Sylwetka nowego prezydenta. Jeszcze kilka miesięcy temu był dla większości Polaków postacią raczej anonimową. Gdy zaczynał kampanię, po kolejnych wpadkach za głowę łapali się nawet wyborcy PiS. Ale gdy wreszcie złapał wiatr w żagle, Karol Nawrocki pognał wprost do Pałacu. Dziś urzędowanie rozpoczyna najbardziej zagadkowy prezydent w dziejach III RP. Przed wyborami w 1990 roku, furorę na salonach robił Stan Tymiński. Pojawił się trochę znikąd, z tajemniczą czarną teczką, doświadczeniami biznesowymi z Peru i egzotyczną partnerką. To się nie mogło udać, a jednak… prawie się udało. Wszedł przecież do drugiej tury, pokonując m.in. zasłużonego dla Polski Tadeusza Mazowieckiego czy utalentowanego przedstawiciela Lewicy, Włodzimierza Cimoszewicza. Może powalczyłby w drugiej, gdyby nie skuteczna nagonka medialna. Wywiesił białą flagę, nie wziął nawet udziału w kluczowej debacie, transmitowanej przez telewizyjną Jedynkę. A i tak zdobył prawie 4 miliony głosów. Jego wyborcy nie zniknęli. W 2000 roku głosowali chętnie na inną (choć znacznie mniejszą) „tajemnicę”: Andrzeja Olechowskiego. Niedługo później spore szanse na prezydenturę miał Paweł Kukiz (ponad 20 procent głosów w I turze w 2015 roku), mnóstwo głosów zdobył też Szymon Hołownia (blisko 14 proc. głosów w 2020 roku). Nieznany Andrzej DudaAle żeby nie szukać daleko: w 2015 roku prawie nikt nie znał Andrzeja Dudy. Jarosław Kaczyński widział sondaże. Widział, że Bronisław Komorowski zmiażdżyłby, być może nawet w pierwszej turze, każdego z prominentnych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Postawił na europosła Andrzeja Dudę.Pracował z Lechem Kaczyńskim, był oddany, wierny i… niemal kompletnie anonimowy, co w tym przypadku miało się okazać atutem. Bo ludzie nie lubią polityki, nie ufają politykom, więc kiedy nadarza się okazja głosowania na kogoś „spoza” – nawet jeśli to tylko złudzenie – chętnie to robią.Duda nie był zupełnie „spoza”. Od początku promowano go jako kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Jeździł po Polsce, odwiedził setki wsi, miasteczek i miast, ciężko pracował na to, by najpierw dogonić, a potem zdecydowanie wyprzedzić zmęczonego, znużonego Komorowskiego, któremu nie chciało się prowadzić kampanii. Nie zdążył się jednak rodakom znudzić. Nie zmęczył ich codziennymi występami w programach telewizyjnych, nie stał obok Jarosława Kaczyńskiego przez kilka lat poprzedzających kampanię. Nie kojarzył się z rządami u boku Samoobrony czy LPR. Zobacz także: „Silny głos suwerena”. Pierwsze orędzie Nawrockiego i ostra krytyka rząduManewr się udał, więc… czemu nie spróbować ponownie? Tym razem w PiS poszli o krok dalej. Po ośmiu latach rządów partia nie miała najwyższych notowań. Ktokolwiek ruszyłby do walki pod ich sztandarem, już na starcie miałby spore problemy. Nawrockiego „wymyślono” więc inaczej: choć nikt nie miał wątpliwości, jaki wspiera go obóz polityczny, gdy w listopadzie 2024 roku pojawił się na wiecu w Krakowie, wielokrotnie powtarzał, że jest kandydatem „niezależnym, obywatelskim”.***Zanim Kraków i wiec, Nawrocki przez lata robił wiele, by na tę nominację zasłużyć – choć pewnie nigdy nawet nie marzył o takiej szansie. Karol Nawrocki – wykształcenie i początki karieryW 2013 r. obronił na Uniwersytecie Gdańskim rozprawę doktorską z historii, poświęconą „Oporowi społecznemu wobec władzy komunistycznej w województwie elbląskim 1976–1989”. Temat ten wskazuje na jego wczesne zainteresowania badawcze – dzieje opozycji antykomunistycznej w PRL, zwłaszcza na Pomorzu. Już wcześniej, bo w 2009 roku, rozpoczął pracę w gdańskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej jako historyk-archiwista. Piął się tam po szczeblach kariery: w latach 2014–2017 kierował Oddziałowym Biurem Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku, koordynując działalność naukową i edukacyjną Instytutu w regionie.Zanim w 2021 roku powrócił do IPN, przez cztery lata pracował jako dyrektor Muzeum II Wojny Światowej. Jego rządy przypadły na czas politycznych burz i batalii o narrację historyczną. To wtedy Nawrocki, nie bojąc się konfliktów, przeformatował wystawę główną, przesuwając akcenty, uwypuklając heroizm Polaków i „polskich” wydarzeń w czasie wojny. Krytykowany za „repolonizację historii” i jednocześnie chwalony przez środowiska patriotyczne, ugruntował swój wizerunek twardego gracza, który nie boi się kontrolować narracji. „Historia to nie tylko przeszłość, to narzędzie kształtowania państwa” – mówił już wtedy podczas publicznych debat.Do IPN wrócił w 2021 roku: najpierw jako zastępca prezesa, by po dwóch miesiącach zostać awansowanym na najwyższe stanowisko. Chwalił się unowocześnieniem Instytutu – rozwojem gier edukacyjnych, aplikacji i nowych technologii dla młodzieży. Kontynuował też działania na rzecz dekomunizacji przestrzeni publicznej, m.in. demontażu reliktów po Armii Czerwonej. Te działania zwróciły na niego uwagę za granicą – w lutym 2024 r. władze Rosji wpisały go na listę osób poszukiwanych, stawiając zarzuty karne za usuwanie pomników sowieckich w Polsce.Historyczne kontrowersjeNie obyło się jednak bez kontrowersji. Krytycy zarzucali mu upolitycznienie IPN i podporządkowanie go linii rządzącej prawicy. Prof. Antoni Dudek – uznany historyk, niegdyś członek Rady IPN – ostro ocenił rządy Nawrockiego w Instytucie. „To jest poważna sprawa, bo jeśli ktoś kieruje instytucją z ponad półmiliardowym budżetem i większość uwagi poświęca promocji własnej osoby, a nie rozwojowi Instytutu, to jest to poważny problem” – mówił w grudniu 2024 roku. W innym wywiadzie nazwał Nawrockiego „człowiekiem bezwzględnym i zdeterminowanym, żeby odnieść sukces”, określając go wręcz jako „jednego z najbardziej niebezpiecznych ludzi, jacy weszli w ostatnich latach do polityki”, który „przypomina trochę buldożer”.W mediach głośno było o zwolnieniach wewnątrz IPN: np. we wrześniu 2022 roku, podczas wizyty prezesa w oddziale szczecińskim, trzy pracownice, które odważyły się zadawać trudne pytania, zostały ukarane zwolnieniem dyscyplinarnym – choć świadkowie zaprzeczali, by zachowały się niestosownie.Zwolennicy Nawrockiego odpierali te zarzuty, wskazując na jego osiągnięcia i patriotyczne intencje. Sam Nawrocki tłumaczył, że stał się celem ataków politycznych z uwagi na swoją skuteczność. I rzeczywiście: był na tyle skuteczny, że wpadł w oko prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Stosunkowo młody (w marcu skończył 42 lata), wysportowany, dobrze zbudowany, zdawał się być idealnym kryptonitem na Rafała Trzaskowskiego. ***Początki kampanii nie były jednak obiecujące. Nawrocki, nowicjusz na ogólnokrajowej scenie, sprawiał wrażenie sztywnego urzędnika – przemawiał z kartki, brakowało mu charyzmy, a jego nienaturalny uśmiech raził wielu obserwatorów. W mediach wszelkiej maści śmiano się z kolejnych wpadek: czy to z „pucią”, czy nadmiaru nagrań z siłowni i tras biegowych. „Kandydat ludu”. Wygrała narracja PiSGdy na starcie wyścigu sondaże dawały jego głównemu rywalowi ponad 10-punktową przewagę, wydawało się, że wybory są rozstrzygnięte jeszcze przed kampanią. Jednak sztab PiS szybko zmobilizował ogromne zasoby dla swojego nominata – w całym kraju ruszyły spotkania z wyborcami, konwencje i objazd po mniejszych miejscowościach. Narracja została klarownie zarysowana: oto kandydat „z ludu”, patriota i katolik, który nie jest uwikłany w partyjne układy ani afery poprzedniej władzy. Choć długo odcinano go od partii, w końcu zrobiono wszystko, by nikt nie miał wątpliwości: „drodzy wyborcy PiS, to nasz człowiek, to na niego powinniście głosować”.Im większego rozpędu nabierała kampania Nawrockiego, tym częściej media zalewały rozmaite kontrowersje z jego udziałem. O sprawie Tadeusza Batyra czy ustawkach kibolskich napisano już wszystko. O dziwo, zamiast pogrążyć pretendenta, wiele z tych rewelacji tylko zahartowało jego wizerunek jako „człowieka z krwi i kości”. Sam zainteresowany część zarzutów odpierał z oburzeniem jako oszczerstwa, a część… przekuł w atut, jak choćby walki w lasach na gołe pięści pomiędzy kibolami.Wzloty i upadkiNajgroźniejszym ciosem miała okazać się afera mieszkaniowa. Dziennikarze Onetu odkryli, że Nawrocki zataił posiadanie drugiego mieszkania, które przejął w osobliwych okolicznościach. Okazało się, że w 2012 r. nabył kawalerkę od schorowanego sąsiada, pana Jerzego (lat 80), obiecując mu dożywotnią opiekę. W kampanii chwalił się, że „ma tylko jedno mieszkanie, jak zwykły Polak”, więc ujawnienie tej transakcji wywołało burzę. Co gorsza, senior trafił później do domu opieki, a media dotarły do świadka, który opisywał go samotnie marznącego w nieogrzewanym lokalu.Nawrockiemu zarzucono, że porzucił starszego pana po przejęciu jego własności. Kandydat bronił się chaotycznie – twierdził, że działał legalnie i zapewniał pomoc finansową, po czym zadeklarował nawet przekazanie feralnego mieszkania na cele charytatywne. Jednocześnie sztab PiS grzmiał, że to „brudna prowokacja” służb specjalnych na zlecenie rządu Donalda Tuska. Prezes Kaczyński ostentacyjnie wziął Nawrockiego w obronę, oświadczając: „Ręczę za Karola” i oskarżając media o zmyślanie afer.Wbrew elitomTak jak niegdyś Donald Trump w USA, tak Nawrocki zdołał przekonać swój obóz, że jest ofiarą „elitarnego” spisku i medialnej nagonki. „Pomówienia mediów nie zniszczyły prezydenta Trumpa. Nie zniszczą też Karola Nawrockiego” – ogłosił buńczucznie na swoim profilu, stawiając się w roli kontynuatora trumpowskiego, antyestablishmentowego zacięcia. Nic dziwnego, że podczas kampanii pojawił się u boku samego Trumpa – poleciał do Waszyngtonu, by zrobić sobie zdjęcie z prezydentem, co nie pozostało bez znaczenia. Trzaskowski takiego zdjęcia przecież nie miał.Brał też udział w zjeździe CPAC w Jasionce pod Rzeszowem, gdzie spotykają się skrajnie prawicowe środowiska z całego świata. Sojusz z międzynarodówką populistycznej prawicy był dla Nawrockiego powodem do dumy – na wiecach jego sympatycy skandowali nawet imię Donalda Trumpa. Zobacz także: Nawrocki rozpoczyna kadencję i rusza z pierwszymi projektami ustawW skrajnie podzielonej Polsce, w której coraz częściej do głosu dochodzą Konfederacja czy Grzegorz Braun, a trzecią siłą w wyborach prezydenckich był Sławomir Mentzen, lawirowanie bliżej prawej strony okazało się lepszym pomysłem na sukces. Choć trzeba oddać, że był to najbardziej pasjonujący wyścig po prezydenturę w dziejach III RP. Po pierwszej turze, 18 maja, to Trzaskowski był na prowadzeniu (31,4 do 29,5 proc.), lecz 1 czerwca, w dogrywce, Nawrocki wyszedł na minimalne prowadzenie i ostatecznie wygrał przewagą zaledwie około 250 tys. głosów. Wynik 50,89 proc. do 49,11 proc. był dosłownie „o włos”.Wystarczyło.Niemal rok od wiecu w Krakowie, Nawrocki nie jest już anonimowy dla nikogo. Trafił do czołówki rankingów zaufania, a podczas zaprzysiężenia niczym nie przypominał zestresowanego, czytającego z kartki „urzędnika”. Wygłaszając 45-minutowe przemówienie z głowy, bez kartek i ściąg, pokazał, jak wielką drogę przeszedł. A przecież stoi dopiero na początku długiej trasy. Czy marsz potrwa pięć lat, czy dziesięć – przekonamy się.