Gra o ropę i wpływy. Masz tydzień na wyjazd w kraju, możesz zabrać rodzinę. Na amnestię dla siebie i twojej sitwy nie masz co liczyć – tak mogła wyglądać rozmowa telefoniczna prezydenta USA Donalda Trumpa z wenezuelskim dyktatorem Nicolasem Maduro. Satrapa zamienił swój kraj w socjalistyczną dyktaturę, do tego pokątnie bogaci się, szmuglując narkotyki do Stanów Zjednoczonych. Pojawia się pytanie, czy akurat te względy zdecydowały o tak twardym stanowisku Białego Domu. Można mieć wątpliwości. Nawet 303 miliardy wątpliwości. Rozmowę przytoczyła agencja Reutera. Twierdziła, że doszło do niej 21 listopada. Jak poinformowało źródło, Nicolas Maduro miał przekonywać, że jest gotowy opuścić kraj, ale zaczął stawiać warunki. Po pierwsze zażądał gwarancji amnestii, zniesienia sankcji oraz zakończenia postępowania przeciwko niemu w Międzynarodowym Trybunale Karnym. Czyli nietykalności.Dyktator chciał zadbać również o swój dwór. Miał bowiem – jak twierdziło źródło – żądać zniesienia sankcji nałożonych na ponad setkę osób z jego administracji i najbliższego otoczenia. Chciał też, by jego zastępczyni, Delcy Rodriguez, przejęła po nim rządy do czasu przeprowadzenia nowych wyborów.Donald Trump miał odrzucić większość błagań wenezuelskiego watażki. Oświadczył, że ma on tydzień na wyjazd z kraju i że może zabrać tylko najbliższą rodzinę. Gdy termin minął, prezydent USA ogłosił przestrzeń powietrzną nad Wenezuelą jako zamkniętą.Należy podkreślić, że rodzina Maduro to nie są spokojni ludzie, bierni czy nieświadomi uczestnicy dyktatorskich rządów. Żona Cilia Flores to wzór nepotyzmu godny Sèvres. Jej kuzyni, Efrain Antonio Campo Flores i Francisco Flores de Freitas, zostali przyłapani na szmuglowaniu kokainy do USA.Prywatny odrzutowiec familiiTakże pierwsza dama jest objęta amerykańskimi sankcjami za „grabież” zasobów Wenezueli. W 2018 roku USA zajęły między innymi prywatny odrzutowiec, którym tak chętnie latała po świecie. „Nie zadzierajcie z Cilią. Nie zadzierajcie z rodziną. Nie bądźcie tchórzami! Jej jedyną zbrodnią jest to, że jest moją żoną” – grzmiał wówczas el presidente.Oczywiście pokrzykiwaniami Maduro Biały Dom nie przejmował się wtedy i nie przejmuje teraz. Dziennik „The Wall Street Journal” ujawnił, że Trump miał również zagrozić użyciem siły, jeśli Maduro nie odda władzy. Wiele wskazuje na to, że Waszyngton szykuje się do zdecydowanego ruchu.Determinację administracji Trumpa widać od wielu tygodni. Nie wysyła się grupy uderzeniowej z lotniskowcem USS Gerald R. Ford. i 15 tys. żołnierzy, żeby strzelać do pojedynczych łódek szmuglujących kokainę. Ten pokaz potęgi miał ułatwić prowadzenie negocjacji z Caracas. Był również wyraźnym sygnałem dla Chin, które coraz mocniej interesują się Wenezuelą, że pierwszeństwo mają Amerykanie.Waszyngton twierdzi, że walka z reżimem Maduro to ważny front w wojnie wypowiedzianej narkobiznesowi. Niedługo po ponownym zaprzysiężeniu na urząd prezydenta Trump wysłał żołnierzy służby czynnej i Gwardię Narodową na granicę z Meksykiem, aby powstrzymać przepływ narkotyków oraz nielegalnych migrantów. Inny sygnał.Walka z narkobiznesemBiały Dom z miejsca nasilił działania w zakresie nadzoru i zwalczania przemytu narkotyków. Departament Stanu USA przyjął też nową strategię, zgodnie z którą kartele narkotykowe zaczęły być uznawane za organizacje terrorystyczne i tak traktowane. Spotkało to między innymi salwadorski gang MS-13 czy wenezuelski Cartel de los Soles, czyli Kartel Słońc, za którym stoi Maduro i jego kamaryla.Zwrócono uwagę, że kartele stanowią „zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego wykraczające poza to, jakie stwarza tradycyjna przestępczość zorganizowana”. Sam Trump wskazywał nie bez racji, że narkotyki to „śmiertelna broń, która zabija Amerykanów”. Pod koniec listopada oświadczył, że USA będą przeprowadzać ataki lądowe przeciwko handlarzom używek. Było to ostrzeżenie pod adresem Maduro – atakujemy cię na morzu, możemy przeprowadzić inwazję na lądzie.Precedens już był. W 1989 roku ówczesny prezydent USA George H.W. Bush wysłał ponad 20 tysięcy żołnierzy do Panamy w ramach operacji o kryptonimie Just Case (Sprawiedliwa sprawa – Amerykanie i Izraelczycy uwielbiają patetyczne kryptonimy), aby aresztować dyktatora Manuela Noriegę, również podejrzewanego o udział w przemycie narkotyków. Noriega został błyskawicznie obalony.Trzeba jednak przyznać, że Waszyngtonowi brakuje w tym zakresie konsekwencji. Bogobojny chrześcijanin i były prezydent Kolumbii Alvaro Uribe miał powiązania z meksykańskim kartelem Sinaloa osławionego Jaquina „El Chapo” Guzmana. Była to, jak ustalono, pomoc logistyczna, ale o żadnym szturmie na Kolumbię nie było mowy.Bombardowania w MeksykuSam Trump podczas pierwszej kadencji w Białym Domu zapalił się do pomysłu bombardowania laboratoriów narkotykowych w Meksyku, podrzuconego przez ówczesnego sekretarza obrony Marka T. Espera. Ten później przyznał w swoich wspomnieniach, że był on absurdalny, a sprawa wywołała oburzenie władz Meksyku.Amerykańskie drony faktycznie latają nad Meksyk, ale wyłącznie w celach obserwacyjnych – szukają laboratoriów fentanylu, choć nie mogą ich atakować. Dane są przekazywane meksykańskiej administracji, która może z nimi zrobić, co chce. W kwietniu Trump poprosił prezydent tego kraju Claudię Sheinbaum, aby zezwoliła amerykańskiej armii na walkę z kartelami narkotykowymi na terytorium jej kraju. Usłyszał odpowiedź odmowną, która wcale nie musiała oznaczać ukrywania przez władze związków z narkobiznesem.Innym przykładem dwuznacznej postawy Trumpa wobec narkobiznesu jest sprawa byłego prezydenta Hondurasu Juana Orlando Hernandeza, także bogobojnego chrześcijanina. Został on zatrzymany w 2022 roku w swoim domu w Tegucigalpie i wydany Stanom Zjednoczonym, tam usłyszał wyrok 45 lat więzienia za współudział w przemycie kokainy do USA.Ustalono, że Hernandez przyjmował miliony dolarów łapówek od kartelu Sinaloa. Jego rolą była ochrona przemytników przed organami ścigania. W pracę ochoczo zaangażował się także jego brat Antonio, były deputowany honduraskiego parlamentu, skazany w 2019 roku. Zdaniem Departamentu Sprawiedliwości USA, w przypadku reżimu w Hondurasie „handel narkotykami wykorzystany był do utrzymania i wzmocnienia władzy politycznej”.Dyktator na wolnościNieoczekiwanie pod koniec października prezydent USA ułaskawił Hernandeza, który 1 grudnia opuścił więzienie Hazelton w Wirginii Zachodniej. W swoim stylu Donald Trump zaatakował poprzednika. Twierdził, że śledztwo w sprawie Hernandeza było „ustawką administracji Bidena” i że „w zasadzie powiedzieli, że był handlarzem narkotyków, ponieważ był prezydentem kraju”. A w ogóle to „według wielu szanowanych osób, był traktowany bardzo surowo i niesprawiedliwie”.Kwestię grudniowych wyborów prezydenckich w Hondurasie można pominąć, choć też było ciekawie. Trump groził, że jeżeli przegra popierany przez niego Tito Asfura, polityk Partii Konserwatywnej, to kraj „zapłaci piekielną cenę”. Tu przechodzimy do kwestii obrony demokracji i uczciwości w życiu politycznym, co zawsze spędza sen z powiek włodarzom Białego Domu.Problemem Wenezueli jest to, że jej trudna sytuacja jedynie od czasu do czasu jest brana na tapet. Opinia międzynarodowa przypomina sobie o niej zwykle przy okazji kolejnych sfałszowanych wyborów prezydenckich. W 2019 roku wolny świat trzymał kciuki za Juana Guaido, który – jak się wydawało – pokonał Maduro w wyborach. Ogłosił się tymczasowym prezydentem Wenezueli, uznały go między USA i Unia Europejska – i temat z czasem ucichł.Reżim bezczelnie „skręcił” wybory i zaczął ścigać Guaido. Do 2022 roku jeszcze funkcjonował jego rząd tymczasowy, ale kto wtedy się jeszcze interesował sytuacją polityczną w Caracas? Kto trzymał kciuki za odsunięte przez reżim Zgromadzenie Narodowe? Guaido bez większego echa uciekł do USA w kwietniu 2023 roku. Nawet w obecnej sytuacji jego głos nie jest słyszalny.Noblistka kontra reżimOstatnio pojawiła się Maria Corina Machado, od lat bez większego rozgłosu na świecie walcząca o prawa człowieka i demokratyzację Wenezueli. Już w 2015 roku deputowana została pozbawiona biernych praw wyborczych, żeby nie mogła walczyć o urzędy po tym, jak na arenie międzynarodowej poruszyła temat łamania praw człowieka w swojej ojczyźnie. Wraz z gaśnięciem gwiazdy Guaido, rozbłysnęła jej gwiazda.Machado planowała wystartować w kolejnych wyborach prezydenckich, ale Maduro nie dał się podejść. Wyciął opozycyjną konkurencję jak białoruski satrapa Alaksandr Łukaszenka. Działaczka straciła prawa wyborcze na 15 lat, co krótko przed wyborami zatwierdził Sąd Najwyższy. Za swoją niezachwianą postawę została uhonorowana Nagrodą Sacharowa.W październiku została laureatką Pokojowej Nagrody Nobla za „niestrudzoną pracę na rzecz praw demokratycznych narodu wenezuelskiego oraz za jej walkę o sprawiedliwe i pokojowe przejście od dyktatury do demokracji”. Nagrodę zadedykowała „cierpiącemu narodowi Wenezueli” i „prezydentowi Trumpowi za jego zdecydowane wsparcie naszej sprawy”.Machado z miejsca poparła walkę z Trumpa z narkobiznesem, choć trudno stwierdzić, na ile postrzega ją jako wsparcie dla cierpiącego narodu Wenezueli. Cierpiącego ogromnie. Human Rights Watch od lat alarmuje, że reżim w Caracas jest odpowiedzialny za liczne bezprawne działania, takie jak egzekucje pozasądowe czy rozmaite represje wobec przeciwników politycznych, porwania, więzienie, tortury, niesprawiedliwe wyroki. Ogółem model rosyjski, którego efektem jest emigracja przeszło 9 milionów Wenezuelczyków, co trzeciego mieszkańca.Czytaj także: Wenezuela. Pobłażanie satrapieW komentarzu dla dziennika „New York Post” Machado podziękowała USA i Trumpowi – „mistrzowi w walce o wolność Wenezueli” – za ostatnią presję wywieraną na dyktaturę w Caracas. „Każdy, kto uważa, że jest to 'po prostu kolejny autorytarny reżim' (Maduro), jest w niebezpiecznym błędzie. To zorganizowana przestępczość u władzy, uzbrojona i finansowana przez wrogów Ameryki” – przekonywała.Noblistka dowodziła, że tego typu dyktatury „Nie stanowią zagrożenia tylko dla własnych narodów – osłabiają demokrację, zatruwają nasze społeczeństwa i bezpośrednio atakują Stany Zjednoczone” – podkreślała. „Nigdzie nie jest to bardziej widoczne niż w Wenezueli” – zaznaczyła.Machado przypomniała, że władza Kartelu Słońc trwa już 27 lat. „Rządzą krajem tak, jak gangsterzy kontrolują terytorium: za pomocą strachu, tortur i systematycznego niszczenia fundamentów demokracji. Sprzedali naszą suwerenność zagranicznym partnerom: Kubie Castro, kolumbijskim partyzantom, Iranowi, Rosji – i przyjęli miliardy dolarów finansowania od Chin” – wyliczała.„Uciszyli prasę, zagarnęli majątek, prześladowali przeciwników i stworzyli machinę oszustw wyborczych, zaprojektowaną tak, aby utrzymać się u władzy na zawsze. Uczynili migrację bronią i zmusili co trzeciego Wenezuelczyka do opuszczenia ojczyzny” – dodała noblistka.Kartele odcięte od pieniędzyW jej ocenie „prezydent Donald Trump rozumie istotę tego zagrożenia”. „Podjął zdecydowane działania, odcinając kartelowi źródła finansowania, wzmacniając obecność USA na Karaibach i wywierając intensywną presję na Maduro i jego najbliższe otoczenie, aby nakłonić Wenezuelę do przejścia na ścieżkę, której domagali się jej mieszkańcy. Środki te chronią interesy obu naszych narodów” – dowodziła Machado.Oczywiście walka z putinizacją życia politycznego jest szlachetnym celem, ale wydaje się, że ten altruizm Trumpa może mieć związek z charakterystyczną uwagą Machado. „Mój kraj był kiedyś najbogatszym krajem w Ameryce Łacińskiej: bogatym w ropę naftową, gaz, metale ziem rzadkich, rolnictwo i niezrównaną bioróżnorodność”.Ropa naftowa, gaz, metale ziem rzadkich – to zestawienie wydaje się trafieniem w sedno. Od początku drugiej kadencji w Białym Domu dla Trumpa nie mniej ważna od mapy politycznej jest tablica Mendelejewa. Walka o geopolityczne wpływy jest wprost proporcjonalna do starań o zagwarantowanie USA nowych źródeł surowców.W tym zestawieniu szczególne znaczenie mają metale ziem rzadkich – ważny arsenał w wojnie gospodarczej z Chinami. Stąd przymiarki do Grenlandii, Kanady czy naciski na Kijów, by scedował prawa do swoich zasobów w zamian za amerykańską broń i jakieś niejasne polityczne wsparcie. Ukraina ma pod ziemią choćby pół miliona ton litu, kluczowego metalu w produkcji akumulatorów. Trump umie liczyć.Biliony dolarów pod dnem oceanuOstatnio pojawił się pomysł na Clarion-Clipperton Zone – ciekawe miejsce na Oceanie Spokojnym, w którym wartość tak zwanych polimetalicznych konkrecji to ponad 18 bilionów dolarów. Trzeba też wspomnieć, że już kilka lat temu miały miejsce podchody do Boliwii z jej złożami litu. Pamiętne są również słowa Trumpa, że trzeba było „utrzymać iracką ropę”.Należy podkreślić, że Wenezuela nie jest największym dostawcą narkotyków do USA. Miasta są zalewane ostatnio przez fentanyl produkowany w Meksyku czy importowany z Chin, ale nie tam Trump wysłał wojsko. Trzymając się matematycznych wzorów, udział Wenezueli w przemycie narkotyków do USA jest odwrotnie proporcjonalny do jej miejsca na geologicznej mapie świata.To drugie jest znaczące i działania są od jakiegoś czasu podejmowane. W maju 2020 roku, na fali światowego oburzenia po „skręceniu” wyborów w 2019 roku przez Maduro i sporu konstytucyjnego o to, kto jest prawowitym prezydentem Wenezueli, CIA zorganizowała Operację Gideon. Miała ona na celu obalenie reżimu przy pomocy między innymi najemników z prywatnej firmy Slivercorp USA. Akcja zakończyła się fiaskiem. Takie lądowanie w Zatoce świń, tylko na mniejszą skalę.Teraz Waszyngton działa z większym rozmachem. Godnym skarbów, jakie skrywa ziemia w Wenezueli. W 2010 roku Amerykańska federalna agencja US Geological Survey oceniła, że w pasie rzeki Orinoko znajdują się złoża sięgające 513 mld baryłek ropy naftowej, ciężkiej, smolistej pozostałości po dinozaurach. To dwa razy większe zasoby niż posiada Arabia Saudyjska. Ostatnie potwierdzone rezerwy wskazują na 303 miliardy baryłek, to około 17 procent światowych zasobów.Do tego Caracas od jakiegoś czasu robi zakusy na zajęcie części regionu Essequibo należącego do Gujany – niemal dwukrotnie większego od Portugalii – w którym odkryto kilka podwodnych pól roponośnych. Oczywiście teraz Maduro ma inne zmartwienia. Jednym z głównych są sankcje, które utrudniają wydobycie i powodują permanentny kryzys gospodarczy, potęgowany przez zawsze niewydajną socjalistyczną gospodarkę, potrafiącą rozkręcić inflację do nawet 65 tysięcy procent. Obecnie udział Wenezueli w globalnej produkcji ropy naftowej wynosi mniej niż 1 procent.Maduro pisze do OPECReżim już oskarżył Waszyngton o próbę zagarnięcia ropy. Maduro napisał w tej sprawie do Haithama Al-Ghaisa, Sekretarza Generalnego OPEC oraz krajów członkowskich OPEC i OPEC Plus. W liście stanowczo potępił „zamiar Stanów Zjednoczonych, by zarekwirować ogromne rezerwy ropy naftowej naszego kraju, największe na świecie, przy użyciu siły militarnej, co poważnie zakłóciłoby równowagę na globalnym rynku energii”. „Wenezuela będzie stanowczo bronić swoich naturalnych zasobów energetycznych. Nic nas nie powstrzyma! Pozostaniemy wolni i suwerenni!” – grzmiał.Poprzedni prezydent USA Joe Biden próbował się dogadać z Caracas, kusił twardą walutą. Były prowadzone negocjacje w Berlinie, ale Maduro wolał się zbliżać do Chin, Rosji i Iranu. W efekcie dyktator się utrzymał, ale dalej produkcja ropy w jego kraju nie może przekroczyć miliona baryłek dziennie, podczas gdy w USA, kraju o nieporównywalnie mniejszych rezerwach za to z największym wydobyciem, jest to 14 milionów baryłek.Z wenezuelskich zasobów korzysta na razie amerykański Chevron, na podstawie starszych umów, ale odbywa się to w minimalnym zakresie. Wydobycie łatwe zresztą nie jest. Ropy jest dużo, ale jest słabej jakości – mulista, zasiarczona, w wielu miejscach trzeba się do niej dowiercać. Bez wielomiliardowych inwestycji się nie obejdzie. Wobec perspektyw zwiększenia wydobycia, zysków dla amerykańskiej gospodarki, obniżenia cen benzyny, gra jest jednak dla Trumpa najwyraźniej warta świeczki.Ewentualne obalenie Maduro może być również ważnym ruchem na geopolitycznej szachownicy, pokazaniem Moskwie i Pekinowi, że ze Stanami Zjednoczonymi trzeba się liczyć. Jeżeli faktycznie wenezuelski dyktator zostanie obalony, nikt nie będzie żałował ani jego, ani jego parszywej dyktatury. Niestety, tylko w sferze marzeń zostaje telefon Trumpa do Władimira Putina, z podobnym przekazem jak do Maduro.CZYTAJ TEŻ: „America First” i stabilnie z Rosją. Stany mają nową strategię