Kolejny atak w krótkim czasie. Ministerstwo obrony Kolumbii poinformowało we wtorek, że w południowo-wschodniej części kraju porwano co najmniej 34 wojskowych. To kolejny atak w krótkim odstępie czasu po tym, jak władze wypowiedziały wojnę kartelom narkotykowym. Szef resortu obrony Pedro Sanchez powiadomił, że porwania dokonali uzbrojeni cywile, którzy uczestniczyli w walkach z siłami rządowymi w dżungli na południowym wschodzie.CZYTAJ TAKŻE: Kartele szkolą się w Ukrainie. Polacy namierzyli „ochotników” z MeksykuW starciach miało zginąć 11 rebeliantów, w tym dowódca jednej z frakcji skrajnie lewicowego ugrupowania Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC), które odrzuciło porozumienie pokojowe z 2016 roku i kontynuuje walkę z siłami rządowymi.W czwartek co najmniej 18 osób zginęło, a ponad 70 zostało rannych w dwóch atakach przypisywanych frakcjom dysydenckim FARC. W Cali, na zachodzie Kolumbii, w pobliżu bazy wojskowej i szkoły wojsk lotniczych eksplodował samochód pułapka, a w Amalfi na północnym zachodzie kraju zestrzelono śmigłowiec policyjny.Narkotyki w KolumbiiWedług władz w Bogocie rebelianci ściśle współpracują z kartelami narkotykowymi, w tym z uchodzącym za największy Zatokowym Klanem. Z danych ONZ wynika, że w ostatnich miesiącach w Kolumbii wyraźnie wzrosła popularność upraw liści koki.Według raportu Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości w 2023 r. zajmowały one rekordowo dużą powierzchnię 253 tys. hektarów.ZOBACZ RÓWNIEŻ: Wyprodukował i sprzedał ponad 1,5 tony narkotyków. Narkotykowy gang rozbity