ubera, można wejść do apteki i poczuć się bezpiecznie. Gringo (turyści – przyp. red.) tak robią. Brazylijczycy nie mają tego za złe. Nie należy pić napojów z już otwartych butelek. Nie można zostawiać drinków bez opieki. W restauracjach trzeba wręcz poprosić o to, by kelner otworzył napój albo wodę na naszych oczach. Nigdy nie wiadomo, co ktoś może nam tam wsypać. Po niektórych nocnych wyjściach można się nie obudzić. Nie warto ryzykować. Róbmy wszystko z głową. Uważajmy też na małe kradzieże na ulicach albo w metrze. Trzeba zrozumieć, że większość ludzi żyje w Rio de Janeiro w skrajnym ubóstwie. Niestety, niekiedy są zmuszeni, by coś ukraść i zapewnić jedzenie rodzinie, kosztem łamania prawa. Oby było tego już tylko mniej i oby mafia nie miała tak wielkiego znaczenia..W listopadzie w Belem odbył się szczyt klimatyczny COP30. Czy zatem Brazylia krok po kroku zmierza w kierunku większego rozwoju?– Brazylijczycy, przez własną mentalność, sami komplikują sobie życie. Szwankuje u nich brak organizacji i bałagan w wielu strukturach. Kraj jest ogromny. Istnieje prawo brazylijskie oraz stanowe. To drugie jest bardziej istotne. Wykorzystują je między innymi gubernatorzy. Poza tym, problemem jest korupcja. Dodatkowo ludzie dorabiają się milionów na diamentach, złocie, kamieniach szlachetnych. Pieniądze zabierają niektórym umysł. Aktualnie prezydentem Brazylii jest 80-letni Luiz Inácio Lula da Silva. Nie jest zły, ale potrzeba kogoś młodszego. Należy wzmocnić edukację, bo jest w opłakanym stanie. Programy społeczne pomagają młodzieży, która chce się kształcić. Przed największym krajem Ameryki Południowej jeszcze długa droga. Cieszy mnie jednak, że sytuacja kobiet ulega zmianie na lepsze.W jaki sposób?– Panie czują się bardziej wyzwolone. Są spokojniejsze. Zaczynają się szkolić. Nie są już tak terroryzowane w domach. Zmniejszyła się liczba pobić i zastraszań. Trzeba pamiętać, że Brazylia to kraj „Machos”. Wcześniej to mężczyzna musiał zapewnić kobiecie dostęp do fryzjera, kosmetyczki i salonów urody, jeśli chciał mieć piękną i zadbaną damę u boku. Działo się to kosztem wolności kobiet. Ten trend mocno się zmienia.Dużo mówi się o ciałach Brazylijek. Liczą się krągłości, a operacje plastyczne w nastoletnim wieku to norma. Nadal tak jest?– To trwa i trwać będzie. Kobiety często ryzykują zdrowiem i życiem, by poprawiać kształty. Liczy się też „brazylijski uśmiech”. Od dzieciństwa są uczeni, by uśmiechać się szeroko i pokazywać zęby. Stomatolog ma ciągłe kolejki w korytarzu. Brazylijczycy lubią piękno. Lubią też... cukier. Jest wszechobecny. Przesadzają z nim na każdym kroku. Nawet do gotowych soków dosypują w restauracjach cukier. Potem są tego konsekwencje. Chodzi o coraz bardziej obfite kształty. Gorsze wyniki w wysiłku fizycznym. Nadwaga jest dużym kłopotem. Sama doświadczyłam zmian w ciele. Przez problemy zdrowotne bardzo przytyłam. Doszło mi 20 kilogramów. W Polsce trudno było kupić ładne ubrania. Wybierałam przede wszystkim „namioty”. Czułam się w nich źle. Gdy wróciłam do Brazylii, sytuacja się zmieniła. Weszłam do sklepu odzieżowego i zobaczyłam mnóstwo sukienek na mój rozmiar. Mogłam się w nich poczuć bardzo kobieco. Oni wiedzą, jak to robić.Czytaj też: Dramat w samolocie pasażerskim. Pożar Airbusa A320Poruszyliśmy wątek operacji plastycznych, czas na kolejny ważny temat – piłka nożna. Czy Brazylijczycy traktują futbol jak religię?– Oczywiście. To istne szaleństwo. Futbol jest wszędzie. Na plaży, na ulicach, w knajpach, w domach. Gra się wszędzie, z każdym. Na Copacabanie miłość i flirt zaczyna się w trakcie uprawiania sportu. To niezwykle aktywny fizycznie naród. Wystarczy wejść na plażę z lepszą piłką i od razu wokół pojawia się kilka osób. Emocje odgrywają tam wielką rolę. W piłce nożnej nie brakuje łez szczęścia i smutku. Wszyscy żyją meczami i rywalizacją.Nasza rozmowa ukazuje się w wigilię, dlatego nie sposób nie zapytać o okres bożonarodzeniowy. Jak Brazylijczycy obchodzą święta?– Biedne rodziny, z niższych klas społecznych spędzają ten czas z przyjaciółmi. Na plażę idą całe rodziny. Wspólnie ze zwierzętami domowymi. W jednym miejscu zbierają się przedstawiciele kilku pokoleń. Organizuje się pikniki. Tańczą i śpiewają. Brazylia jest krajem katolickim, ale trzeba rozróżnić jedną rzecz – typowy katolik a Brazylijczyk mają nieco inne podejście do świąt. Brazylijczycy nie łamią się opłatkiem. Nie mają dwunastu potraw na stołach. Zbierają się jednak na wspólnej kolacji, gdzie pojawiają się indyk i inne regionalne dania.Czy choinka stoi w domu, a pod nią znajdują się prezenty?– Ozdoby są obecne, ale nie w każdym domu. Jeśli chodzi o prezenty, to często w rodzinach robi się losowania. Jedna osoba kupuje upominek drugiej. I tak dalej. Nie ma kogoś, kto zostaje z niczym. Poza tym w czasie świąt są organizowane liczne pokazy fajerwerków. Gdy w Polsce spada śnieg i siedzimy przy wigilijnym stole, w Brazylii zaczyna się lato. Wtedy większość osób idzie imprezować na plażę. Tańczy się sambę. Słucha koncertów. Brazylijczycy są mistrzami w robieniu show. Kochają zabawę i żyją pełnią życia.Na koniec dwa szybkie strzały. Najlepsza rzecz w Rio de Janeiro to...?– Wolność. Na miejscu czuje się swobodę, radość. Nie trzeba się niczym stresować. Wystarczy zaakceptować siebie. Każdy może być sobą. Słońce i bliskość natury w środku miasta działają cuda. Przed pracą można iść do parku i wykąpać się w wodospadzie. Życie jak w bajce.A najgorsza?– Stara kanalizacja. To męczące. Często dochodzą nieprzyjemne zapachy. Za pieniądze, które zostawiają tam turyści każdego roku, miasto powinno być bardziej zadbane i czyste. Przydałaby się też lepsza komunikacja oraz systematyczne zwiększanie bezpieczeństwa i edukacji.Czytaj też: Nastolatek marzył o pracy ze zwierzętami. Zagryzła go lwica