Teza Błaszczaka się nie obroniła. Akt oskarżenia przeciwko Mariuszowi Błaszczakowi dotyczy odtajnienia i opublikowania przez niego fragmentu planu użycia Sił Zbrojnych RP „Warta”. Były szef MON w rządzie PiS przedstawił część taktyki polskiego wojska pod ustaloną przez siebie tezę, wprowadzającą opinię publiczną w błąd. Czym więc był plan „Warta”? Plan użycia Sił Zbrojnych RP WARTA-00101 pochodził z 2011 roku i powstał za rządów koalicji PO i PSL. Ważne są tutaj dwie kwestie. Po pierwsze: wojskowi przedstawiali hipotetyczne scenariusze obrony kraju przed obcą agresją. Po drugie: zakładali działania polskiego wojska bez sojuszniczej pomocy lub w oczekiwaniu na nią.Na podstawie ówczesnego potencjału polskiej armii jeden ze scenariuszy przewidywał wycofanie się i ustawienie linii frontu na Wiśle i Wieprzu w oczekiwaniu na pomoc sojuszników.Mariusz Błaszczak musiał uznać, jak twierdzi prokuratura, że odtajnienie tego dokumentu i narzucenie opinii publicznej zmanipulowanego kontekstu pomoże Prawu i Sprawiedliwości w walce o zwycięstwo w wyborach parlamentarnych przed dwoma laty. A kontekst brzmiał jasno: Donald Tusk i jego akolici w razie wojny oddadzą bez walki wschodnią część kraju. Tę tezę próbowano „sprzedać” w jednym ze spotów wyborczych PiS.Czytaj także: Remis na szczycie, ale zaskakuje coś innego. Nowy sondaż partyjnyWedług prokuratury, przygotowano go w Centrum Operacyjnym MON. Następnie, jak opisała Wirtualna Polska, powołując się na prokuratorskie ustalenia, podwładni Błaszczaka w ministerstwie, jak m.in. płk Tomasz Gergelewicz, wówczas główny specjalista Departamentu Strategii i Planowania Obronnego MON, sprawdzali efektywność spotu w mediach.Błaszczak pięć lat oceniał ważny interes społecznyByły szef MON broni się tym, że kierował się, najogólniej mówiąc, ważnym interesem społecznym i dlatego odtajnił, i opublikował dokumenty. Dojście do takiego wniosku zajęło mu pięć lat, bo tekę w resorcie obrony przejął w styczniu 2018 roku.Władza ponad przyszłością krajuZdaniem prokuratury, Błaszczak opublikował mocno okrojony dokument, bez szerszej perspektywy. Godził tym w dobro państwa, relacje z sojusznikami NATO i zwyczajnie zdradził jedną z potencjalnych wojskowych taktyk wrogim państwom. Kierowała nim doraźna korzyść polityczna, jaką była chęć zachowania władzy na kolejną czteroletnią kadencję.Dziś Błaszczak twierdzi, że akt oskarżenia, który wpłynął w piątek do sądu, jest „zemstą Tuska”. Premier odpowiedział, że ma ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się Błaszczakiem. Jednym z autorów planu „Warta” był ówczesny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisław Koziej. Wojskowy mówił w lutym w programie „Trójkąt polityczny” w TVP Info, że stwierdzenia sugerujące, że Polska miała bronić się dopiero na linii Wisły, to „fundamentalna nieprawda i obrzydliwa manipulacja”.– (Błaszczak) Mówił o rubieży na Wiśle, o tym, że rząd chciał za darmo oddać pół Polski. Ujawnienie tego planu i jego interpretacja były przerażające. Czy jakikolwiek minister obrony mógłby postąpić tak w stosunku do swojego Sztabu Generalnego? – pytał Koziej.– Po roku 1989 roku, gdy rządy mają ciągłość, plany wojskowe wynikają z siebie. Są tam takie informacje, które jeszcze przez długi czas nie powinny zostać ujawnione rosyjskiemu wywiadowi – ocenił wojskowy.Odniósł się w ten sposób do jednej z linii obrony Błaszczaka, który wielokrotnie głosił, że odtajniał dokument archiwalny.Koziej: Błaszczak potrzebował kamienia na przeciwników politycznych– Zrobił to, bo trwała kampania wyborcza. Potrzebował kamienia, którym rzuci w przeciwników partyjnych. Wykorzystał rację stanu państwa do walki politycznej. To dyskwalifikuje polityka do stanowiska ministra obrony narodowej – podsumował Koziej.Czytaj także: Koniec oględzin, ale nie śledztwa. Nowe informacje po eksplozji dronaZdaniem prokuratury, prominentny polityk PiS, bliski współpracownik prezesa tej partii Jarosława Kaczyńskiego, nie zrobił wszystkiego sam.„W przestępstwie Mariusza Błaszczaka istotną rolę odegrali oskarżeni Piotr Z., Agnieszka Glapiak i Sławomir Cenckiewicz, którzy swoim zachowaniem ułatwili mu jego popełnienie” – oceniła prokuratura.Glapiak to była zastępczyni przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a obecnie szefowa tego gremium. Z. to były dyrektor Departamentu Strategii i Planowania Obronnego MON. Cenckiewicz to dyrektor Wojskowego Biura Historycznego, a dziś szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w kancelarii prezydenta Karola Nawrockiego.Błaszczak miał pomocnikówNa czym polegał ich udział? Szeroko opisała tę kwestię opisał portal WP.pl pod koniec lutego 2025. Ustalił wówczas, że Agnieszka Glapiak z polecenia Błaszczaka selekcjonowała materiał do odtajnienia, „choć nie miała aktywnej zgody na dostęp do dokumentów planowania operacyjnego w Siłach Zbrojnych RP, bo ta wygasła jej z chwilą powołania do KRRiT”. Następnie szef MON podpisywał decyzję o odtajnieniu.Czytaj także: Zmiana rządu? „Na to prezydent Nawrocki nie ma siły”Później dokumenty skanowało dwóch oficerów z Departamentu Strategii i Planowania Obronnego MON. Pisemną zgodę dla nich na upoważnieniu podpisanym przez Piotra Z. jako szef WBH wydał Cenckiewicz. Problem w tym, że – jak uważa prokuratura – pisemne upoważnienie do treści zawartych w tych dokumentach mógł wydać szef Sztabu Generalnego WP lub szef MON. Zdaniem śledczych Cenckiewicz był tego świadomy.Jak podawała WP, cytując jedną z osób zaznajomionych ze sprawą, wyglądało to następująco: Piotr Mruk rozszywał teczki dostarczone mu przez Łukasza Cięgoturę (to dla nich podpisano zgody na dostęp do akt – przyp. red.), wyciągał z nich poszczególne kartki z dokumentami, które zawierały zarówno zniesione informacje niejawne – decyzjami ministra Błaszczaka – jak i informacje niejawne, z których klauzuli nie zniesiono. Następnie zasłaniał te niejawne informacje tekturą i w taki sposób skanował”.Akt oskarżenia w sądzie to kolejny etap tej sprawy. Wcześniej w marcu tego roku prokuratura przedstawiła Błaszczakowi zarzuty. Grozi mu do 10 lat więzienia.Glapiak i Cenckiewicz odpierają zarzuty. Uważają, że są ofiarami politycznej walki i nie mają sobie nic do zarzucenia. Błaszczak także nie przyznaje się do winy. Stwierdził na platformie X, że jeszcze raz opublikowałby plany „dotyczące oddania niemal połowy Polski bez walki”. Problem w tym, że – jak wskazywał w TVP Info gen. Koziej – nie tego dotyczyły te scenariusze.Ekspert punktuje „absolutny spin polityczny” BłaszczakaW płomiennym wpisie Błaszczak dodał, że „(…) mieszkańcy Wschodniej Polski mieli prawo wiedzieć jaki los szykuje dla nich rząd PO-PSL (pisownia oryginalna – przyp. red.)”. Przypomnijmy, że zwlekał z poinformowaniem obywateli tej części kraju o „ich losie” przez pięć lat, od kiedy został szefem MON.Czytaj także: „Nowa formuła współpracy”. Prezydent powierzył misję posłom PiSDo komentarza polityka PiS odniósł się na X Jarosław Wolski, politolog, publicysta oraz cywilny analityk OSINT (wywiad z ogólnodostępnych źródeł) zajmujący się wojskiem i obronnością.„Teza że zamierzano oddać bez walki północno-wschodnią część Polski kompletnie nie pokrywa się z opisem faz działań oraz angażowanych sił w ramach PUSZ »Warta«. Do obrony północno-wschodniej Polski zakładano użycie aż 75 proc. Wojsk Lądowych z 2011 roku przed rozwinięciem mobilizacyjnym!” – zauważył w obszernym wpisie. „Realnie zatem miało bronić obszaru od granicy z Białorusią do Warszawy 10 brygad (!) czyli 75 proc. Wojsk Lądowych z 2011 roku przed rozwinięciem mobilizacyjnym. W ostatniej fazie – na rubieży Wisły + Warszawa miano bronić się tym co ocalało z w/w faz plus reszta brygad (4 do 8?) oraz przyjąć Siły Wsparcia NATO” – dodał i nazwał twierdzenia byłego szefa MON „absolutnym kłamstwem i spinem politycznym”.Śledztwo w sprawie prowadziła Komenda Główna Żandarmerii Wojskowej w Warszawie pod nadzorem prokuratora.