Święto Dziękczynienia w USA. Każdego roku, w przeddzień Święta Dziękczynienia, prezydent Stanów Zjednoczonych wychodzi do ogrodów Białego Domu, uśmiecha się do kamer, wygłasza kilka dowcipów, a następnie… ułaskawia indyka. Ptaka, który – zgodnie z amerykańską tradycją – nie trafi tego dnia do piekarnika, lecz dożyje swoich dni na spokojnej farmie. Ten rytuał, dziś element popkultury, relacjonowany przez największe stacje telewizyjne, ma dłuższą i bardziej zaskakującą historię, niż mogłoby się wydawać. Choć wielu Amerykanów uważa, że tradycja ułaskawiania indyków sięga czasów prezydenta Abrahama Lincolna, historycy nie są co do tego zgodni. Owszem, jedna z anegdot mówi, że Lincoln miał oszczędzić indyka w 1863 roku na prośbę swojego syna Tada – ale nie było to jeszcze oficjalne „ułaskawienie”.W rzeczywistości odpowiednikiem współczesnego rytuału stały się prezenty od hodowców drobiu, którzy od lat 40. XX wieku przysyłali Białemu Domowi okazałe ptaki. Dopiero prezydent John F. Kennedy w 1963 roku postanowił jednego z nich „nie zjadać”, mówiąc do reporterów słynne zdanie: „We’ll just let this one grow”, czyli: „Pozwólmy mu urosnąć”. Nie było to jednak „formalne” ułaskawienie.Taka terminologia pojawiła się dopiero w 1989 roku, kiedy George H.W. Bush, stojąc przy głośno gdaczącym indyczym protagoniście, ogłosił: „Ten indyk dziś nie trafi na stół. Został oficjalnie ułaskawiony przez prezydenta Stanów Zjednoczonych.” Reporterzy wybuchnęli głośnym śmiechem. Od tego momentu wydarzenie weszło na stałe do kalendarza amerykańskiego życia politycznego. Rozrywka w cieniu wielkiej politykiZ czasem ceremonia zaczęła przypominać bardziej telewizyjny show niż prosty gest prezydenta. Indyki zyskały imiona – zwykle zabawne, często wyłonione w internetowych głosowaniach. Joe Biden ułaskawił w 2023 roku indyki o imionach Liberty i Bell. Donald Trump w latach swojej pierwszej kadencji wprowadził do ceremonii elementy autoparodii, żartując, że „ułaskawione indyki nie mogą mu potem zarzucać fałszywych ułaskawień”.Uroczystość stała się również subtelnym narzędziem politycznym: prezydenci wykorzystują ją, by przemycić lekkie przytyki wobec opozycji, podkreślić własne poczucie humoru lub ocieplić wizerunek w roku wyborczym.Co dzieje się z indorem po ułaskawieniu?Wbrew pozorom ptaki nie wracają po ceremonii do „normalnego indyczego życia”. Zwykle trafiają na specjalne uniwersyteckie farmy – np. na kampus University of Minnesota czy Virginia Tech – gdzie przez pewien czas żyją jako… celebryci.Prawda jest jednak mniej idylliczna. Indyki hodowane na Święto Dziękczynienia są genetycznie wyspecjalizowane pod kątem szybkiego przyrostu masy i często nie dożywają długiej starości. Nie są stworzone do życia w naturalnych warunkach – co sprawia, że ich spokojna emerytura trwa zwykle od kilku miesięcy do dwóch lat.Fenomen kulturowy„Ułaskawianie indyka” dawno już przekroczyło granice politycznej tradycji. Zwyczaj przeniknął do filmów, seriali i internetowych memów. Stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli amerykańskiego humoru politycznego. Rytuałem na styku żartu, tradycji i autopromocji. Trudno tu wypaść źle. Trudno też znaleźć inną sytuację, w której prezydent największego mocarstwa świata musi całkiem serio ogłosić, że daruje życie ptakowi. W tym właśnie tkwi urok tej ceremonii: w absurdzie, który raz do roku łagodzi napięcia polityczne i przypomina, że nawet najpoważniejsze instytucje pozwalają sobie na odrobinę groteski.Każdy prezydent – niezależnie od tego, czy kraj jest pogrążony w sporach, recesji czy konfliktach międzynarodowych – musi stanąć przed kamerami, opowiedzieć kilka żartów i ułaskawić indyka. Na tę odrobinę „normalności” Amerykanie, jakkolwiek to niepoważne, bardzo czekają. Zarówno Demokraci, jak i Republikanie.Amerykańskie Święto Dziękczynienia już w czwartek. W piątek, tradycyjnie, słynne Black Friday – tradycja zakupowa, która zdążyła dostać się zresztą m.in. do Polski.