Wywiad z szefem instytutu PAN. Prof. Michał Żmihorski, szef instytutu PAN w Białowieży, opowiada w obszernym wywiadzie o pracy w niespokojnych czasach na Wschodzie. Patryk Zalasiński: Panie Profesorze, moje pierwsze pytanie jest chyba dość oczywiste. Jak w tej chwili wygląda życie w Białowieży, tuż pod nosem „Tarczy Wschód” i granicy z Białorusią. Jak to wszystko – kryzys migracyjny i napięcia – wpływa na państwa pracę, ale też na biosferę? Prof. Michał Żmihorski, biolog, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody Pytanie jest złożone, gdyż ten wpływ jest wielowymiarowy. Jest wojsko, straż graniczna patrolująca teren puszczy, szczególnie na granicy. Widzimy te pojazdy, zwiększony ruch, wpływa to i na zwierzęta, i na nas. Jest strefa zamknięta, przygraniczna – nie wszyscy nasi doktoranci czy wolontariusze mogą tam wchodzić. Nasze badania się zmieniły, zwierzęta też zmieniły sposób użytkowania przestrzeni. W ciągu ostatnich lat wydaje się, że niektóre gatunki odsunęły się od tej gorącej strefy przygranicznej. To jak domino – ta napięta sytuacja wpływa na wiele komponentów. Jest też sfera psychologiczna, czuć napięcie w powietrzu, nie wiemy do końca, jak będzie się rozwijała ta sytuacja. Mieliśmy przecież takie incydenty jak przelot białoruskich śmigłowców, naruszających polską przestrzeń powietrzną i powodujących alarm. Są wypadki komunikacyjne z udziałem wojska, w ten sposób życie straciło kilka żubrów. Sytuacja jest dynamiczna – Białowieża nie jest już takim spokojnym miejscem jak kiedyś. Dużo się dzieje u nas.To nie jest powszechnie znany fakt, ale to fakt niezaprzeczalny. Większa część Puszczy Białowieskiej znajduje się na terytorium Białorusi. Jak wasze kontakty z białoruskimi kolegami-naukowcami przez tę sytuację się zmieniły? W 2021 roku jeszcze współpracowaliśmy. Natomiast po wybuchu wojny w Ukrainie, przyszła decyzja rządu oraz władz Polskiej Akademii Nauk, że zrywamy kontakty z Rosją i z Białorusią, więc nie mamy formalnych, naukowych kontaktów z białoruskimi kolegami. Natomiast wiemy, że są jakieś działania po stronie białoruskiej w Puszczy Białowieskiej, związane z ochroną przyrody, zasobów wodnych, lecz z uwagi na geopolityczną sytuację ani kontaktów nie mamy, ani szczegółów nie znamy.Czy puszcza już ochłonęła po kornikowo-wycinkowym kryzysie z lat 2016-2017? Czy ten spokój przyrodniczy i ekologiczny, mimo tej sytuacji na granicy, w końcu nastał? Niestety nie. Od roku 2017 formalnie i faktycznie nie ma żadnych wycinek. Te powierzchnie zniszczone wycinkami odtwarzają się w sposób naturalny i całkiem nieźle naturze to wychodzi. Ale spokój jest pozorny. Cały czas wisi nad nami groźba, że te czasy wrócą. Puszcza nie jest zabezpieczona odpowiednio. Wciąż ponad 80 proc. polskiej części puszczy znajduje się w zarządzie Lasów Państwowych. I ja nie dam sobie ręki uciąć, że za rok, dwa, pięć sytuacja się nie powtórzy i nie wjadą znów harwestery. Tutaj decyduje kierownictwo Lasów Państwowych – instytucja, która specjalizuje się w produkcji drewna i z tego żyje, podlega też znacznym wpływom politycznym. Nie ma gwarancji, że nie wpadnie na jakiś genialny pomysł typu walka z kornikiem, jemiołą, czy jakimkolwiek innym żywym organizmem, i znowu nie wróci ingerencja w ten wrażliwy ekosystem. Nie mamy takiej pewności – my, przyrodnicy, nie jesteśmy więc spokojni. Czy receptą nie jest po prostu powiększenie powierzchni Parku Narodowego? Ochrona ścisła na większym terenie? Docelowo oczywiście tak, to byłoby optymalne rozwiązanie – ale na razie nawet lokalne samorządy nie są przekonane, bądź inaczej – są nie najlepiej poinformowane czy wręcz może zmanipulowane, i boją się tej wizji Parku Narodowego na powierzchni całej Puszczy. W samorządach jest też wielu pracowników – byłych i obecnych – Lasów Państwowych, co rodzi konflikt interesów ze scenariuszem poszerzenia Parku. To powiększenie musi być uzgodnione z władzami lokalnymi, ale w obecnej postaci wydaje się to niemożliwe. Próbujecie jakoś wpłynąć na Ministerstwo Środowiska? Trwają jakieś rozmowy? Jedynym formalnym rozwiązaniem byłaby zmiana ustawy o ochronie przyrody. Wydaje się, że to znowu zależy od konstelacji politycznej, która obecnie nie wydaje się być przychylna takiej zmianie ustawowej. A Prezydent? Też mam poważne wątpliwości, czy taka inicjatywa spotkałaby się ze zrozumieniem. Ale zamiast szukać ominięcia władz lokalnych, lepiej te władze do idei Parku przekonać, myślę, że to nastąpi. Warto też pamiętać, że Park Narodowy to nie jedyna forma ochrony przyrody. Rezerwaty przyrody są też właściwym narzędziem do zarządzania Puszczą. Mowa tu o rezerwatach otwartych dla obywateli, ale uniemożliwiających surowcową eksploatację lasu. I co ważne, dzięki niedawnym rozwiązaniom legislacyjnym, takie formy ochrony przynoszą lokalnym gminom subwencję ekologiczną – a więc za ochroną przyrody idą pieniądze dla lokalnych społeczności. A instytucje międzynarodowe? Bo przecież pod taką opieką jest Białowieski Park Narodowy. Prawie cała Puszcza, nie tylko Park, jest obiektem UNESCO, to niezwykle prestiżowa ranga międzynarodowa, rozpoznawalna na całym świecie. Powstaje teraz plan zarządzania tym obiektem, trwa dyskusja nad kształtem tego planu, bo wprowadza on zabezpieczenie Puszczy przed wycinką i wyznacza strefy, gdzie ingerencja człowieka będzie dopuszczona. Z mojej perspektywy ten dokument jest niezwykle pożyteczny i porządkujący zarządzanie Puszczą, chroniący te najcenniejsze miejsca przed eksploatacją. Bardzo liczę na to, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska w ciągu najbliższych miesięcy ten plan zarządzania ustanowi, co zabezpieczy Puszczę i wyciszy spory. W założeniu, w dość kompromisowy sposób, plan ten wprowadza lepsze zabezpieczenie tego terenu, niż ma to miejsce obecnie.Skąd ta bariera w ludziach z lokalnych samorządów? Chyba lepiej mieć turystów, którzy przyjeżdżają odpocząć, na rower czy pospacerować z lornetką, niż smrodzące ciężarówki, zakład przetwórstwa drewna czy fabrykę sklejki. Bilans rozwoju sektora turystycznego dla regionu jest oczywisty, pokazują to analizy ekonomiczne – region żyje z turystyki i to całkiem nieźle, ludzie przyjeżdżają z całego świata, by zobaczyć las naturalny, rzadkiego dzięcioła lub skrytego wilka. Przyjeżdżając, są gotowi zostawić duże pieniądze za produkty i usługi. Ktoś przyjeżdża, to nocuje, wypożycza rower, korzysta z usług przewodnika, kupuje pamiątki, ale też zje obiad w restauracji wracając z lasu. Sektor turystyczny daje miejsca pracy, ale pieniądze wychodzą i poza ten sektor, bo turysta pójdzie do spożywczego albo zatankuje samochód. Myślę, że taka niechęć wobec ochrony Puszczy wynika głównie nieumiejętności łączenia tych faktów, że dzięki unikalnej przyrodzie tego lasu przyciągającej turystów, to ja – jako właściciel sklepu, fryzjer, czy właściciel stacji benzynowej – po prostu zarobię więcej, bo do mnie zajrzą. Okazuje się, że nie dla wszystkich ten związek jest oczywisty. Po drugie, tutaj wciąż funkcjonują mity dotyczące modelu rozwoju regionu, że jak znów zaczniemy ciąć puszczę, produkować drewno, to wrócą stare dobre czasy. Tylko że to mit, tych czasów nigdy nie było tak naprawdę. Ale w ludzkiej świadomości przeszłość jest często bardziej optymistyczna, niż w była w rzeczywistości, to raczej sentymentalne wspomnienie młodości niż wiarygodny plan ekonomiczny. Tym bardziej że w erze rozkwitu technologii, pomysł by produkcja nisko przetworzonego surowca miała dźwignąć lokalną gospodarkę, jest wręcz szalony. Trudno się więc dziwić, że młodzi wyjeżdżają, skoro samorząd najchętniej widziałby tę młodzież – często bardzo zdolną i ambitną – w Puszczy przy ciężkiej i niskopłatnej wycince drzew. Cała ta wizja powrotu do przeszłości jest zasilana, świadomie i nieświadomie, przez lokalnych leśników, którzy całymi dekadami wygodnie żyli dzięki eksploatacji Puszczy. Park Narodowy na większym terenie byłby – to oczywiste – ograniczeniem ich wpływów. Im może więc zależeć, by takich zmian tutaj nie było, ale region ewidentnie tych zmian potrzebuje. Panie profesorze, przewodzi pan absolutnie wyjątkowej placówce naukowej. Ma pan badaczy z całego świata, którzy chyba doceniają i zazdroszczą nam tego wyjątkowego w skali Europy i świata lasu? Tak, obecnie mamy pracowników i doktorantów z 10 krajów świata: Belgii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Indii, Niemiec, Polski, Słowenii, Szwecji i Włoch, więc mamy bardzo międzynarodowy zespół. To dlatego, że Puszcza Białowieska jest magnesem dla naukowców, jest ikoną światowej ochrony przyrody z listy UNESCO, rozpoznawalna dla przyrodników, ekologów, biologów. To miejsce znane i bardzo cenione, więc ludzie chcą tu przyjeżdżać, robić doktoraty, wykonywać staże podoktorskie, czy nawet pracować jako wolontariusze, żeby przez chwilę chociaż w tym lesie popracować, zobaczyć, jak on wygląda, czegoś się nauczyć. Takiego okna w przeszłość nigdzie w Europie już nie ma, to jest dla nich jedyna okazja, żeby się przyjrzeć, jak ekosystem leśny może funkcjonować bez ingerencji człowieka. Oczywiście takie zainteresowanie naukowców oznacza duże fundusze pompowane w lokalną ekonomię: naukowcy wynajmują mieszkania, niektórzy nawet kupują domy, a wielu pozyskuje milionowe granty na badania, i te pieniądze w postaci różnych zakupów i zleceń zasilają lokalną gospodarkę. Wraz ze zmianą klimatu, z globalnym ociepleniem, zmienia się przyroda. Przybywają do nas, i rozmnażają, gatunki, które nigdy nie były obserwowane w naszej przyrodzie. Jak to wygląda w Puszczy? Mamy takie obserwacje z ostatnich lat – spektakularny na pewno jest szakal złocisty i szop pracz na przykład. To są nowe gatunki. Szakal naturalną ekspansję wykazuje w całej Europie, prawdopodobnie związaną ze zmianami klimatu. Natomiast szop był introdukowany w wielu miejscach Europy i rozprzestrzeniał się na zachód, ale obecny klimat widocznie mu sprzyja. Zmieniający się klimat bardzo zmienia cały ekosystem, bo to nie tylko nowe gatunki, ale i interakcje międzygatunkowe, a także choroby czy pasożyty. Zmiana klimatu wpływa na warunki fizyczne w lesie. Obserwujemy długoterminowy spadek poziomu wód gruntowych w Puszczy, co powoduje zmiany w drzewostanie, jest coraz bardziej sucho, więc gatunki lubiące wilgoć z niektórych miejsc się wycofują. Z tego osłabienia drzew mogą korzystać inne gatunki, w leśnictwie nazywane szkodnikami, choćby wspomniany kornik drukarz – wydaje się, że ostatnia gradacja kornika, w dużej mierze napędzana jest zmianami klimatu: upalne lata i łagodne zimy, mała ilość śniegu, to wszystko może osłabiać świerki, na których żeruje kornik. Zmiany w Puszczy dotykają też nas w wymiarze praktycznym. Nasz Instytut na przykład przez lata organizował tropienia dużych drapieżników na śniegu, a w tym momencie śniegu nie ma – więc nasza praca też się po prostu zmienia, musimy zmieniać metodykę badań.