„Doczekamy się kolejnych miejsc na podium”. Siatkarze, mimo zakończenia mistrzostw świata na Filipinach na trzecim miejscu, wciąż przewodzą światowemu rankingowi FIVB. Tuż za nimi plasują się zwycięzcy turnieju – Włosi. Nie zmienia to jednak faktu, iż po powrocie Biało-Czerwonych z Filipin nie brakowało osób rozczarowanych wywalczeniem miejsca na najniższym stopniu podium. – Mamy prawo utyskiwać po półfinale z Włochami, ale koniec końców są powody, by czuć dumę – tłumaczy Ireneusz Mazur, były selekcjoner reprezentacji, w rozmowie z TVP.Info. Biało-Czerwoni nie mają powodów do wstydu. W 2025 roku sięgnęli po zwycięstwo w Lidze Narodów, błyszcząc zwłaszcza podczas finałów w chińskim Ningbo. W decydującym etapie turnieju dminowali na parkiecie, pewnie wygrywając wszystkie mecze bez straty seta – kolejno z Japonią, Brazylią i Włochami.Nieco gorzej sytuacja wyglądała na Filipinach, gdzie rozegrano mistrzostwa świata. Reprezentacja Italii zdołała odegrać się Biało-Czerwonym. W półfinale pokazała klasę, a następnie sięgnęła po złoto, broniąc tytułu mistrza globu. Z kolei Polacy zakończyli zmagania na trzecim miejscu po zwycięstwie 3:1 nad Czechami. Mimo to, w kraju nie brakowało cierpkich słów po takim osiągnięciu. Czy słusznie?FILIP KOŁODZIEJSKI: – Przyszedł czas na spokojną analizę turnieju. Jak oceni pan występ Polaków?IRENEUSZ MAZUR (BYŁY TRENER REPREZENTACJI POLSKI): – Do ścisłej czwórki turnieju awansowały tylko dwie drużyny zaliczane do głównych faworytów: Polacy oraz Włosi. Reszta odpadła na wcześniejszym etapie, co było sporym zaskoczeniem. Mówiąc wprost, pewniacy do medali zawiedli. Jednym z powodów takiego obrotu spraw były zasady wprowadzone przez FIVB. Mecze należało rozdysponować w inny sposób. Najlepsze zespoły powinny spotykać się ze sobą w kluczowej fazie turnieju. Dość znamienne jest to, że w półfinałach znalazły się cztery ekipy z Europy. Stary Kontynent jest potęgą w tej dyscyplinie. Polacy, na szczęście, zakończyli zmagania z medalem. Co potwierdza, że nie wypadliśmy ze światowego topu.– Dużo osób pisało jednak, że brązowy medal to „za mało”. Dla Biało-Czerwonych liczy się już wyłącznie złoto?– Jesteśmy ofiarami własnych sukcesów z lat minionych. Poprzeczka jest postawiona bardzo wysoko. Na polską siatkówkę narzucona jest duża presja. Brązowy medal na pewno nie jest sukcesem. To nie ulega wątpliwości. Krążek jest natomiast potwierdzeniem, iż potrafimy radzić sobie jako zespół nawet w trudnych chwilach. Mamy prawo utyskiwać po półfinale z Włochami, ale koniec końców są powody, by czuć dumę.– Polacy będą podrażnieni i pokażą jeszcze większą siłę w kolejnych turniejach?– Najpierw trzeba wyciągnąć wnioski po przegranym półfinale. Wiem, jako były szkoleniowiec, że „podłączenie” do życia drużyny na nowo po przegranym kluczowym spotkaniu nie jest łatwe. Polacy oczami wyobraźni widzieli szczyt. Wiele osób mówiło, że jesteśmy skazani na złoto. Zaskakujące jest to, że w decydujących momentach setów zabrakło pokazania przewagi. Włosi nie byli nie do pokonania. Mieli bardzo zbliżony poziom błędów do naszych. Statystyki były wyrównane. Przecież w każdym z setów prowadziliśmy. Rywale zachowywali się jednak bardziej przytomnie. Byli też bardziej skuteczni. Na parkiecie zapanowali nad wkradającym się chaosem. Ogólnie, Polacy nadal posiadają ogromny potencjał. Nie ma się co załamywać. Mamy specjalistów w sztabie, którzy na pewno poradzą sobie z niedociągnięciami. Sportowy duch został podrażniony. To może pomóc w osiągnięciu kolejnych sukcesów.Czytaj też: Życiowy sukces Polki. Klaudia Zwolińska mistrzynią świata– Dlaczego część Polaków była niezadowolona z najniższego miejsca na podium?– Nie przywykliśmy w ostatnich latach do porażek. Panuje niedosyt wśród zawodników, kibiców i ekspertów. Widać było, że porażka z Włochami mocno dotknęła również trenera Nikolę Grbicia. Był nerwowy, co wcześniej się nie zdarzało. W przeszłości utrzymywał chłodną twarz bez względu na sytuację. Teraz nie reagował „miękko”. Gorszy mecz go podrażnił i zabolał. Może i dobrze. On też ponosi odpowiedzialność za wynik mistrzostw. Ma jednak prawo do satysfakcji z brązu, nawet jeśli większość z nas myśli inaczej.– W reprezentacji zabrakło świeżej krwi?– Z nowych osób można wymienić Maksymiliana Graniecznego oraz Jakuba Nowaka. Poza tym grała stara gwardia. Większa wymiana pokoleń może nastąpić dopiero po igrzyskach olimpijskich w Los Angeles. Grbić pozostaje konserwatywny we wprowadzaniu zawodników do zespołu. Pozostawił sobie duże pole do popisu w tej kwestii. W kolejnych latach młodzi zawodnicy na pewno przydadzą się kadrze. Teraz dominowało doświadczenie na czele z Bartoszem Kurkiem czy Wilfredo Leonem.– Kolejne medale to kwestia czasu?– Jestem o tym przekonany. Mamy coraz lepszych trenerów i pozostałych specjalistów. Posiadają wiedzę na najwyższym poziomie. Nie musimy mieć kompleksów. Trzeba dbać o każdy detal. Nie ma miejsca na zaniedbywanie poszczególnych elementów przygotowań. Dużym plusem Biało-Czerwonych jest fakt, że mamy wielu młodych, utalentowanych graczy. Jest coraz większa presja na to, by byli wprowadzani do zespołu. Mają w tym pomóc między innymi rozgrywki silnej pierwszej ligi. Zaplecze cały czas żyje. Mamy transmisje z tych spotkań. Można na bieżąco śledzić największe talenty. Po prostu tego nie zmarnujmy, a doczekamy się kolejnych miejsc na podium. Zaufajmy Grbiciowi i reszcie.– Ponownie powrócił zarzut wobec światowej federacji, że siatkarze grają zbyt często. Jest pan tego samego zdania?– Współczesna rzeczywistość jest jaka jest. Można powiedzieć: „Taki mamy klimat”. Zawodnicy muszą zaakceptować zastane realia. Siatkówka nie może zniknąć z odbiorników. Sponsorzy muszą widzieć, że ten sport się rozwija. By istnieć, siatkówka musi dbać o tych, którzy gwarantują pomoc. Ta dyscyplina nie może równać się w skali świata z piłką nożną, koszykówką czy piłką ręczną. Polacy cały czas muszą gościć na salonach. Gdy jesteśmy w telewizji, pojawiają się dodatkowe finanse. Finalnie, łączy się to z dużą liczbą meczów. Trzeba to zaakceptować. Nie szukajmy jednak wymówki, że Polacy w ostatnim czasie grali zbyt wiele. Każdy miał takie same warunki, by wywalczyć złoto.Czytaj też: Świątek odpada z turnieju. Amerykanka wygrała w trzech setachKolejny cel Polaków? Awans na igrzyska w USANadchodzący sezon będzie kluczowy dla polskich siatkarek i siatkarzy w walce o awans na igrzyska olimpijskie w Los Angeles. W Kalifornii wystąpi po 12 zespołów w każdej kategorii – żeńskiej i męskiej.Aby podnieść rangę najważniejszych rozgrywek, FIVB wprowadziła zmiany w zasadach kwalifikacji olimpijskich na rok 2028. Nowy system ma sprawić, że turnieje mistrzowskie będą miały decydujący wpływ na obsadę igrzysk.Eliminacje rozpoczną się w 2026 roku. Bezpośrednie prawo gry w Los Angeles zdobędą triumfatorzy mistrzostw kontynentalnych – Europy, Azji, Afryki, Ameryki Północnej i Południowej.Polki wezmą udział w mistrzostwach Europy, które zostaną zorganizowane w Azerbejdżanie, Turcji, Czechach i Szwecji. Natomiast męska reprezentacja Polski stanie przed szansą obrony tytułu w turnieju rozgrywanym w Bułgarii, Finlandii, Rumunii i we Włoszech. Decydujące spotkania odbędą się w Mediolanie, co da biało-czerwonym okazję do rewanżu na Włochach za półfinałową porażkę z mistrzostw świata na Filipinach.Do grona uczestników igrzysk dołączą jeszcze trzy najwyżej sklasyfikowane drużyny mistrzostw świata 2027 bez wcześniejszej kwalifikacji, a także gospodarz oraz trzy najlepsze zespoły z rankingu FIVB, które nie zdobędą przepustki inną drogą.Czytaj też: Legendarny stadion idzie do rozbiórki. Nowy ma kosztować ponad miliard euro