Emocjonujące spotkanie. Raków Częstochowa przegrał na własnym stadionie z Maccabi Hajfa 0:1 (0:0) w pierwszym meczu 3. rundy eliminacji Ligi Konferencji. Rewanż zostanie rozegrany 14 sierpnia w węgierskim Debreczynie. Raków zaczął w swoim stylu, czyli nie czekał, co zrobi rywal, ale śmiało ruszył na niego od pierwszej minuty. Ofensywne nastawienie mogło szybko przynieść bramkowy efekt, kiedy po akcji Ericka Otieno piłka trafiła do Frana Tudora, ale goście zdołali w ostatniej chwili zablokować strzał Chorwata.Zespół z Izraela przetrwał napór gospodarzy, odsunął grę od własnego pola karnego i sam zaczął wyprowadzać ataki. Optyczną przewagę nadal miał Raków, ale z wielkim trudem przychodziło mu wypracowanie sytuacji i przedarcie się w pole karne przeciwnika. Bardzo aktywny był na lewym skrzydle Otieno, a na prawym umiejętnie do akcji ofensywnych włączał się Tudor. Po świetnym podaniu Chorwat mocno wstrzelił piłkę na piaty metr i centymetrów brakowało, aby Patryk Makuch wślizgiem trafił do siatki.CZYTAJ TEŻ: Cenne zwycięstwo Jagiellonii. Białostoczanie bliscy awansuKilka chwil później po akcji Kenijczyka błąd popełnił Georgij Jermakow - Ukrainiec nie sięgnął piłki, do której dopadł nadbiegający Tudor, ale trafił wprost w bramkarza gości. Goście takich sytuacji nie mieli, ale nie ograniczali się bynajmniej tylko do obrony. Starali się prostymi środkami przedostać w pole karne Rakowa i szukali szans po stałych fragmentach gry.Po zmianie stron nie zmienił się obraz gry – Raków miał optyczną przewagę, częściej atakował, a goście skutecznie się bronili i wyczekiwali na swoją szansę. I się doczekali. Po podaniu z lewej strony w polu karnym piłkę przejął Ethane Azoulay i choć był przy nim Otieno, to pozwolił się rywalowi odwrócić do bramki i oddać strzał. Uderzenie nie było mocne, ale precyzyjne i Kacper Trelowski był bez szans.Gol na kilka minut odmienił mecz, bo goście wyraźnie chcieli iść za ciosem, a piłkarze Rakowa sprawiali wrażenie zupełnie zagubionych. Po kilku chwilach gospodarze ponownie przejęli inicjatywę, ale niewiele dobrego z tego wynikało. Dwa razy groźnie z dystansu uderzył Węgier Peter Barath i to było na tyle.Groźnie pod bramką gości zrobiło się tak naprawdę dopiero w ostatnich minutach i Raków powinien wówczas zdobyć gola. Świetną okazję miał Lamine Diaby-Fadiga, ale uderzył za lekko. W doliczonym czasie piłkę w polu karnym na nodze miał jeszcze Kolumbijczyk Jesus Diaz, ale złożył się tak, że nie trafił w bramkę. Na tym emocje w Częstochowie się zakończyły.Raków, mimo pierwszej w europejskiej rywalizacji porażce na własnym obiekcie pod wodzą trenera Marka Papszuna, jeszcze jest w grze, ale za tydzień będzie musiał wygrać na Węgrzech. W innym wypadku na pewno pożegna się z rozgrywkami UEFA.CZYTAJ TEŻ: Kompromitacja Legii na Cyprze. Wojskowi będą potrzebowali cuduZ powodu urazu, jakiego nabawił się na ostatnim przed meczem treningu, w ekipie spod Jasnej Góry zabrakło w czwartek najlepszego strzelca, Norwega Jonatana Brauta Brunesa.