Czy to się zwróci? Dobre pytanie. W ostatnich tygodniach szerokim echem na europejskim rynku praw telewizyjnych odbiło się wejście nowego gracza – platformy streamingowej Paramount+. Pozyskała ona prawa do Ligi Mistrzów w Anglii i Niemczech na lata 2027-2031. Niektórzy eksperci oceniają to jako katastrofę dla kibiców, którzy będą zmuszeni do wykupienia kolejnego abonamentu, chcąc oglądać topowe rozgrywki klubowe na kontynencie. Co do jednego wątpliwości nie ma – pojawienia się nowego gracza i przejęcia tak pożądanego produktu mało kto się spodziewał. Specjaliści rynku praw telewizyjnych mówią zgodnie, że to znacząca zmiana. Problem w tym, że kibice raczej będą ostatnimi, którzy na niej skorzystają, bo koniec końców to z ich portfeli Paramount Skydance będzie próbować odzyskać zainwestowane pieniądze.Co kraj, to obyczajCzy to się uda? Trudno powiedzieć. Rynki telewizyjne różnią się znacząco w zależności od kraju. Jeśli w jednym coś się sprawdza, to w drugim niekoniecznie tak musi być.W 2021 r. do Polski spektakularnie weszła odnosząca w Skandynawii sukcesy platforma Viaplay, pozyskując prawa do pokazywania przede wszystkim angielskiej Premier League, Ligi Europy i Ligi Konferencji, ale także do Bundesligi oraz Formuły 1 czy gal KSW. Takie portfolio na papierze robiło ogromne wrażenie i pozwalało myśleć o komercyjnym sukcesie. W teorii. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej skomplikowana i Viaplay nie przetrwał w Polsce jako samodzielna platforma, kończąc działalność w czerwcu 2025 r.Czytaj także: Mają dość Piesiewicza. Kolejny problem szefa PKOlAle właśnie na tym polega cały paradoks. Być może w Anglii i Niemczech Paramount+ przyjmie się lepiej dzięki postawieniu na sport jako jedną z głównych atrakcji w pozyskiwaniu subskrybentów.Koncern Paramount Skydance zainwestował w ostatnim czasie ogromne pieniądze w prawa do transmisji sportowych. Wcześniej w tym roku gigant przejął pokazywanie UFC w USA za prawie 6,5 mld euro na siedem lat, począwszy od 2026 r. Umowa z UEFA i europejskimi klubami to blisko 2,5 mld euro i w porównaniu z poprzednim cyklem jest wyższa o ponad 20 proc.Co ciekawe, pierwszy raz od 35 lat UEFA przeprowadzała transakcję z nowymi partnerami. W lutym europejskie władze piłkarskie zrezygnowały ze współpracy z grupą marketingową TEAM i zastąpiły ją firmą Relevent Football Partners, należącą do amerykańskiego miliardera Stephena Rossa. W transakcji udział też brała organizacja European Football Clubs, czyli przemianowane w październiku 2025 Europejskie Stowarzyszenie Klubów. I to właśnie te trzy podmioty, występujące jako UC3, podpisały umowę z Paramount+.Cztery subskrypcje za oglądanie piłki nożnejPaolo Pescatore w rozmowie z serwisem „The Athletic” nie ma wątpliwości, że „dla kibiców to katastrofa”. Wejście nowego gracza sprawia, że od 2027 r. każdy kibic w Anglii, który zechce obejrzeć wszystkie dostępne mecze Premier League i europejskich pucharów, będzie teoretycznie potrzebował subskrypcji Sky Sports, TNT Sports i Paramount+. Ale to i tak nie wszystko, bo Amazon Prime zapewnił sobie możliwość pokazywania meczu pierwszego wyboru we wtorek w Lidze Mistrzów. A to daje razem cztery pakiety subskrypcyjne do wykupienia.Czytaj także: Znana jest arena polskiego barażu. PZPN podjął decyzję– Użytkownicy będą musieli zarejestrować się w kolejnej nieznanej firmie, przejść przez cały proces, a obecnie nie ma na to kanału linearnego. To koszmar dla fanów – ocenił Pescatore, zaznaczając, że w takiej rzeczywistości zapewne będzie kwitnąć proceder z nielegalnymi streamami w internecie.Czyta inwestycja się zwróci? W Europie zysk jest niepewny– Zwrot z tej inwestycji w Europie jest bardzo niepewny – dodał w „The Athletic” Francois Godard, starszy analityk ds. mediów i telekomunikacji w Enders Analysis. – Próbują napakować Paramount+, ale czy to wystarczy, żeby coś zmienić? TNT nigdy nie było rentowne (poprzedni właściciel praw do Ligi Mistrzów w Anglii). Po 12 czy 13 latach są dopiero bliscy rentowności, a nie rentowni, nawet z Premier League i początkowym wsparciem BT. To będzie trudne – podkreślił.Wciąż bardziej atrakcyjne finansowo okazało się sprzedawanie praw oddzielnie na konkretne rynki, zamiast globalnie jednemu podmiotowi na kilka krajów, wzorem transakcji pomiędzy Apple a amerykańską MLS. Nawiasem mówiąc ta umowa biznesowo nie obroniła się i zakończy się trzy lata przed jej pierwotnym upłynięciem.Sprzedaż na kilka rynków hurtem nieopłacalna dla piłkarskich władzWe Francji , Hiszpanii i Włoszech Liga Mistrzów pozostanie u dotychczasowych dostawców, choć w przypadku tego ostatniego kraju mocne wejście Paramounta zmusiło Sky Italia do podbicia oferty.Paramount+ sięgnie do kibicowskich kieszenie również w Niemczech, gdzie odebrał prawa do Ligi Mistrzów serwisowi DAZN, który z kolei zachował możliwość pokazywania Ligi Europy i Ligi Konferencji. Podobnie jak w Anglii również u naszych zachodnich sąsiadów Champions League będzie też można zobaczyć na Amazon Prime (pierwszy środowy wybór).W Niemczech finał Ligi Mistrzów także na NetfliksieKażdy kolejny nowy deal na prawa do transmisji zawsze budzi spore emocje w konkretnym kraju. Nie inaczej było w Niemczech. Dziennik „Bild” przedstawił krajobraz na 2027 r. Fani piłki nożnej do oglądania Bundesligi potrzebują już DAZN i Sky. Teraz w przypadku Ligi Mistrzów dochodzi Paramount+ i Amazon Prime, a co jeszcze ciekawsze każdy finał Champions League pokaże niemiecki Netflix. Wyjątkiem jest finał z udziałem niemieckiej drużyny, który musi być transmitowany w telewizji ogólnodostępnej.Czytaj także: Igrzyska coraz bliżej. Ogień olimpijski zapłonął w OlimpiiSerwis BBC trafnie ocenił, że dawno minęły czasy, gdy kibic miał wszystko za pośrednictwem jednej czy dwóch stacji. Fragmentacja będzie zapewne postępować, bo rywalizacja o subskrypcje na rynku platform streminagowych jest wyjątkowo zacięta. Jeśli Paramount+ odniesie sukces komercyjny, to konkurent w postaci Netfliksa może w 2031 r. sięgnąć głębiej do kieszeni w kolejnym cyklu, by zyskać coś więcej niż finał LM w Niemczech.Fani piłki nożnej w Anglii czy Niemczech mają pełne prawo irytować się rosnącymi kosztami oglądania ulubionej dyscypliny przed telewizorem, a to i tak nic przy tym, co w ostatnich dniach wydarzyło się w Belgii.Afera w Belgii. Właściciel praw nagle zerwał umowęKibice w tym kraju właśnie dowiedzieli się, że mogą nie zobaczyć najbliższej kolejki, a co więcej nie wiadomo, kto i kiedy pokaże rozgrywki. Wszystko przez kłopoty platformy DAZN, która w grudniu ubiegłego roku pozyskała prawa do transmisji belgijskie Pro League za prawie 85 mln euro.Co ciekawe, była to znacznie niższa kwota niż w poprzednim cyklu, kiedy za prawa zapłacono 103 mln. Na mocy nowego kontraktu DAZN zobowiązał się do pozyskania partnerów, którzy zapewniliby szerszy dostęp dla kibiców, ale tak się nie stało. Władze firmy rozmawiały z największymi dostawcami w kraju jak Proximus, Telenet czy Orange, jednak nie udało się dojść do porozumienia.Czytaj także: Narodowy z finałem Ligi Mistrzów? „Musimy myśleć ambitnie”DAZN wobec tego stwierdził w ubiegły wtorek, że – mówiąc w skrócie – „jest im przykro” i rozwiązuje umowę, pozostawiając ligę i kibiców z problemem, który w chwili opisywania tej sprawy nie był jeszcze rozwiązany. Dotyczył on nie tylko ewentualnego braku transmisji ze spotkań, ale także braku systemu VAR do rozstrzygania spornych kwestii w 16. kolejce, z wyłączeniem spalonych.Tak czy inaczej w Belgii wybuchła głośna awantura. Liga, która przekonuje, że o decyzji właściciela praw dowiedziała się z mediów, w odpowiedzi na oświadczenie DAZN wystosowała komunikat, twierdząc, że postępowanie platformy streamingowej to „całkowity brak szacunku dla naszej piłki, klubów i kibiców”. Prezes belgijskiej ekstraklasy Lorin Parys w stanowczych słowach zapowiedział, że nie zostawi tak tej sytuacji i zanosi się, że jej rozstrzygnięcie nastąpi w sądzie.