Konflikt artystek. „Żądam natychmiastowego usunięcia mojej frazy z utworu 'Pani domu' Heleny Englert. Nie wiem, jak to zrobicie, chyba musicie cofnąć czas. Ale chcę by było jasne: to jest ordynarna kradzież” – napisała w mediach społecznościowych pisarka Dorota Masłowska, odnosząc się do słów „kanapki z hajsem”, które Englert wykorzystała w swojej piosence. I rozpętała się burza, bo nagle okazało się, że jedna artystka nie jest zadowolona z faktu, iż druga, debiutująca w roli piosenkarki, stworzyła popularny w muzyce tzw. follow-up i nawiązała do twórczości Masłowskiej. A może to wszystko jest wyreżyserowane, a my jesteśmy widzami, którzy – choć sami nie kupili biletu – stali się mimowolnie odbiorcami internetowej dramy z wkalkulowanymi w nią zasięgami i „fejmem” dla obu pań? Dla porządku przytoczę pozostałą część wpisu Masłowskiej: „'Kanapki z hajsem' były błyskotliwe 10 lat temu. Albo wcale. Jednak to ja je zrobiłam. Specyfika tego, co piszę jest taka, że te różne frazy stosunkowo często trafiają do obiegu języka potocznego i artystycznego. Najczęściej jestem szczęśliwa i dumna, gdy młode artystki i artyści przetwarzają dalej moją sztukę swoją wyobraźnią. Niestety w tym wypadku tak nie jest. Już taka bida, że trzeba brać czyjeś i podawać jako swoje?”.Internauci oczywiście odpowiedzieli Masłowskiej, przypominając, że oni sami frazy „kanapki z hajsem” używają od przynajmniej dwóch dekad, skorzystali z niej także nieznani mi bliżej twórcy Kaz Bałagane i Belmondo, a na deser serwowano przykłady podsumowań w stylu „10 najlepszych follow-upów w polskim rapie”, czyli historie o tym, jak jedni artyści inspirują się drugimi.Sama Englert też odniosła się do sprawy:„Przede wszystkim pragnę zaznaczyć, że pałam do Pani ogromnym szacunkiem. W związku z czym, żadne działanie z mojej strony nie ma prawa być wymierzone przeciwko Pani. Na celu miałam – proszę wybaczyć patetyzm – oddanie Pani hołdu. Byłam przekonana, że jako (o ile dobrze rozumiem Pani twórczość) fanka pastiszu, obrazoburczości i polskiego absurdu zrozumie to Pani. Czerpanie z tego, co kultowe i kulturotwórcze jest moim zdaniem nieodzowną częścią powstawania sztuki. (…) Dlatego, jak mogła Pani zauważyć – przy każdej sposobności – nagminnie zaznaczam, że to Pani jest matką popkulturowego sukcesu, funkcjonującej uprzednio w popkulturze frazy, o którą wszystko się rozchodzi. Nie pragnę Pani tego odbierać. Nie twierdzę, że jestem tą pierwszą. To miało być DLA Pani, nie przeciwko niej”.A ja naprawdę chciałabym wierzyć, że to po prostu internetowa wojenka artystki, której ego nie rozumie, czym jest – zwłaszcza w muzyce – follow-up, z ciągle poddawaną krytyce Heleną Englert, jest tymże. Burzą w szklance wody, historią o urażonej dumie, dystansie lub jego braku, a nie urządzoną z premedytacją pokazówką, która miała sprawić, że o obu paniach mówimy, piszemy, słuchamy utworu, którego w ogóle nie mielibyśmy w sumie ochoty słuchać.Dlaczego wolałabym, by była to prawdziwa drama, a nie internetowy teatr?Bo w świecie, w którym nawet dziennikarze pokroju Wojciecha Czuchnowskiego serwują prowokacje, by pod płaszczykiem troski o krytyczne myślenie narodu rozgrywać jakąś swoją grę, życie zaczyna przypominać komediowy serial, w którym ktoś wgrał ścieżkę ze śmiechem w złym miejscu.Przypomnę: Kilkanaście dni temu Czuchnowski na platformie X napisał o tym, że dostał roczne stypendium na pisanie doktoratu o mowie nienawiści. W puli miało znaleźć się 147 tys. z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i 68 tys. euro od Światowego Kongresu Żydów. „Piszę teraz, bo w przyszłym tygodniu ma to być oficjalnie ogłoszone, więc wolę poinformować jako pierwszy” – dodał, sprawiając, że wielu, w tym branżowe media, łyknęło newsa bez jakiejkolwiek weryfikacji.„Wnioski są ponure, bo złapali się nie tylko X-owicze, w tym znani dziennikarze, ale też politycy. Jeżeli kogoś nie lubimy, to nie sprawdzamy niczego i nawalamy w niego”.Nie, sama nie złapałam się na ten żart, a takie zabiegi uważam za zbędne. Tak samo, jak zbędne są kreowane na potrzeby budowania zasięgów dramy. No, chyba że w przypadku Masłowskiej i Englert to tak na serio. Ale to by oznaczało, że jest jeszcze gorzej, niż nam się wydaje.Czytaj też: „Ważne są tylko te dni...” Sejm złożył hołd Markowi Grechucie