Kierowca miał szczęście. Finał wyścigu NASCAR Cup Series w Kansas w USA mógł zakończyć się tragicznie. Jeden z kierowców zahaczył o tył innego auta. Samochód jechał ponad 320 km/h, i choć uderzenie w bandę wyhamowało go – dachował przy niebezpiecznie wysokiej prędkości. Kierowca nie ucierpiał i opuścił pojazd o własnych siłach. Do incydentu doszło pod koniec wyścigu, na 267. okrążeniu. Zane Smith jechał w pierwszej piętnastce i walczył o miejsce w pierwszej dziesiątce.Smith jechał górnym pasem na trzecim zakręcie, ramię w ramię z kolegą z zespołu Front Row Motorsports, Toddem Gillilandem. Wówczas inny kierowca – John Hunter Nemechek uderzył w tył samochodu Smitha, wbijając go w barierę.Samochód Smitha został przyciśnięty do zewnętrznej bandy. Siła uderzenia spowodowała uniesienie przodu auta i przechylenie go na bok. Samochód prześlizgnął się po barierze. Następnie dwukrotnie dachował i zatrzymał się na kołach na środku toru. Smith o własnych siłach wydostał się z pojazdu. Został zbadany przez pracowników toru. Wyścig został przerwany, aby usunąć wrak.– To była szalona jazda, bez wątpienia – powiedział Smith w wywiadzie dla NBC Sports. – Miałem niezły restart, a potem zostałem rozbity. On po prostu mnie przejechał, a potem ślizgałem się po ścianie – dodał.Czytaj też: Świątek krytykuje napięty kalendarz WTA. „To szaleństwo”