„Nie potrafię przypomnieć sobie pierwszego uderzenia”. „Nie potrafię przypomnieć sobie pierwszego uderzenia. Czasem wydaje mi się, że ciało złożyło wtedy broń, może mózg sam rozmył obraz (…). Pamiętam za to wszystko inne – zapach kurzu, ciężar ciszy przed, osobliwe zawieszenie oddechu, a potem uczucie, że coś się rozpadło, coś, czego już nie da się skleić”. Tak na pytanie: „pamiętasz, kiedy twój ojciec pierwszy raz podniósł na ciebie rękę?”, odpowiada w książce „Oddycham odkąd moi rodzice umarli” Katarzyna Butowtt, niegdyś topowa polska modelka, dziś aktorka, wolontariuszka, silver influencerka.Zresztą pytanie o „pierwszy cios” od ojca zadał jej dziennikarz i autor książek, Wiktor Słojkowski. Ten sam, który kilka miesięcy temu wyznał, że ze względu na chęć odcięcia się od toksycznej matki, zmienił nazwisko. W rozmowie ze mną (ukazała się we „Wprost”), mówił tak:„Nie miałem być dobry, a najlepszy. A w momencie, kiedy najlepszy nie byłem, byłem zerem. Kiedy nie dostałem się do najlepszego liceum, zaczęła się moja gehenna. Usłyszałem, że jestem nikim, że nadają się do sprzątania ulicy, że mi kupi kamizelkę, żebym mógł iść sprzątać, że nie każdemu musi w życiu wyjść. To trwało bardzo długo. To był monolog. Ja dzisiaj pamiętam nawet, w którym miejscu siedziałem na podłodze i płakałem. Pamiętam, jaka piosenka wtedy leciała w Vivie czy MTV. To było moje pierwsze potknięcie w życiu. Nie wiedziałem, co mam zrobić, jak się zachować, w głowie miałem to, że ją zawiodłem. A później to już było tylko gorzej i gorzej. Dzisiaj, mając na koncie 10 książek w spoko wydawnictwach, dalej byłem dla niej głupi, prymitywny, cały czas słyszałem, że moje życie to bagno, że nie umiem się wysłowić, że źle chodzę… Że jej się wstydzę. W którymś momencie, jeśli to słyszysz dzień w dzień, to zaczynasz w to wierzyć. Mam tak, że jak wchodzę do pomieszczenia, w którym jest wiele osób, to zawsze myślę, że jestem tam najgłupszy”.I on, i Butowtt, mówią wprost: To, że o doświadczeniu przemocy nie opowiemy, nie sprawi, że ono w magiczny sposób z naszego życiorysu zniknie. Oni mieli odwagę, bo nie dość, że zdobyli się na wyznanie, to w jednoznaczny sposób mówią o swoich rodzicach, nazywając ich oprawcami.Czytaj też: Pijany lekarz i zmowa milczenia. „Powinien być monitorowany przez lata”Zresztą w podcaście „Powiem to pierwszy raz” Butowtt wraca do dramatycznego dzieciństwa, a ja zadaję jej pytanie, czy w Polsce coś się zmienia? Czy jakaś zmowa milczenia pęka? Czy można, jeśli są ku temu powody, uderzyć w świętą instytucję rodziny? Czy można ojca nazwać oprawcą, czy można powiedzieć z pełnym przekonaniem:„Dla matki nie liczyło się to, co wraz z biciem dzieje się w naszych głowach, naszych sercach, tylko to, co pomyślą sąsiedzi. Matka była gorsza od Dulskiej. Byłam dla niej niczym laleczka: Ładna, cicha, nieprawdziwa. Nie wiem, czy kiedykolwiek usłyszałam 'jestem z ciebie dumna', ale pamiętam, jak mówiła 'uśmiechnij się, nikt nie chce patrzeć na smutne dziewczynki'. Wiem jedno: nigdy mnie nie kochała”.Czytaj też: Smarzowski: Musimy w końcu wyrzucić religię ze szkółDziś już wiem, że tej historii nie da się tak łatwo zapomnieć. Bo jak przejść obojętnie obok wyznania prawie 70-letniej kobiety, która mówi:„Ten, kto mnie bił, żyje nadal w moim ciele i reakcjach”.A potem czytam, jakim bestsellerem jest książka Butowtt. Że prawie 2 miliony widzów poszły do kin, by obejrzeć nowy obraz Smarzowskiego pt. „Dom dobry”. Czytam te wszystkie historie dramatów rozgrywających się w czterech ścianach, które zaczęły zalewać media tradycyjne i te społecznościowe w związku z jego premierą, i myślę sobie o tym, jak uruchomiła się jakaś narodowa wspólnota doświadczeń.Bo przecież to niemożliwe, by sięgać po relacje ofiar, nawet te fabularyzowane, tylko ze względu na ciekawość, chęć zajrzenia przez dziurkę od klucza do zupełnie nam nieznanego, za to bardzo chorego świata patologii rozgrywających się w czterech ścianach.Myślę, że raczej jest tak, że my ten świat przemocy, z różnymi jej wymiarami rzecz jasna, doskonale znamy. Że choć te historie mogły nie dotyczyć nas osobiście, to działy się gdzieś u sąsiadów. Może jakiś kolega z klasy ukrywał kiedyś w szatni przed lekcją WF-u jakąś bliznę, może jakaś sąsiadka w pochmurny dzień nosiła okulary przeciwsłoneczne? Może ktoś kiedyś z płaczem zwierzał się naszej mamie, a ona cała w stresie zastanawiała się, co robić, jak pomóc? Może mieliśmy wtedy kilka lat, może pamiętamy niewiele, ale ten stres udzielił się i nam. Wtedy zupełnie niezrozumiały, irracjonalny. Dziś już w doskonale rozpoznany, nazwany.Mam nadzieję, że dzięki wyznaniom kolejnych bohaterów masowej wyobraźni na naszych oczach pęka jakiś mur, jakaś potworna zmowa milczenia, która sprawiała, że o tym, co w „domach dobrych” się dzieje, nie wypadało mówić. Może w końcu przestaniemy kwestionować to, co wyznają nam, czasem między wierszami, ofiary przemocy?Może uwierzymy, że aktem przemocy może być też takie „funkcjonowanie” wśród bliskich, które wywołuje u nich odruch wymiotny, jak tylko „sprawca” naciska klamkę, wchodzi do domu? On nawet nie musi robić awantury. Może sączyć jad, zadręczać pojedynczymi zdaniami… Bo to też jest akt przemocy.