Koniec epoki. Kazał z ambony „dziękować Bogu za braci Kaczyńskich”, mówił o „tęczowej zarazie” i konsekwentnie popychał Kościół w stronę polityki. Podzielił duchowieństwo i wiernych, choć gdy w 2017 roku zostawał metropolitą krakowskim, zapowiadał coś zgoła innego. Arcybiskup Marek Jędraszewski przechodzi właśnie na zasłużoną – i długo wyczekiwaną – emeryturę. O jego odejściu mówiło się od miesięcy. Rezygnację ogłosił rok temu, tuż po osiągnięciu wieku emerytalnego, ale ani Stolica Apostolska nie znalazła mu następcy, ani on sam nie palił się do tego, by prestiżowy urząd opuszczać.W Watykanie od dawna mówi się ponoć o konieczności „przewietrzenia polskiego episkopatu”, ale papież Leon XIV chce zająć się tematem na spokojnie. Orędownikiem pozostawienia Jędraszewskiego „najchętniej co najmniej do końca roku” miał być podobno nuncjusz w Polsce, abp Antonio Guido Filipazzi, który utrzymuje dobre relacje z hierarchą i celowo opóźniał proces wyboru następcy. W końcu musiał jednak ustąpić. Rządził i dzieliłAbp Jędraszewski przez osiem lat był jednym z najbardziej rozpoznawalnych i zarazem najbardziej kontrowersyjnych hierarchów w Polsce. Gdy w 2016 roku przyjechał do Krakowa, jego ingres na Wawelu brzmiał jak obietnica „radosnego trudu głoszenia Chrystusa” i troski o „skrzywdzonych”. W praktyce to on nadał ton najbardziej konfrontacyjnej wersji polskiego katolicyzmu. Z ambony piętnował „tęczową zarazę”, „gender”, „neomarksizm”, łącząc homilie z ostrą diagnozą polityczną. Wypowiedzi o „dziękczynieniu Bogu za braci Kaczyńskich” czy tyrady przeciw edukacji seksualnej czyniły go idolem prawicy i symbolem upolitycznienia ambony dla reszty. Często i chętnie wypowiadał się w mediach związanych z Prawem i Sprawiedliwością.Specyficzną retoryką zrażał nie tylko coraz większą część wiernych, ale również najbliższych współpracowników. Otwarty konflikt wybuchł w 2023 roku, gdy Jędraszewski usunął z urzędu proboszcza mariackiego, ks. Dariusza Rasia – prywatnie brata polityka Trzeciej Drogi, a wcześniej Platformy Obywatelskiej. Oficjalnym powodem miały być „nieprawidłowości finansowe”, ale wśród duchownych szybko pojawiły się głosy, że chodziło o coś więcej. Czytaj też: Dziękował Bogu za braci Kaczyńskich. „Wielce szanowni jubilaci”W kręgach kurialnych zaczęto mówić o „skoku na kasę”, a sam Raś odwołał się do Watykanu. Sprawa, która wciąż nie doczekała się finału, stała się symbolem stylu rządzenia Jędraszewskiego – pełnego nieufności, zamkniętego na dialog.Z każdym rokiem coraz bardziej otaczał się gronem lojalnych współpracowników, których wynagradzał posadami w kurii i na probostwach. Dla krytyków był to przejaw nepotyzmu i budowania własnego „dworu”, dla zwolenników – konsekwentne oczyszczanie diecezji z „elementu liberalnego”. Pod Wawelem nie brakowało głosów, że arcybiskup myśli już nie o przyszłości archidiecezji, lecz o własnym zabezpieczeniu po odejściu z urzędu. Czytaj też: Napięta sytuacja w PiS. Kłótnia dwóch liderów„Policzek” od papieżaZdecydowanie mniej stanowczy był w kwestiach, które dotyczyły grzechów samego Kościoła. Podczas prezentacji raportu o przypadkach pedofilii wśród duchownych w 2018 roku mówił, że „stygmatyzowanie Kościoła” jest równie niebezpieczne, jak same nadużycia. Wzywał do „miłosierdzia wobec sprawców”, o ofiarach wspominając półgębkiem. Wierni nie kryli rozczarowania.Watykan długo nie reagował, choć jego nazwisko coraz częściej pojawiało się w zagranicznych analizach jako przykład „polskiego problemu”: Kościoła, który zamiast pokuty wybiera konfrontację. Gdy w kolejnych latach papież Franciszek mianował nowych kardynałów, Jędraszewski był konsekwentnie pomijany. W Krakowie – mieście Macharskiego, Dziwisza, Wojtyły – odbierano to jako „policzek” i degradację. Kto za Jędraszewskiego?Tymczasem w kościelnych kuluarach ruszyła giełda nazwisk. Najczęściej wymienia się trzech kandydatów: biskupa gliwickiego Sławomira Odera, wieloletniego postulatora procesu kanonizacyjnego Jana Pawła II; kardynała Konrada Krajewskiego, dotychczasowego prefekta Dykasterii ds. Posługi Miłosierdzia w Watykanie, który – jak piszą włoskie media – chciałby wrócić do kraju; oraz kardynała Grzegorza Rysia, metropolitę łódzkiego, o którym mówiło się już w 2016 roku, gdy odchodził Stanisław Dziwisz.Ktokolwiek by to nie był, stanie przed trudnym (niemożliwym?) zadaniem: odbudowy zaufania do instytucji Kościoła. Czytaj też: Przyznano Nagrodę im. Sacharowa. Trafi do Andrzeja Poczobuta