Za długo. Jeśli Rosja uderzy w państwa wschodniej flanki NATO, przerzut żołnierzy, sprzętu i amunicji z głównych portów i baz w Europie Zachodniej potrwa dziś nawet… sześć tygodni. To kluczowy wniosek unijnych planistów, którzy szykują nowy pakiet propozycji w sprawie tzw. military mobility – wojskowej mobilności w obrębie UE. Celem ma być skrócenie tego czasu do pięciu, a w wariancie ambitnym nawet do trzech dni. Według analiz przedstawionych w Brukseli, w razie wojny przerzut około 200 tysięcy żołnierzy, 1,500 czołgów i ponad 2,500 pojazdów opancerzonych z USA, Kanady i Wielkiej Brytanii do wschodniej flanki NATO zająłby dziś około 45 dni. To niemal wieczność w realiach współczesnej wojny. – Zegar tyka. Musimy coś zrobić, zanim Rosjanie wykonają pierwszy ruch – ostrzegł gen. Ben Hodges, były dowódca amerykańskich sił w Europie.Opóźnienia to efekt niedostosowanej infrastruktury i braku wspólnych reguł. W wielu państwach Europy Zachodniej mosty nie są w stanie utrzymać ciężaru nowoczesnych czołgów, a część tuneli i wiaduktów nie mieści wojskowych składów kolejowych. Jeszcze większym problemem są różne szerokości torów – w krajach bałtyckich, Hiszpanii czy Portugalii – które uniemożliwiają szybki przejazd pociągów transportowych.Czytaj też: Tajne rozmowy USA i Rosji. 28 punktów na temat Ukrainy– Wszystko musi działać jak szwajcarski zegarek: od portów w Holandii po mosty na wschodzie Polski – mówi gen. Alexander Solfrank z Bundeswehry, który odpowiada za przygotowania Niemiec do roli państwa tranzytowego. – Musimy pokazać Rosji, że wiemy, co planuje, i że jesteśmy gotowi.„Militarny Schengen”Aby skrócić czas przerzutu, Unia chce stworzyć „militarny Schengen” – zestaw ujednoliconych zasad, które pozwolą wojsku przekraczać granice równie swobodnie, jak cywile w strefie Schengen. Dziś każdy konwój musi przechodzić osobne procedury celne, techniczne i bezpieczeństwa w każdym kraju, przez który przejeżdża.– Ten sam zestaw ciężarówek musi spełniać inne normy w Niemczech, inne w Polsce, inne w Holandii – mówi François Kalfon, deputowany francuskiego Zgromadzenia Narodowego zajmujący się transportem wojskowym. Co więcej, NATO wciąż preferuje papierową dokumentację – z obawy przed cyberatakami – co w praktyce oznacza godziny czekania na granicach.Problem ma nie tylko wymiar biurokratyczny. Gdy Francja w 2022 roku chciała wysłać czołgi do Rumunii, niemiecki urząd celny nie pozwolił im przejechać, uznając, że pojazdy są zbyt ciężkie dla lokalnych dróg. Kolumna musiała popłynąć statkiem przez Morze Śródziemne. Dotarła po kilku tygodniach.Wschodnia flanka w budowiePierwsze kroki zostały już podjęte. Holandia, Niemcy i Polska podpisały w ubiegłym roku porozumienie ułatwiające przejazdy wojsk przez granice. Bundeswehra zawarła wart 260 milionów euro kontrakt z Rheinmetallem na wsparcie konwojów – od miejsc noclegowych po mobilne warsztaty czołgowe. Z kolei Holendrzy rozważają przerobienie starych pociągów na mobilne szpitale na wypadek wojny.Ale to wciąż za mało. Projekt Rail Baltica, mający połączyć Estonię, Łotwę i Litwę z Polską w europejskim standardzie kolejowym, notuje wieloletnie opóźnienia. W efekcie sprzęt z Zachodu nadal musi być przeładowywany na granicy, co wydłuża transport o kolejne dni.– Europa dopiero zaczyna rozumieć skalę problemu – mówi Alberto Mazzola, dyrektor Europejskiego Stowarzyszenia Kolei. – Większość tuneli i mostów budowano z myślą o towarach, nie o czołgach. Nie wiemy nawet dokładnie, które są w stanie je utrzymać.Na razie unijni urzędnicy wolą mówić o „modernizacji infrastruktury”, nie o „mobilizacji do wojny”. Ale w kuluarach przyznają, że chodzi o to samo. Jak napisał Financial Times, „jeśli Europa nie skróci czasu reakcji z 45 dni do 5, wszystkie gwarancje bezpieczeństwa będą miały wartość papieru, na którym je zapisano”.Komisja Europejska zapowiedziała, że jeszcze w środę około południa przedstawi propozycje rozwiązań militarnej mobilności.Czytaj też: Myśliwce pilnują polskiego nieba po kolejnym ataku armii Putina na Ukrainę