„Mało prawdopodobny, ale niewykluczony”. Redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa” Mariusz Cielma przyznał, że pytania o wojnę słyszy coraz częściej, nawet od dalszych znajomych. Dodał, że sam zaczął zastanawiać się nad przygotowaniami na czarny scenariusz, jednak w niektóre wersje możliwych wydarzeń absolutnie nie wierzy. Mariusz Cielma nie ukrywał, że pytania o ewentualną wojnę słyszy coraz częściej od bliskich i znajomych. „Oj tak. To nadchodzi falami, kiedy coś się akurat stanie. Ostatnio oczywiście, gdy nad Polskę wleciały rosyjskie drony. Po tym to nawet jacyś dalsi znajomi starali się mnie wypytywać przez rodzinę, bo słyszeli, czym się zajmuję. Jedna z tych osób przyznała, że zrezygnowała z zakupu działki na wschodzie. To mi dało do myślenia, jak bardzo chybotliwy, niepewny jest nastrój w społeczeństwie” – powiedział portalowi Gazeta.pl redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa”.Jeszcze niedawno zwykle uspokajał pytających. „Przez lata byłem optymistycznie nastawiony. Uspokajałem, że nie mamy czego się bać, jeśli chodzi o konwencjonalną wojnę. To się zmieniło. Można powiedzieć, że przeszedłem pewną ewolucję. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Pod wpływem różnych wydarzeń i rozmów straciłem jakoś przekonanie o skuteczności naszego systemu bezpieczeństwa” – podkreślił.Dodał, że obecnie należy do osób, które „zastanowiły się, jak przygotować się na mało prawdopodobny, ale niewykluczony czarny scenariusz”. „Czy mam w domu wszystko, co potrzebne? Może nie sprzedam starego, ale dużego i sprawnego w terenie samochodu. Może kupię papierowe mapy drogowe kraju. I tak dalej” – wyliczał.Ekspert o nastrojach Polaków: „Atmosfera pewnego pesymizmu”Na zmianę jego perspektywy wpłynęło wiele czynników: spadek wiarygodności USA jako filaru NATO, prowokacje ze strony Rosji, ale też rozmowy z wojskowymi i cywilami. „Choćby podczas ostatniej wizyty na poligonie pod Orzyszem nie dało się uniknąć atmosfery pewnego pesymizmu. Ciągle przewijało się pytanie: czy i jak zabezpieczyło się rodzinę na czarną godzinę. Czy ma się jakiś plan i czy jest się przygotowanym. Nie w ten sposób, że wojna nadchodzi, ale że jednak nie zaszkodzi coś w tej kwestii zrobić. Strzeżonego pan Bóg strzeże” – stwierdził.Cielma zaznaczył, że w scenariusz masowego najazdu tysiąca czołgów nadal nie wierzy. „Nadal uważam, że dopóki Rosja nie uporządkuje sytuacji z Ukrainą po swojej myśli, Putin nie zdecyduje się na starcie z NATO. Jednak jeśliby im się udało, to wizji rosyjskich czołgów jadących na Tallin już bym jednoznacznie nie odrzucał” – powiedział.„Jesteśmy kluczowym elementem tej układanki”„Znacznie bardziej realne wydają mi się intensywne prowokacje, poważne ataki cybernetyczne, sabotaż, aż po jakąś ograniczoną wymianę bezpośrednich ciosów, ale ciągle poniżej progu wojny na pełną skalę. Mogłoby tu nam przylecieć znacznie więcej dronów i jakieś rakiety. Dojść do sabotażu oraz ataków cybernetycznych. Moglibyśmy mieć problem choćby z prądem czy internetem” – ostrzegł Mariusz Cielma. Zwrócił uwagę, że Polska powinna myśleć o artykule 5 Traktatu Północnoatlantyckiego nie tylko w kontekście pomocy dla nas. „Bardziej prawdopodobne jest to, że to my będziemy musieli przychodzić z pomocą. Konkretniej Bałtom. Jesteśmy wręcz kluczowym elementem tej układanki, ze względu na swoje położenie geograficzne i znaczne, jak na nasz region, siły wojskowe” – powiedział.Zobacz także: Sikorski chwali Trumpa za wsparcie dla Ukrainy. „Docenia sukcesy wojskowe”