Zmarł za pięć dwunasta. Minęło półtora roku, odkąd Pawełek popełnił samobójstwo. Pani pewnie mnie zapyta, czy coś było po nim widać. Nie. Nic nie było widać, żadnych sygnałów po moim dziecku nie widziałam – mówi Agnieszka, której 15-letni syn odebrał sobie życie. Jak się mam? Czy wszystko jest okej? Od okej to mi jest daleko.Mam jeszcze trójkę dzieci. Najmłodsza córka, sześciolatka, ma ataki padaczkowe. Jesteśmy w trakcie diagnozy, muszę z nią jechać do Gdańska. Od nas z tej malutkiej wsi na Dolnym Śląsku to daleko. Tam się diagnozujemy. I teraz wyniki badań genetycznych są do odbioru, trochę się stresuję, co tam powychodziło. I mnie, i ojcu małej kazali pójść do poradni genetycznej, czyli coś musi być na rzeczy. Pani doktor, która się zajmuje Sabinką, podejrzewa u niej jakąś rzadką chorobę.Mam drugą córkę, Ninę, i syna. Teraz Daniel jest najstarszy. Wcześniej najstarszym był Pawełek. Dziś Daniel jest jego równolatkiem, między nimi było tylko półtora roku różnicy. Tyle samo minęło, odkąd Pawełek popełnił samobójstwo. Pani pewnie mnie zapyta, czy coś było po nim widać. Nie. Nic nie było widać, żadnych sygnałów po moim dziecku nie widziałam.Już po śmierci Pawełka rozmawiałam z jego wychowawcą ze szkoły. Powiedział, że tuż przed końcem roku Pawełek zaczął poprawiać oceny. Ponoć starał się o to bardzo. Ten nauczyciel też tak mówił: nic nie zapowiadało, żeby miał sobie coś zrobić.Czytaj także: Zniszczyli jej życie jednym drinkiem. „Przez 11 dni byłam w śpiączce”Wiem, że kilka tygodni wcześniej zerwała z nim dziewczyna. Miał złamane serce, był przybity, to po nim widziałam. Niby to dzieci, ale półtora roku spędzili razem. Wiedziałam, że mu na niej zależy.Miał też trudną relację z ojcem. Mi przez kilka lat ciężko było się z tego małżeństwa wyplątać. Złożyłam pozew o rozwód miesiąc przed śmiercią Pawełka. Kiedy powiedziałam, że się rozwodzimy, jego reakcja była taka: „no mamuśka, w końcu”. Wiedział, że tak będzie dla wszystkich lepiej.Marcin, Pawełka przyjaciel, na pogrzebie powiedział mi, że teraz nie jest gotowy, ale odezwie się do mnie niebawem i mi coś opowie. Miesiąc później zadzwonił. Chciał się spotkać koniecznie na cmentarzu przy Pawełka grobie. Przyszłam z synem, córką, on był z mamą. Poprosił wszystkich, by odeszli i nas zostawili samych. Zaczął tę rozmowę tak, że popatrzył na grób i powiedział: „Stary, ja cię przepraszam, ale ja muszę o tym wszystkim twojej mamie powiedzieć”.Czytaj także: Tragedia w Warszawie. Nie żyje siedmiolatek, który zadławił się żelkamiOpowiedział mi wtedy, że syn był zakochany bardzo w tej Kasi. I że relacja ojcem średnio mu się układała. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale Marcinowi Pawełek powiedział, że nie czuł się ojca synem, tylko jego robolem. Tak dosłownie to ujął. Ja o tym nie wiedziałam.Pawełka znalazła Kasia.Gdy go już nie było, od razu zaczęłam korzystać z pomocy psychiatry. Dzieci też pozapisywałam do psychologów do fundacji, która w okolicy pomaga młodym. Cały czas jestem pod opieką, nie dałaby sobie bez tej pomocy rady. Myślę, że dzieci też nie. Nina, starsza córka, po śmierci Pawełka się zamknęła. Nie chciała z nikim rozmawiać, bo miała najlepszą więź właśnie z nim. To był jej taki cały świat ten brat. Nadal jest wycofana, po troszeczkę wraca.To była majówka. Mieliśmy w połowie miesiąca mieć komunię Niny. Pojechaliśmy do mojej siostry, jest fryzjerką. Chłopcom poobcinała włosy, mnie zafarbowała. Pawełek zapytał, czy mógłby zostać u niej na noc, bo obok mieszkał Marcin i inni koledzy, chciał się z nimi spotkać. Został, potem poprosił o drugą noc. I już miałam po niego przyjechać, gdy zapytał, czy może pobyć jeszcze jedną, bo mają zrobić sobie ognisko. Poszedł na nie i wtedy to się stało. Siedzieli, bawili się. Powiedział kolegom, że idzie się załatwić i że zaraz wraca. No i już nie wrócił.On tego nie planował, nawet prokuratura to stwierdziła. Gdy przyjechało pogotowie, jeszcze żył. Reanimowali go, zabrali do szpitala. Zmarł za pięć dwunasta w nocy.Ja tym dzieciakom jestem wdzięczna, bo wiem, że robili, co mogli, żeby Pawełkowi pomóc. Domyślam się, co musieli przeżyć, gdy ściągali z drzewa przyjaciela.Kasia była w szoku. Byłam w kontakcie z jej mamą. Powiedziała zaraz po tym, że czeka tylko na pogrzeb Pawła – gdy prokuratura badała sprawę, nie mogliśmy od razu Pawełka pochować – bo chce do niego dołączyć. Pawełek to była jej miłość. Jej mama musiała zrobić wszystko, żeby to się nie powtórzyło.Czytaj także: Policja szuka zaginionego Andrzeja. Nastolatek ma znak szczególnyPawełek był cudownym dzieciakiem, takim roześmianym. Był bardzo, bardzo towarzyski. Sabinka, gdy go wspomina, mówi, jak lubiła, kiedy sadzał ją na ramę od roweru i jeździł z nią tutaj po działce. Robił też prawo jazdy na skuter i też ją czasami sadzał, i tutaj po ogródku przewoził. Często tak znienacka brał ją na ręce, wariował z nią. To naprawdę było tak bardzo pozytywne dziecko. W domu nie chciałam, żeby mi pomagał przy rodzeństwie, tylko jak potrzebowałam gdzieś wyjść. Starałam się go nie obciążać. Chciałam, żeby się bawił, a nie zajmował młodszymi. Jeśli mi pomagał, to dlatego, że po prostu chciał.Nie uczył się za dobrze. Miał plan, że zaraz po szkole zacznie pracę. Już sobie upatrzył nawet taką jedną firmę. Mówił, że jak się u nas w domu unormuje, to może wyjedzie za granicę.Mama Kasi powiedziała mi, jak słyszała, gdy rozmawiali raz u niej w domu. I Kasia stwierdziła, że skoro niedługo będą dorośli, może wynajmą sobie mieszkanie i zamieszkają razem. Wtedy on powiedział, że na razie nie planuje się wyprowadzać, bo nie chce samej mamy zostawić. Tak bardzo był do nas przywiązany. Tak bardzo chciał przejąć rolę głowy rodziny. Za szybko dorósł przez to, co widział. Jak w domu były kłótnie, to przy dzieciach, ojca ich obecność nie powstrzymywała. Problemem był oczywiście alkohol.Te wszystkie sprawy związane z pogrzebem były dla mnie bardzo trudne. Musiałam skupić się na formalnościach, kiedy sercem byłam zupełnie gdzie indziej. Kiedy Pawełek zmarł, najgorsze, co mogło mnie spotkać, to pojechać do szpitala i poprosić o wydanie zwłok własnego dziecka. Pojechać do urzędu i załatwić akt zgonu własnego dziecka. Pójść do zakładu pogrzebowego i wybrać trumnę dla własnego dziecka. Dla matki chyba nic nie ma gorszego na świecie.Od śmierci Pawełka nie zdążyłam postawić mu nagrobka. Na cmentarzu ten grób się na początku zapadał. Kilka razy musiałam dosypywać ziemi. Póki co nie ma płyty, jest krzyż, taki zwyczajny, który się zbija na czas pochówku. Chciałabym mu go zmienić na coś ładnego, trwałego. To ostatnia rzecz, którą ja mogę Pawełkowi tak materialnie dać. A wychodzi na to, że nie mogę nawet tego, bo mnie na to nie stać.To są duże koszty, pomnik, który wybrałam kosztuje ponad 13 tysięcy. Ciągle te pieniądze zbieram. Póki co nie pracuję, jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym na córkę, Sabinka ma orzeczenie o niepełnosprawności. Jest jeszcze w przedszkolu, po nim mamy zajęcia rehabilitacyjne, wizyty, badania. To już prawie etat. Ale dorabiam sobie. Zaczęłam piec ciasta na zamówienie. Powolutku to rozkręcam, chciałabym założyć działalność, jak już będę miała klientów.Czytaj także: Wypadek w sali zabaw. Matka rannej dziewczynki: Usłyszałam huk i płaczNa początku chodziłam na grób Pawełka codziennie. Nawet, jeśli gdzieś musieliśmy wyjechać na badania z małą, szłam nad ranem, byle zdążyć. Taką miałam potrzebę. Teraz już codziennie nie chodzę, ale w każdy tydzień jestem. Dzieci też, Sabinka podchodzi do krzyża i zdjęcia, które na nim jest, i całuje je. Często płacze. Podrosła, rozumie już, że jej brat nie wróci.Ja nie mogę się rozkleić, bo dzieci. Wiem, że nie cofnę czasu, ale chciałabym go tylko jeszcze raz przytulić.Do cmentarza mam blisko, siedemset metrów może, taki spacer króciutki. To czasami dobrze, że tak blisko, a czasami niedobrze. Jak człowiek idzie gdzieś załatwiać sprawy, uderza go, że niemal po drodze do sklepu mija grób swojego dziecka. Ciężko o tym zapomnieć, jakoś odciążyć myśli. Może jak mu postawię ten pomnik, będzie mi na duchu chociaż trochę lżej.Imiona rodzeństwa i przyjaciela Pawła zostały zmienione*Możesz wesprzeć mamę Pawła TUTAJ **Bezpłatny Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111. Telefon jest anonimowy, działa 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, pomaga dzieciom i młodzieży do 18. roku życia, oferując wsparcie psychologiczne w różnych problemach, takich jak przyjaźń, szkoła, emocje, przemoc czy kryzys psychiczny.***Napisz do autorki: paula.szewczyk@tvp.pl