Uwięzieni bez wyroków. – W celi przeznaczonej dla dwóch osób upchnięto nas dwanaście. Nie otrzymałam żadnej bielizny, ręczników, materaca. Dziewczyny zastanawiały się, gdzie będę spała, uznały, że skoro jestem drobna, to zmieszczę się pod stołem, choć to była taka ławka szkolna – tak Iryna Słaunikowa, dziennikarka Biełsatu w Białorusi, wspominając swoją katorgę w białoruskich aresztach i więzieniach. Dziennikarze Biełsatu wypuszczeni przed dwoma tygodniami z białoruskich więzień i aresztów opowiedzieli w piątek o swoich przeżyciach na specjalnej konferencji prasowej pt. „Wolni, ale wyrzuceni – historie dziennikarzy Biełsat po uwolnieniu”, zorganizowanej przez Biełsat TV. Organizacje obrony praw człowieka szacują liczbę białoruskich więźniów politycznych na 7 tysięcy, wśród nich nadal jest wielu dziennikarzy. Dyrektor Ośrodka Mediów dla Zagranicy w Telewizji Polskiej Michał Broniatowski przypomniał podczas piątkowego spotkania w Warszawie, że Biełsat TV działa od 18 lat. – Tak się złożyło, że Biełsat, telewizja białoruska, zatrudnia albo zatrudniał również dziennikarzy albo innych współpracowników w Białorusi. Część z tych ludzi została aresztowana i odsiedziała kilka lat w więzieniu. Część z nich, większa część na szczęście, bo jeszcze inni siedzą, została zwolniona kilka dni temu przez Łukaszenkę – wyjaśnił. – Jesteśmy ogromnie zadowoleni, że dziennikarze Biełsat TV zostali wypuszczeni na wolność, bo siedzieli za to, że byli dziennikarzami właśnie Biełsat TV, czyli jedynej, niezależnej telewizji białoruskiej na świecie. Wszystkie inne są kontrolowane przez dyktatora Aleksandra Łukaszenkę – podkreślił Michał Broniatowski. Dyrektor Ośrodka Mediów dla Zagranicy w imieniu władz TVP zadeklarował „wszelką, możliwą pomoc dla uwalnianych z więzień dziennikarzy Biełsat TV”. – Ta pomoc ma polegać przede wszystkim na tym, żeby umożliwić im swobodne poruszanie się po Schengen, możliwość pracy w Polsce. To nie jest takie automatyczne, bo najpierw trafili na Litwę, a nie do Polski – mówił. – Również TVP gotowa jest wesprzeć wszystkich wyrzuconych z Białorusi dziennikarzy Biełsat TV, jeżeli będzie potrzebna jakaś pomoc zdrowotna, sanatorium. również mieszkaniowa pomoc, a przede wszystkim damy tym ludziom pracę – zapewnił Broniatowski. Czytaj także: „Łukaszenka nie ma czym handlować, więc sprzedaje ludzi” Stracili wolność za bycie dziennikarzami Dyrektorka Biełsat TV, Alina Kouszyk, zwróciła uwagę, że w tych trudnych czasach solidarność, a zwłaszcza solidarność dziennikarska jest bardzo ważna. – Ci ludzie, którzy siedzą tutaj obok nas, na szczęście już są z nami, zapłacili za swoją niezwykle odważną pracę dziennikarską wolnością – mówiła. – Myślę, że opowiedzenie ich historii, przybliżenie ich historii polskiemu społeczeństwu jest niezwykle ważne. Żeby powiedzieć prawdę o tym, co się dzieje za kratami reżimu Aleksandra Łukaszenki, jak są traktowani ludzie, jak są traktowani więźniowie, których nazywają „politykami”, czyli więźniowie polityczni – wyjaśniła. Alina Kouszyk przypomniała, że do dzisiaj za kratami pozostaje jeszcze kilkoro dziennikarzy Biełsatu – Biełsat, jako białoruskie największe medium, miało najwięcej ludzi za kratami. Być może dlatego, że najbardziej aktywnie działaliśmy zawsze. Większość z tych, którzy zostali uwolnieni, nawet wiedząc, że są zagrożeni, zostawali w kraju, żeby dalej wykonywać swoją pracę – podkreśliła. – Chciałabym tylko jeszcze zaznaczyć, że w uwolnienie naszych kolegów były zaangażowane różne siły - łączona reprezentacja różnych krajów, rządów. I bez zaangażowania polskiego rządu, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, nie byłoby to możliwe - powiedziała szefowa Biełsatu. – Pisaliśmy też list do pana prezydenta Karola Nawrockiego przed spotkaniem z Donaldem Trumpem, który podpisało wielu wybitnych polskich dziennikarzy, redaktorów naczelnych, żeby podniósł temat uwięzionych dziennikarzy Biełsatu na spotkaniu z prezydentem USA – wyjaśniła. Kouszyk dodała, że „zależy nam też, żeby inni nasi koledzy, jak Katja Andrejewa, też wyszli na wolność w najbliższym czasie”. Czytaj także: „Łukaszenka jednych wypuszcza, a drugich wsadza”Musiała spać pod stołem Iryna Słaunikowa, przedstawicielka Biełsatu w Białorusi, wspominała o tym jak straciła wolność tuż po urlopie. – Zostałam zatrzymana razem z mężem, gdy wróciłam z wypoczynku w Egipcie. (...) Białoruscy milicjanci jeszcze nie mieli podstaw, by wsadzić mnie w związku ze sprawą karną, więc 35 dni spędziłam w areszcie śledczym przy Akreścino. Jest to bardzo smutne miejsce na mapie Mińska. Myślę, że kiedyś zostanie zniszczone i będzie tam park z szyldem czy kamieniem, że tutaj męczono białoruskich obywateli. Po jakichś 30 dniach w tym areszcie zostałam oskarżona z artykułu za udział w imprezach masowych zakłócających porządek publiczny – wyjaśniła. Jak wspominała, w celi dla więźniów politycznych przeznaczonej dla dwóch osób upchnięto ich dwanaście. – Wszystkie miejsca, na których można było usiąść, były zajęte. Nie otrzymałam żadnej bielizny, ręczników, materaca... Wszystkie dziewczyny zastanawiały się, gdzie będę spała, uznały, że skoro jestem drobna, to zmieszczę się pod stołem, choć to była taka ławka szkolna, bardzo mała. Ale jakoś tam przenocowałam. Była to moja pierwsza noc w areszcie śledczym – wyjaśniła, dodając, że w celi nawet na minutę nie wyłączano sztucznego oświetlenia. – Dwa razy w ciągu nocy, o godzinie drugiej i czwartej, budzono nas, sprawdzano. Trzeba było wstać, podać swoje imię i nazwisko – dodała. Później, gdy została oskarżona w związku ze sprawą karną, została przeniesiona do więzienia przy Włodarce. W lutym 2022 r. została oskarżona za kierowanie jednostką ekstremistyczną, za co groziło od 3 do 7 lat więzienia. – Sprawa się odbyła z wyłączeniem jawności w Homlu. (...) Całe oskarżenie to po prostu pic na wodę, mój adwokat przez cztery godziny to argumentował (...) Na początku prokuratorka żądała dla mnie czterech lat, ale po wystąpieniu adwokata postanowiła, że poprosi, żeby skazano mnie na 6 lat – mówiła. – W rezultacie sędzia wymierzył mi karę 5 lat kolonii o ogólnym rygorze. 16 grudnia 2022 r. zostałam przeniesiona do kolonii karnej nr 4. To kolonia karna żeńska w Homlu, gdzie odbyłam prawie całą karę. Zostało mi dokładnie 8 miesięcy – powiedziała Słaunikowa, która musiała tam wykonywać prace przymusowe m.in. szyć kurtki dla wojska. Czytaj także: Dziennikarka TVP w łagrze Łukaszenki. Wstrząsające ustaleniaTysiące „zwykłych” Białorusinów za kratami Operator i grafik komputerowy Paweł Padabied przyznał, że jego historia jest podobna do losów Iryny Słaunikowej. – Pracowałem dla Biełsat TV od początku. Pracowałem jako reporter, montażysta, a ostatnio zająłem się grafiką komputerową – powiedział. Podstawą do postawienia mu zarzutów karnych była praca nad reportażem „Nowe fakty w sprawie zabójstwa Pawła Szeremeta”. – Przewieziono mnie do więzienia nr 4 w Mohylewie i było już oczywiste, że odbycie kary będę miał w jakiejś kolonii karnej w obwodzie mohylewskim – powiedział. – Powiedziano mi, że będę w 17. kolonii karnej w Szkłowie. Grożono mi wyrokiem od 2 do 6 lat, ale dano mi połowę, czyli 4 lata. W Szkłowie spędziłem prawie 2 lata – wyjaśnił Padabied. Znany białoruski dziennikarz Paweł Mażejka z Grodna przypomniał, że w więzieniach łukaszenkowskich nadal siedzą dziennikarze, ale też kilka tysięcy zwykłych obywateli Białorusi, których wina, według reżimu, polega na tym, że mają poglądy, chcą sprzeciwiać się przemocy, fałszowaniu wyborów, tej niesprawiedliwości, która nadal jest, trwa w Białorusi. – Siedziałem 17 miesięcy w celi w starym pojezuickim klasztorze w Grodnie, gdzie teraz jest areszt śledczy. To była cela 2 na 3 m, a siedzieliśmy w niej w 4 osoby. Moja historia aresztowania zaczęła się prawie 3 lata temu. Zostałem zatrzymany w Grodnie. Oczywiście, chodziło o współpracę z Biełsat TV – powiedział. Wyjaśnił, że otrzymał wyrok 6 lat więzienia, które miał spędzić w łagrze karnym w Bobrujsku. Mażejka relacjonował, że uwolnionych we wrześniu więźniów, wsadzono do autobusów w asyście ludzi w kominiarkach i przewieziono na granicę z Litwą. Opozycjonista Mikałaj Statkiewicz, z którym jechał w tym samym autokarze, przed granicą z Litwą domagał się, by otwarto drzwi autobusu, bo odmówił opuszczenia Białorusi. – Były jakieś przepychanki, ale on wyszedł z autobusu. Dalej jednak już nic nie wiadomo. Już później dowiedzieliśmy się, że on postanowił nie jechać. Nie mamy pojęcia, gdzie obecnie jest – powiedział Mażejka. Wśród uwolnionych 11 września przez władze Białorusi 52 więźniów politycznych znalazła się grupa dziennikarzy związanych z telewizją Biełsat. Portal zaznaczył, że ich obecność na liście uwolnionych można oceniać jako wynik działań Polski. W grupie tej są: Łarysa Szczyrakowa, Iryna Słaunikawa, Alena Cimaszczuk, Paweł Mażejka, Jauhen Mierkis, Paweł Padabied i operator Wiaczasław Łazarau. Wśród uwolnionych nie było dziennikarza i działacza mniejszości polskiej Andrzeja Poczobuta. Czytaj także: Łukaszenka mówi: „Znajdźcie ją”. Co stało się z białoruską opozycjonistką?