„Chcieli oblać mnie kwasem i pociąć twarz”. Grożono mi, że ktoś znienacka obleje mnie kwasem na mieście albo potnie twarz. Chcieli mi spalić samochód. Niektórzy pisali wprost: „Czekam, aż będę mógł cię odwiedzić na cmentarzu” – mówi w rozmowie z TVP.Info Karolina Gwara, która od miesięcy walczy z hejtem w sieci. Kobieta próbowała popełnić samobójstwo. Uratowali ją znajomi oraz szybka akcja służb. Internetowa twórczyni liczy, że osoby odpowiedzialne za cyberprzemoc nie pozostaną bezkarne. Przed wejściem w świat mediów społecznościowych zarabiała minimalną krajową – pracując w przedszkolu. Kilka miesięcy później zaczęła osiągać dochody, o jakich wcześniej nawet nie śniła.Jej wyjątkowy, przypominający głos nawigacji samochodowej sposób mówienia przyciągnął tysiące użytkowników. Popularność szybko przerodziła się w koszmar. Od miesięcy mierzy się z ogromną falą hejtu, tak silną, że doprowadziła ją do próby samobójczej.Teraz funkcjonuje w ciągłym lęku, wynajmuje kolejne mieszkania i obawia się, że osoby ją prześladujące ponownie na nią trafią. Po cichu liczy na to, że problem cyberprzemocy w kraju zacznie zanikać.FILIP KOŁODZIEJSKI: Jak przedszkolanka trafiła do internetu?KAROLINA GWARA: Zacznę od tego, że bardzo chciałam pomóc finansowo mamie. Pensja przedszkolanki i dorabianie w Żabce na to nie pozwalały. Musiałam coś zmienić. Powoli wchodziłam w świat social mediów. Zaczęłam wrzucać treści na TikToka. Dodatkowo pisałam bloga. Systematycznie powiększałam grono odbiorców. Zauważyła to moja siostra cioteczna. Zaproponowała, żebym spróbowała odpalić transmisję na żywo. Powoli się rozkręcałam. Ludziom spodobało się, że mam radiowy głos. Niektórzy żartowali, iż mogłabym pracować jako głos w nawigacji. Wokół mnie zaczęło pojawiać się coraz więcej osób.Początki były łatwiejsza niż pani zakładała?Niektórzy mogą uśmiechnąć się pod nosem, ale to wymagająca praca. Nie jest tak, że wchodzisz w ten świat i od razu osiągasz sukces. Trzeba poświęcić bardzo dużo czasu. Zakładałam, że będzie mnie oglądać maksymalnie 60 osób. Zaczęło się pojawiać 300-400, a momentami nawet tysiąc albo dwa. Nie byłam na to gotowa. Zrozumiałam to po czasie.Co dokładnie?To, jak działają ludzie w sieci. Już prowadząc bloga pojawiały się pierwsze słowa krytyki. Na samym początku hejterskie teksty jednym uchem wpadały, drugim wypadały. Jednak kłopoty się nawarstwiały. Gdy zyskałam na popularności, zderzyłam się ze ścianą. To był szok.Co ma pani na myśli?Nie pojmowałam, co się dzieje. Nie potrafię postawić się na miejscu osób, które wyżywały się na mnie. Zaczęło się od drobnych żartów, gdzie do grona najbliższych mówiłam: „Dobra, daj mi pięć złotych”. Ludzie wokół nie rozumieli ironii. Zaczęto zarzucać mi żebractwo. Po krótkim czasie osiągnęło to wielką skalę. Wiele osób wypisywało do mnie obraźliwe teksty. Słowa „żetoniara”, „żulica” były na porządku dziennym. Cały czas zbieram screeny i filmy, na których jestem obrażana i pomawiana. Na tę chwilę mam ponad dwa tysiące materiałów. Grożono mi, że ktoś znienacka obleje mnie kwasem na mieście albo potnie twarz. Chcieli mi spalić samochód. Niektórzy pisali wprost: „Czekam, aż będę mógł cię odwiedzić na cmentarzu”. Wyciekł również mój adres zamieszkania. Miałam także stalkerkę, która nie odpuszczała. Nie działały na nią prośby.Jak pani na to reagowała?Byłam przerażona. Bałam się wychodzić z domu. Zgłosiłam sprawę na policję. Jedna z funkcjonariuszek też była przerażona, gdy pokazałam jej wiadomości od anonimowych osób. Podobnie zareagowała adwokatka. Nie spotkała się jeszcze z taką skalą hejtu w poprzednich sprawach, którymi się zajmowała.Zastanawiała się pani, dlaczego aż tak dużo osób zachowuje się w ten sposób?Chodzi o pieniądze. Według wielu, mam ich za dużo. Nie ukrywam, że od czasu do czasu bywam kontrowersyjna. Nie owijam w bawełnę. Momentami mam niewyparzony język. Jeśli coś mi nie pasuje, mówię o tym. Niektórzy są w szoku, że tak można. Albo się mnie lubi, albo nienawidzi. Nie ma nic pomiędzy. Szczerość boli. Ludzie sobie z nią nie radzą.Pieniądze dają szczęście?Niektórzy mówią, że lepiej płakać w lamborghini niż w maluchu. Nie zgadzam się. I tu, i tu płakanie jest złe. Poza tym nie wypłacam wszystkich środków, które otrzymuję. Ludzie dopowiadają sobie za dużo. Nie chcę jednak brnąć w temat finansów. Zostawię to dla siebie.Czytaj też: Umierała na SOR-ze w Indiach. Potem zdobyła złoto. „Myślałam, że to koniec”Choruje pani na depresję. Kiedy zrobiło się naprawdę źle?Pamiętam ten moment doskonale. Jechałam samochodem do Świebodzina. Otwierałam szyby. Krzyczałam. Ściągałam stanik. Jechałam bardzo szybko. Na niczym mi już nie zależało. Nie potrafię do końca wytłumaczyć dlaczego tak się zachowywałam. Po dotarciu do celu, na miejscu odebrała mnie znajoma. Gdy zobaczyła, w jakim stanie jestem, tego samego dnia trafiłam do psychiatry. Czytałam wszystko na swój temat. Brałam do serca hejt i groźby. Nie potrafiłam się wyluzować. Nie rozumiałam, dlaczego dostaję aż tak mocne „lanie”. Bywały momenty, że bałam się zasypiać.Psychiatra pani pomógł?Tak. Trudno było mi zaakceptować, że choruję na depresję. Wpadałam w szał, gdy o tym słyszałam. Nie mogłam się z tym pogodzić. Psychiatra w Świebodzinie zadał mi podobno trzy pytania. W ogóle ich nie pamiętam. Wtedy wiedziałam tylko, jaki jest dzień tygodnia. Byłam w bardzo złym stanie. W diagnozie podkreślił również, że zmagam się z atakami paniki. Zaczęłam brać leki. Powoli układałam wszystko w głowie.Internauci nie wierzyli, że jest pani chora. Zaczęli zarzucać, że wykorzystuje pani depresję, by wzbudzić litość i otrzymywać jeszcze większe finansowe profity.Dokładnie. Łatwo mówić o depresji, gdy się jej nie ma. Często czułam się tak, jakbym siedziała sama po środku pustyni. Niby mam ludzi wokół, ale niewielu rozumie, z czym naprawdę się zmagam. W pewnym momencie nie dałam rady.Skończyło się próbą samobójczą. Jak do niej doszło?Nie dawałam już rady czytać obraźliwych komentarzy w moim kierunku. Ruszano też temat mojego zmarłego taty. Nie odpuszczano rodzinie. Nie pomagały prośby. Nie pomagało blokowanie osób. Ci, którzy byli zdeterminowani, tworzyli nowe konta i nadal mnie atakowali. W pewnym momencie coś we mnie pękło. Zaczęłam płakać. Chciałam to wszystko zakończyć. Powtarzałam sobie w głowie, że się zabiję i będzie spokój. Miałam 60 tabletek. Połknęłam je. Wiedział o tym jeden z moich znajomych. Powiadomił służby.Czytaj też: Z Polski masowo znikają apteki. Sygnał do koniecznych zmianCo było dalej?Stan się pogarszał. Zaczął do mnie dzwonić przedstawiciel straży pożarnej. Dopytywał czy mam otwarte drzwi, czy mają je wyważać. Przyjechała też policja oraz ratownicy medyczni. Pan ze straży się nie rozłączał. Podkreślał, żebym nie zamykała oczu. Organizm cały czas walczył. 60 tabletek to bardzo dużo. Cud, że żyję. Potem w szpitalu miałam płukanie żołądka. Obudziłam się pod kroplówką. Miałam czarne usta od węgla aktywnego. Dali radę mnie uratować.Oprócz radzenia sobie z hejtem, tkwiła pani też w toksycznym związku. Miało to wpływ na pogorszenie stanu zdrowia?Wszystko działo się jeszcze przed dołączeniem do sieci, ale na pewno pozostawiło ślad. Doświadczyłam przemocy fizycznej i psychicznej. Żyłam w złej relacji dwa lata. Mama i ojczym chcieli mnie z niej wyciągnąć. Nie brałam pod uwagę takiego scenariusza. Pomogły rozmowy z psychologiem, ale nie było łatwo. Bałam się, że ten mężczyzna zrobi sobie coś poważnego, gdy od niego odejdę. Myślę tu o śmierci albo okaleczeniu. Manipulacja była tak duża, jak mój strach. Tkwiłam w tym związku zbyt długo. Gdybym mogła, wymazałabym ten okres z głowy. Już teraz nikt nie zamknie mnie w „klatce”. Depresja i to, co wydarzało się w moim życiu nie może mnie przekreślać.Potrafi pani wybaczać?Tak. Daję wiele szans. Nie skreślam nikogo. Nawet, jeśli ktoś próbuje mnie niszczyć. Wiem, że nadal dla wielu twórców jestem „maskotką”. Często poruszają mój temat. Robią sobie zasięgi. Prywatne i publiczne rozmowy niewiele dają. Każdy ma swój punkt widzenia. Nie da się tego zmienić na siłę. Przestałam się w to angażować. Na dłuższą metę to nie ma sensu. Coś mi się przestawiło w psychice. Zaczynam mieć na to wszystko „wywalone”.Czy wierzy pani, że sytuacja osób poszkodowanych w kraju ulegnie zmianie?Chcę, żeby osoby niszczące życie innym nie czuły się bezkarne. Wiele cierpiących osób nie ma nawet środków, by opłacić adwokata lub prawnika. Liczę na to, że problem z cyberprzemocą w Polsce będzie się zmniejszać w kolejnych latach. Trzeba dokumentować wszystkie akty hejtu i naciskać na organy ścigania.Napisz do autora: filip.kolodziejski@tvp.pl***Telefony zaufania i interwencyjne dla osób w trudnej sytuacji życiowej (w tym osób myślących o samobójstwie) czynny są codziennie przez całą dobę. Kryzysowy Telefon Zaufania 116 123 powstał z myślą o osobach, które z różnych powodów nie mają możliwości bezpośredniego kontaktu z psychologiem.***Czytaj też: Projekt nieśmiertelność. Amerykański milioner próbuje zatrzymać starzenie