Walka o ekspozycję. Śnieżnobiałe zęby jednego z celebrytów, o których było głośno w minionych dniach, są jednym z najjaskrawszych przykładów ściemy, jaką sprzedaje nam się w sieci. Szczęśliwi ci, którzy wiedzą, jak wygląda świat influencerów od środka. Biada tym, którzy widząc idola spełniającego za cudze pieniądze kolejne życiowe marzenia – chcą tego samego, tyle że mogą to robić jedynie „za swoje”. „Dzisiaj dostałam piękny prezent od pani X” – mówi jakaś bliżej mi nieznana postać z sieci. Otwiera paczkę, wyciąga błyszczyk do ust i z pełnym przekonaniem opowiada: „Najlepiej nawilża usta, obłęd”. Choć – tu przypomnę – teoretycznie dopiero otworzyła paczkę, by zrobić popularny w sieci „unboxing”, czyli nie powinna mieć pojęcia, jak działa to kosmetyczne cudo.W ramach takiego działania, „unboxingu”, musiała jeszcze postukać długimi paznokciami o tekturowe pudełko, tak by wywołać ASMR (Autonomous Sensory Meridian Response, czyli tzw. orgazm mózgu). Upraszczając, chodzi o taki rodzaj np. dźwięku (szelest, stukanie paznokciami, szept), który sprawia nam przyjemność, wprowadza w dobry nastrój, sprzyja relaksowi. A co za tym idzie – wywołuje pozytywne skojarzenia, dzięki którym łatwo marketingowcom sprzedawać kompletnie niepotrzebne nam rzeczy.Za sprawą takiej, również „dźwiękowej”, prezentacji nagle okazuje się, że ten błyszczyk jest dokładnie tym, czego potrzebujemy. Jakby influencerka czytała nam w myślach. Zadziała się magia. Trafiony, zatopiony. Bo czy odczuwając tak silną potrzebę zakupu tego konkretnego przedmiotu w ogóle można racjonalizować, tłumaczyć sobie, że przecież wciskający nam go celebryta dostał to cacko w barterze? Że człowiek, który w jakimś wycinku rzeczywistości stał się dla nas wzorem do naśladowania, jest po prostu słupem reklamowym, w ordynarny sposób sprzedającym nam marzenia o „lepszym czymś”? Czasem są to zęby, czasem wakacje pod palmami. Ale bardzo często są to po prostu rzeczy, których wcześniej nawet nie rozważaliśmy jako „niezbędnych do życia”.Czytaj też: Depp bierze się za „Mistrza i Małgorzatę”. Pierwsza anglojęzyczna adaptacjaWalka o ekspozycję Idźmy dalej w tym szaleństwie. Celebrytka Y pokazuje nowy dom, nieruchomość w stanie deweloperskim. I rzuca hasło: „Kto zna dobrą firmę robiącą podłogi?” albo „jakie zasłony wybralibyście do salonu? Czy wreszcie „zabudowa kuchni w drewnie, czy postawić na pastelowe kolory?”.Odpowiedzi na tak postawione pytania nie publikuje, bo i po co. Ważne jest to, że taki jeden „chwalipost” na temat nowego lokum uruchamia lawinę wykonawców i podwykonawców, marki same się biją o to, by móc urządzić jej wnętrze. A potem ona, celebrytka z zasięgami, wrzucając jakąś fotkę do sieci – oznaczy, co i od kogo dostała. Można urządzić dom w barterze? Można. Polecam państwu przyjrzeć się wnętrzom, które podziwiamy w sieci.Z wyprawkami dla noworodków, pakietami dla mam karmiących, zabiegami na twarz, czy nawet na pośladki jest tak samo. Ktoś coś dostaje za free, taki np. poród w prywatnej klinice, i inne matki już zaczynają się zastanawiać, czy aby na pewno opcja rodzenia w publicznej placówce to dobry pomysł. Przecież ta pani, osoba, która mówi, jak trzeba żyć (bo jak wiadomo ma monopol na tę tajemną wiedzę) chyba wie co robi wybierając prywatną opiekę medyczną.O ludziach, którzy w barterze od tureckich klinik dostają nowe twarze i nowe brzuchy – najlepiej byłoby nie wspominać. Szkoda tylko, że ruszający ich śladem do Stambułu, pewnie nie zawsze zdają sobie sprawę z ryzyka, które podejmują.Zęby w barterze Wracając do celebryty, który w barterze dostał zęby, warto też zaznaczyć, że z kolei on w barterze ze swoim uzębieniem – dorzucił stomatologowi jeszcze kilka szczęk z najbliższego otoczenia. A, że potem się panowie poróżnili, celebryta ze stomatologiem, to już zupełnie inna historia. Jedyny plus całej tej rozdmuchanej do granic przyzwoitości afery z „bondingiem” jest taki, że być może odbiorcy takich treści z sieci zaczną bardziej krytycznie podchodzić do tego, co im się na złotej tacy serwuje na Instaramie. Może ktoś w końcu dowiedział się, czym jest barter i jak celebryci czasem wręcz go wyłudzają. Może przez przypadek ten mężczyzna znany kiedyś z TV przyczynił się do wzrostu świadomości konsumentów. Bardzo bym tego chciała.A w ramach walki z uzależnieniem od przeglądania filmików promujących galopujący konsumpcjonizm, polecam skupienie się na stronach, które przed świętami łączą darczyńców z potrzebującymi. Bo tam jest życie non-fiction, nie w barterze.Czytaj też: Polska żegna Magdę Umer. „Przez dekady czarowała nas słowem”