Resort kultury odpiera zarzuty posła. Jeśli ktoś może być niezadowolony z pomysłu wprowadzenia opłaty reprograficznej na smartfony i tablety, to z pewnością są to ich producenci. Do tego grona dołączył polityk PiS Janusz Kowalski, który w social mediach przypomniał swoją interpelację w tej sprawie. Co ciekawe, jego partia w czasach, gdy sprawowała władzę, była wobec wprowadzenia takiej opłaty nastawiona bardzo entuzjastycznie, a poseł Kowalski wówczas nie protestował. „Planowana opłata reprograficzna oznacza dodatkowe obciążenie dla obywateli” – grzmi już w pierwszym zdaniu Kowalski. Dokładnie ten sam argument przeciwko rozszerzeniu opłaty reprograficznej na smartfony i tablety przedstawiają... ich producenci. Którzy przecież troszczą się bardziej o kieszenie konsumentów, niż o swoje własne.Warto zauważyć, że Janusz Kowalski nie należy do sejmowej Komisji Kultury, która zajmuje się m.in. tematami związanymi z tantiemami, czy opłatą reprograficzną. Stąd większe zdziwienie, że poseł sam z siebie zainteresował się właśnie tą sprawą.Lobbing środowiska producentów w tej sprawie nie jest zresztą tajemnicą. Największy w Polsce Związek Cyfrowa Polska zrzeszający m.in. producentów elektroniki niejednokrotnie publicznie poruszał temat rozszerzenia opłaty reprograficznej – oczywiście mówiąc stanowcze „nie”. Tak było teraz, jak również za poprzednich rządów. Adresatami byli ministrowie kultury, posłowie sejmowej Komisji Kultury, ale też posłowie i europosłowie niezwiązani ze sprawą. Chodziło o to, by było głośno.Opłata reprograficzna to nie podatekW pierwszej kolejności należy wyjaśnić, czym jest opłata reprograficzna i jaki jest jej cel.Jak czytamy na stronie resortu kultury, opłata reprograficzna, zwana inaczej rekompensatą uczciwej kultury, to niewielka kwota (od 1 do 4 % ceny urządzenia) wypłacana z marży producentów sprzętu elektronicznego – służącego do darmowego dozwolonego użytku utworów chronionych – twórcom tych utworów. Opłata nie jest nową konstrukcją, funkcjonuje w Polsce od lat 90-tych XX wieku, podobnie jak w zdecydowanej większości krajów europejskich.Od lat artyści apelowali o rozszerzenie opłaty reprograficznej na urządzenia, takie jak np. smartfony czy tablety. Ma to związek z tym, że dziś konsumenci odtwarzają utwory często właśnie na takich urządzeniach. Ta na mocy rozporządzenia wejdzie od 1 stycznia 2026 r.„Opłata reprograficzna nie jest podatkiem. Nie wpływa do budżetu państwa ani samorządów terytorialnych. Przekazywana jest twórcom, gdyż darmowe odtwarzanie ich utworów zwiększa atrakcyjność i popyt na urządzenia elektroniczne takie jak smartfony, tablety czy laptopy, a jednocześnie zmniejsza wpływy twórców ze sprzedaży swoich utworów. Opłata znacznie poszerza też darmowy dostęp do dóbr kultury. To dzięki niej możliwe jest w pełni legalne darmowe odtwarzanie dla celów prywatnych, rodzinnych czy towarzyskich muzyki, filmów, książek czy obrazów chronionych prawem autorskim” – podkreśla ministerstwo. Według resortu, koncerny, które funkcjonują w cyfrowym świecie, mają możliwość wykazania społecznej odpowiedzialności biznesu poprzez wsparcie twórców. Stawki opłat zostały ustalone tak, aby były sprawiedliwe i minimalnie wpływały na konkurencyjność rynkową.ZOBACZ TAKŻE: Ministerstwo dofinansuje polską kinematografię. Efekty widoczne lokalnie„Artyści mają prawo do rekompensaty”Entuzjastą tego rozwiązania był minister kultury w rządzie Zjednoczonej Prawicy Piotr Gliński. W 2020 roku podkreślał, że „w Polsce potrzebna jest utworzenie funduszu ubezpieczeń dla artystów”, czemu miałaby przysłużyć się rozszerzona opłata reprograficzna. – Z jednej strony te opłaty powinny iść na prawa autorskie, bo artyści mają prawo do rekompensaty za swoją pracę, a z drugiej strony na fundusz ubezpieczeń, tak, żeby w sposób solidarnościowy zaopiekować się biedniejszymi artystami. I to jest normalne. Natomiast absolutnie nie spodziewam się, żeby ceny urządzeń wzrosły – mówił wówczas minister Gliński w RMF FM. Wtedy poseł Kowalski, który zasiadał w rządzie Zjednoczonej Prawicy, nie protestował.CZYTAJ TAKŻE: Artyści domagają się pieniędzy z sieci. Tracą grube milionyInterpelacja Kowalskiego Interpelacje poselskie odgrywają ważną rolę w funkcjonowaniu demokracji parlamentarnej. Pytania, które przedstawił Janusz Kowalski, są ważne. Problem polega na tym, że polityk w swoim wpisie zamieścił pytania, odpowiedź i jednocześnie komentarz, w którym zawarł fałszywe twierdzenia. Choć argumenty za, jak i przeciw rozszerzeniu opłaty reprograficznej na smartfony czy tablety od lat są takie same, poseł Kowalski staje dziś po stronie rzekomo konsumentów, ale też producentów, a przeciwko artystom.Kowalski obawia się zwłaszcza o wpływ nowej opłaty na budżety rodzin, a w szczególności rodzin wielodzietnych i mniej zamożnych.Jak podkreśla Ministerstwo Kultury, podobny system opłat obowiązuje w zdecydowanej większości państw UE, a często stawki opłat są tam znacznie wyższe. „Nie wskazuje się, aby w którymkolwiek z tych państw opłaty powodowały ograniczoną dostępność nowoczesnego sprzętu elektronicznego dla rodzin wielodzietnych. Na ceny tego sprzętu wpływa wiele czynników, w tym m.in. cła i podatek VAT” – odpowiada resort.Kowalski alarmuje też, że rząd zdecydował się na rozwiązanie w formie rozporządzenia, a nie w drodze ustawy. „Oznacza to, że Sejm RP – miejsce debaty publicznej i wyrażania woli obywateli – został pominięty. Brak pełnej procedury ustawodawczej to poważne ograniczenie roli Sejmu RP, którego obowiązkiem jest kontrola i ocena tak istotnych decyzji” – napisał w mediach społecznościowych.Najpoważniejszy zarzut posła dotyczy trybu, w jakim wprowadzono zmiany. Polityk jednak zdaje się nie dostrzegać, że dokonano tego dokładnie tak, jak określają obowiązujące przepisy. Artykuł 20. ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych jednoznacznie wskazuje, że minister kultury wprowadza takie rozwiązania na drodze rozporządzenia. Poseł Kowalski jako prawnik powinien o tym wiedzieć. A nawet jeśli nie, to odpowiedź na interpelację wskazuje na to jednoznacznie.Kowalski stwierdził również, że projekt nie był omawiany ze stroną społeczną. To nieprawda. Konsultacje – także z producentami sprzętu – trwały od lipca do września 2025 r. „Uwagi zgłaszały organizacje zbiorowego zarządzania, producenci i importerzy sprzętu, organizacje konsumenckie oraz instytucje publiczne. W raporcie z konsultacji Ministerstwo przedstawi stanowisko wobec zgłoszonych uwag” – napisał w odpowiedzi na interpelację wiceminister kultury Maciej Wróbel.Istotnie, media informowały o trwających konsultacjach. Co więcej, takie informacje można również znaleźć na stronie ministerstwa. Wpis Janusza Kowalskiego nie tylko zaskakuje, ale i w kilku aspektach dezinformuje. Trudno zrozumieć, jakie intencje przyświecały politykowi przy jego tworzeniu.