„Rezerwuar żywego towaru”. Sprawa sięga roku 2013, gdy pies Saturn został wydany z jednego z podwarszawskich schronisk, aby posłużył jako dawca nerki dla rasowego psa. Zabieg przeprowadził lekarz weterynarii Jacek S. Saturn po operacji miał pozostać jako adoptowane zwierzę w rodzinie rasowego psa biorcy, ale kiedy biorca zmarł, został oddany kolejnej osobie. Nowej opiekunce nie powiedziano, że pies jest po przeszczepie i wymaga szczególnej opieki. O tym kobieta dowiedziała się przypadkiem, podczas rutynowych badań w 2018 roku. W zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad Saturnem, złożonym w imieniu Fundacji Viva!, wskazano również na przypadek suczki Tosi. Również bezdomna, stała się dawcą nerki dla rasowego psa posiadającego dom. W wyniku przeprowadzonego śledztwa prokuratura postawiła zarzuty Jackowi S., który wykonał przeszczep narządów u obu psów. W pierwszym procesie Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa uniewinnił weterynarza. Sąd II instancji uwzględnił apelacje Fundacji Viva! i prokuratora, i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Celowe zadawanie bóluSąd podnosił wówczas, że „nie ulega natomiast wątpliwości, iż procedury (o ile można tak o rzeczonych transplantacjach mówić) nie były i nie są dozwolone prawem, zaś oskarżony świadomie i celowo zadał ból i cierpienie nie tylko psom dawcom, ale i biorcom (umyślne zranienie)”. W kolejnym procesie Sąd Rejonowy w 2024 roku uznał winę Jacka S. i orzekł wobec niego karę łączną roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, zakaz wykonywania zawodu lekarza weterynarii na 3 lata i dwie nawiązki na rzecz fundacji występujących w sprawie po 10 tys. każda. Czytaj także: Lekarz wycinał nerki bezdomnym psom do przeszczepów. Jest wyrokJednak jak ustalili reporterzy TVP3 Warszawa, po apelacji obrony Sąd Okręgowy w Warszawie zmienił wyrok na uniewinniający. W uzasadnieniu stwierdzono, że oskarżony nie miał zamiaru sprawiać cierpienia zwierzętom. Wbrew stanowisku Sądu NajwyższegoZ wyrokiem nie zgadza się adwokatka Katarzyna Topczewska, która podczas rozprawy reprezentowała fundacje Viva! i Mondo Cane. – Kłóci się to ze stanowiskiem Sądu Najwyższego, który w jednym z wyroków sprzed kilku lat podkreślił, że dla popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzęciem, nie ma znaczenia sam fakt braku zamiaru sprawienia mu cierpienia – podkreśla mec. Topaczewska. – Oskarżony jako weterynarz doskonale wiedział, że każda operacja wiąże się z cierpieniem i bólem, a tym bardziej w przypadku zwierząt bezdomnych, które złapane prosto z ulicy trafiają na stół operacyjny – dodaje prawniczka. Ekspertka nie zgadza się również ze stanowiskiem sądu, który w uzasadnieniu wyroku stwierdził, że materia, której przedmiotem jest rozprawa, wymaga uregulowania prawnego. – Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, przeprowadzanie zabiegów, które nie służą zdrowiu zwierzęcia, jest znęcaniem się nad nimi – zaznacza Topczewska. Topczewska wskazuje na niebezpieczne konsekwencje, jakie jej zdaniem może przynieść uniewinnienie lekarza. – Zwracałam uwagę sądowi na skutki społeczno-prawne uniewinniającego wyroku, to jest, że może on przyczynić się do powstania rynku zwierzęcych organów do transplantacji. Tym samym schroniska mogą stać się rezerwuarem żywego towaru – ostrzega. Wyrok w sprawie Jacka S. jest prawomocny, jedyną drogą na wznowienie procesu jest wniesienie skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego. Mec. Topaczewska zapowiedziała podjęcie takich działań. Czytaj także: Na tym płocie giną dzikie zwierzęta. Właściciel nie czuje się winny