„Poparcie dla Brauna rozpłynie się przed wyborami”. Pytany przez dziennikarzy na sejmowym korytarzu o to, czemu Elżbieta Witek nie została kandydatką na marszałkinię Sejmu, Jarosław Kaczyński odpowiedział: nie chcemy wystawiać naszego kandydata, nie chcemy legitymizować tego rządu, nie teraz, kiedy jest wojna. Jaką wojnę miał na myśli? Najpewniej odwieczną wojnę PiS z KO, ale są i inne fronty: z Konfederacją Mentzena, z Konfederacją Brauna, z państwem i z komunistami. A, i wojna z Rosją, ale o niej prawica mówi bardzo niechętnie. FrontyNajfajniejsze są wojny dawno wygrane, na przykład z komunizmem. Mimo że od pierwszych częściowo wolnych wyborów minęło już trzydzieści sześć lat, zdaje się, że jego widmo wciąż krąży nad Polską. Komuniści wydają się groźniejsi niż faszyści, choć to faszyzm podnosi głowę w Polsce, choć to faszystowska Rosja napadła na Ukrainę i codziennie wysyła na nią rakiety i drony, choć to faszystowska Rosja właśnie postanowiła zagrozić życiu i polskich obywateli, podkładając ładunek wybuchowy pod tory kolejowe.Niewiele jednak słychać na ten temat od posłów prawicy. Na marszu 11 listopada, jak zwykle, przyśpiewki o tym, że „na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści”, straszenie „eurokołchozem”, a kiedy Włodzimierz Czarzasty wybierany był na marszałka Sejmu, posłowie PiS skandowali „precz z komuną”. Można odnieść wrażenie, że PiS próbuje zasłonić niebezpieczną teraźniejszość, dmuchając nam w oczy pyłem opadłym po dawno rozegranych bitwach.To, że Elżbieta Witek nie została kandydatką na marszałkinię, wynika nie tylko z tego, że Jarosław Kaczyński nie chce legitymizować rządu, kiedy marszałkiem jest „komunista”. To Konfederaci nie chcieli poprzeć tej kandydatury, bo pamiętają styl pełnienia urzędu przez Witek z poprzedniej kadencji. Atmosfera między PiS i Konfederacją jest napięta od kampanii wyborczej, kiedy Sławomir Mentzen kolokwialnie mówiąc „przegiął”.– Wiadomo, że kampanie wyborcze rządzą się swoimi prawami, w ogniu politycznego zacietrzewienia padają bardzo mocne, a nawet szokujące słowa. Niektóre sformułowania, jakich użył Sławomir Mentzen w czasie kampanii prezydenckiej, odnosząc się do sprawy kawalerki, a nie tak dawno pod adresem prezesa Kaczyńskiego, nazywając go politycznym bandytą, w praktyce powinny wykluczać dalszą współpracę. Doświadczenie mówi, że tak się jednak nie stanie – mówi Tadeusz Cymański, dziś radny Malborka, długoletni poseł, działacz i polityk PiS.Widać wyraźny odpływ elektoratu z PiS-u: młodszych do Konfederacji Mentzena i Bosaka, starszych do Brauna. Wzrost Brauna, którego wynik był szokiem w wyborach prezydenckich dla strony liberalnej, nie mniejszym szokiem okazał się dla PiS. Zdaje się, że polaryzacja przestaje być modna, że coraz więcej wyborców wymyka się ze zwarcia PiS z KO.Zapytany o odpływ wyborców do Konfederacji prof. Karol Karski, polityk PiS, były poseł do PE odpowiada: – Chciałaby pani nas namówić, żebyśmy jak KO rzucili się do gardeł naszych potencjalnych koalicjantów i żebyśmy wypijali z nich krew? Wzrosty KO to pozostawanie pod kreską jego koalicjantów, jeśli to w ogóle są wzrosty, a nie rysunki na papierze.Z tych słów wynika, że Konfederacja rośnie na wielkoduszności i łagodności PiS. Co w takim razie z partią Grzegorza Brauna? – Poparcie dla tego ugrupowania rozpłynie się przed wyborami. Teraz trudno mówić o wyborcach. Będziemy ciężko pracować, żeby pokazać, że możemy rządzić samodzielnie. Jesteśmy w stanie to zrobić – zapewnia prof. Karski.Jest on przekonany, że do wyborów prawica przypomni sobie, że to PiS jest tą partią, która przynosi Polakom korzyści i wyborcy, którzy teraz popierają różne Konfederacje – wrócą. – Będziemy pracować merytorycznie, wielką zaletą PiS jest to, że jeśli my coś obiecujemy, to to realizujemy. Z PiS było Polakom lepiej – przekonuje Karski.Wojna najważniejszaNajważniejsza jest jednak wojna z KO. – Starcie w ramach środowisk prawicy to jest betka, to jest pikuś w porównaniu z konfliktem na osi KO – PiS, co jest prawdziwą wojną polsko-polską – mówi Tadeusz Cymański. Ta wojna nie jest niczym nowym, zmienna jest jedynie jej dynamika. Co się zatem wydarzyło od czasu kiedy PiS spokojnie i bez krzyków poparło Włodzimierza Czarzastego na wicemarszałka Sejmu?– Nastąpiła dalsza eskalacja konfliktu i to w najważniejszym, najbardziej czułym aspekcie, to jest w podważaniu statusu sędziowskiego tak zwanych neosędziów. Osobiście byłem zdziwiony i rozczarowany, że prezydent Duda bez zastrzeżeń zaprzysiągł pana Żurka na ministra sprawiedliwości. Wiadomo było przecież, że Waldemar Żurek wielokrotnie, oficjalnie w sposób jednoznaczny i nieprzejednany, podważał i nie uznawał statusu tych sędziów – pozostaje taki i dziś, jako minister – mówi Tadeusz Cymański.Czytaj też: Braun nadal bez wstępu do Sejmu. Ostre słowa nowego marszałkaZastąpienie Adama Bodnara Waldemarem Żurkiem PiS odczytało jako akt bezwzględnie wrogi, ale łagodność Bodnara ani trochę nie skłaniała prawicy do obniżenia poziomu wrogości. Pracowników ministra Bodnara PiS nazywał „bodnarowcami”, co brzmi podejrzanie podobnie do „banderowców”. PiS krzyczał o zamachu na praworządność i konstytucję, straszył sędziów i prokuratorów.Krytyka działań ministrów Bodnara i Żurka płynęła nie tylko z PiS, ale i z Komisji Weneckiej, organizacji prawniczych czy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która przekonywała, że rozliczenia powinny być przeprowadzane indywidualnie. – To, co mówi fundacja, a nawet o dziwo w orzecznictwie trybunałów europejskich to zasada elementarna. Zdaniem tych gremiów wątpliwości, a nawet wadliwość powołania sędziów nie może być podstawą do podważania i nieuznawania ich statusu. Zakwestionowanie bezstronności sędziego może mieć miejsce tylko na drodze indywidualnego procesu sądowego – mówi Tadeusz Cymański.Najtwardszy elektorat domaga się jednak działań szybkich i zdecydowanych. – Oczekiwanie natychmiastowych rozliczeń wynika z niezwykle agresywnej i uwodzicielskiej propagandy. To burzy krew, uwłacza rozumowi! – unosi się Cymański.Co będzie, kiedy w 2027 roku wróci do władzy PiS? Czy w roli ministra sprawiedliwości postawi odpowiednika Adama Bodnara, czy raczej Zbigniewa Ziobry, który pozamyka przeciwników politycznych do więzienia? Marcin Romanowski przygotował już listę, na której jest ponad trzysta nazwisk i wciąż nie jest zamknięta. Obok nazwisk są wypisane przewiny i wypaczenia, jak na przykład przynależność do organizacji prawniczej, która przeciwstawiała się reformom Zbigniewa Ziobry i kary od 10 lat do dożywocia.– No, co będzie? Cicho wszędzie, głucho wszędzie, gwałt się gwałtem odciska. Kto pierwszy powie: stop? Obie strony są zakładnikami swoich wyznawców. Szaleństwo polega na ślepych wyznawcach. Są ludzie, którzy sobie nic nie dadzą powiedzieć i tacy ludzie są wszędzie. Warto pamiętać, że do więzień ludzi wsadzają nie ministrowie czy prokuratorzy, tylko sędziowie – mówi Tadeusz Cymański.Czytaj też: Opolska komentuje. Hipokryzja PiS-u, powrót do śmierci LepperaWojna z Rosją– Najważniejsza jest kwestia tego, żeby państwo polskie rozwijało się prawidłowo, żeby rosła gospodarka, a obywatele czuli się bezpiecznie, również w rozumieniu tego bezpieczeństwa najbardziej podstawowego. Ważne jest to, żeby decyzje UE były zgodne z naszym interesem, były korzystne dla Polski, ważny jest sojusz militarny i gospodarczy ze Stanami Zjednoczonymi – mówi prof. Karol Karski. Według niego jedyną gwarancją rozwoju Polski jest powrót do władzy PiS.– Prawo i Sprawiedliwość ma program i założenia, które powodują, że Polska się lepiej rozwija, kiedy rządzi PiS, a kiedy się to zmienia, to wszystkie wskaźniki gospodarcze i poczucie bezpieczeństwa lecą dół. Kiedy rządzi PiS, może być COVID, może wybuchnąć wojna w Ukrainie i ze wszystkiego wychodzimy obronną ręką, a na pewno o wiele lepiej niż nasi sąsiedzi. Przy obecnym rządzie nie trzeba nawet szczególnych perturbacji, żeby okazywało się, że to wszystko parcianym sznurkiem jest powiązane – przekonuje profesor Karski.A jednak państwo jest podzielone, społeczeństwo jest podzielone, instytucje po ośmiu latach PiS wciąż wymagają napraw, prezydent, zgodnie z tym, co obiecywał w kampanii wyborczej, nie tylko nie współpracuje, ale podkopuje rząd, a Rosja wyraźnie przeszła do nowej fazy wojny.– Najgorzej, kiedy królestwo jest podzielone. Historia tego uczy. Dla naszych przeciwników, czy wrogów zewnętrznych ten potężny konflikt jest jak najbardziej na rękę, bo osłabia nasze państwo. „Nie Sybir, nie knuty, ale duch zatruty” – napisał Krasiński – przypomina Tadeusz Cymański.Ten pogląd na pewno dzieli większość obywateli, którzy czują zagrożenie. Do współpracy i zrozumienia racji stanu, choć w tonie konfrontacyjnym, wzywał w środę Radosław Sikorski, w piątek Donald Tusk. Czy jest szansa na to, że doczekają się pozytywnej odpowiedzi? Prezydent Nawrocki w ostatnim tygodniu postanowił dać prztyczka w nos służbom, które nie pozwoliły na „patriotyczną oprawę” na mecz z Holandią. „Patriotyczny”, agresywny, dość pokraczny orzeł pojawił się w związku z tym na fasadzie pałacu prezydenckiego. Napięta sytuacja jest dla prezydenta okazją, by pokazywać swoją władzę i próbować ją rozszerzyć, na co wskazuje brak nominacji oficerskich w ABW.– Niech się rząd zastanowi i zacznie współpracować z panem prezydentem. Strona rządowa powinna wrócić do polityki konsensusu, w sprawach bezpieczeństwa i polityki zagranicznej. Rząd powinien uszanować konstytucyjne uprawnienia prezydenta i postępować w sposób służący wypracowaniu zgody. Mam wrażenie, że jak tylko na moment zapanuje zgoda to natychmiast, a najdalej na drugi dzień, strona rządowa te nici porozumienia zrywa. Trzeba znaleźć wspólny język – Karol Karski nie ma wątpliwości, kto powinien ustąpić.Dla Tadeusza Cymańskiego jakaś forma zgody jest wartością nadrzędną. – W obliczu poważnych zagrożeń zewnętrznych, Polska potrzebuje prezydenta bardzo silnego i zdeterminowanego w dążeniu do przynajmniej załagodzenie tego konfliktu politycznego, który bez wątpienia źle służy polskim sprawom. Wyobrażam sobie, że prezydent, korzystając z efektu świeżości i szczególnego mandatu może doprowadzić do czegoś na kształt zawieszenia broni. Bo w prawdziwe pojednanie czy pokój niestety mało kto już wierzy – mówi Cymański.Jak znaleźć kompromis, kiedy nie ma nawet pewności, kto jest prawdziwym wrogiem Polski? Od lat posłowie prawicy wskazują na zagrożenia z Zachodu, Jarosław Kaczyński straszy „kondominium”, „Brukselą, Berlinem i Kijowem”, tym, że Polska stanie się „terenem zamieszkałym przez Polaków”, czyli utraci państwowość. Konfederaci pozwalają sobie na insynuacje, że za nalotem dronów i próbą zamachu terrorystycznego na kolej stoi Ukraina. A w czasie marszu 11 listopada spalona została unijna flaga i otwarcie nawoływano do Polexitu. Ani Karol Nawrocki, ani Sławomir Mentzen nie wznosili okrzyków antyrosyjskich.Czytaj też: Przyszłość partii Mentzena pod znakiem zapytania. Ważna decyzja sądu– To jednostkowe incydenty, które nie powinny mieć miejsca, ale oczywiście się zdarzają. Nie jest to jednak ani stanowisko państwa polskiego, ani naszego ugrupowania. Jesteśmy w UE i być powinniśmy, ale jest to organizacja międzynarodowa o charakterze integracyjnym. Ingerencje w polski porządek prawny, w funkcjonowanie polskich instytucji publicznych w wielu sytuacjach są za nadmierne – mówi prof. Karski, ale i on woli mówić o błędach KO i UE niż o zagrożeniu ze strony Rosji.Trzeba wprost zapytać o to, czy Rosję uznają za zagrożenie, żeby usłyszeć odpowiedź, w której i tak najczęściej obok Moskwy pojawia się Berlin, i UE. – Zagrożenie ze strony Rosji jest fizyczne militarne, realne, brutalne, tu może stanąć sowiecki but, to zagrożenie wprost, dla nas, dla Bałtów, dla Europy. Natomiast nie można powiedzieć, że UE nas zaatakuje, tu chodzi o zagrożenie i uzależnienie ekonomiczne, ponadto Unia się sypie, jest słaba militarnie i gospodarczo – mówi Tadeusz Cymański.Rzeczywiście, polska wojna domowa niszczy nie tylko Polskę, ma też destrukcyjny wpływ na Unię. Jednak po brexicie widać, że Unia ma się wiele lepiej niż Wielka Brytania. A nie ma na granicy śmiertelnego wroga.