Napady, haracze, wymuszenia - za m.in. te czyny odpowiedzą przed sądem gangsterzy z grupy tzw. młodego Mokotowa. Sebastian L., ps. Lepa, Artur N., ps. Arczi i Oskar Z., ps. Oskar mieli zrabować w sumie kilka milionów złotych, a także pobiciem zmusić znanego rapera Roberta D., (Wilku) do płacenia. Ich proces rozpocznie się w poniedziałek w specjalnie strzeżonej sali warszawskiego sądu okręgowego. Napady, haracze, wymuszenia - za m.in. te czyny odpowiedzą przed sądem gangsterzy z grupy tzw. młodego Mokotowa. Sebastian L., ps. Lepa, Artur N., ps. Arczi i Oskar Z., ps. Oskar mieli zrabować w sumie kilka milionów złotych, a także pobiciem zmusić znanego rapera Roberta D., (Wilku) do płacenia. Ich proces rozpocznie się w poniedziałek w specjalnie strzeżonej sali warszawskiego sądu okręgowego. – Temu procesowi będą towarzyszyć specjalne środki ostrożności. Na ławach oskarżonych zasiądą nie tylko liderzy młodego odłamu gangu mokotowskiego i ich podwładni, ale przede wszystkim przestępcy podejrzewani w innych śledztwach o porwania dla okupu, morderstwa i okaleczanie ofiar. Moim zdaniem to jedni z najgroźniejszych polskich gangsterów. Bezwzględni, gotowi zrobić wszystko dla zysku – mówi tvp.info jeden z warszawskich śledczych.<b>Brutalne napady </b><br /><br />Gang, na czele którego – zdaniem prokuratury – stali Sebastian L. ps. Lepa, Artur N. ps. Arczi i Oskar Z. ps. Oskar miał zrabować w sumie kilka milionów złotych w czasie serii skoków w latach 2011-2013. Jako cele wybierali zakłady jubilerskie lub jubilerów oraz kantorowców. Atak na jubilera w Warszawie w sierpniu 2011 przyniósł im 450 tys. zł. Kolejne 300 tys. zł bandyci „zarobili”, włamując się do salonu jubilerskiego w centrum Warszawy. Od lutego do kwietnia 2012 r. ataki na jubilerów i kantory dały bandzie 200 tys. zł. Napastnicy obrabowali także hurtownika owoców. Milion złotych zarobili, gdy zaatakowali dom starszej kobiety na stołecznym Mokotowie. Na pomysł skoku wpadli, gdy dowiedzieli się, że złodziej, który wyrwał staruszce torebkę, znalazł w środku 80 tys. zł.<b>Atak na chińską mafię?<br /></b><br />Bardzo tajemniczą sprawą jest kradzież przez bandę 200 tys. dolarów w grudniu 2012. Od pracownicy jednego z banków bandyci dowiedzieli się, że pewien klient regularnie wpłaca na konta znaczne sumy w dolarach. Podejrzewając, że pieniądze mogą pochodzić z nielegalnych interesów, zaczęli rozpracowywać kuriera. Ustalili gdzie mieszka i jakim jeździ samochodem. Bandyci mieli przygotować do akcji dwa samochody. Jeden z nich jechał przed autem ofiary, drugi tuż za nim. <br /><br />Na znak szefa grupy, pierwsze auto zajechało drogę kurierowi. Gdy ten zaczął hamować, drugi samochód bandytów uderzył w pojazd kuriera, spychając go do rowu. Wtedy z aut wyskoczyło trzech napastników z pistoletami w rękach. Mieli na sobie policyjne kamizelki. – Policja! Nie ruszaj się i dawaj torbę z pieniędzmi – krzyknął jeden z rabusiów. Zaatakowany mężczyzna nie protestował. Oddał im torbę z ponad 200 tys. dolarów. Nie zgłosił się na policję. <br /><br />Półtora roku później, podczas przesłuchania mówił: „myślałem, że to akcja policji”. Śledczy podejrzewają, że pieniądze pochodziły z azjatyckiego centrum handlowego i mogły należeć do chińskiej mafii.<b>Zlecenie na rapera </b><br /><br />Na długiej liście przestępstw zarzucanych „mokotowskim” znalazło się pobicie Roberta D. ps. Wilku, rapera z kapeli Hemp Gru i przedsiębiorcy z branży odzieżowej. Sprawę miał zlecić, wg świadka koronnego, „Mikuś” lub „Lepa”. Dwaj skruszeni przestępcy zeznali także, że pobicie miało zmusić rapera do tego, aby płacił gangowi mokotowskiemu 30 proc. zysku ze swoich przedsięwzięć, ale „Wilku” opierał się haraczownikom. <br /><br />Przesłuchany przez prokuraturę Robert D. potwierdził, że 27 września 2012 r. został pobity. Twierdził, że nie zna napastników, ani tym bardziej ich motywów. Zaprzeczył, by ktokolwiek chciał od niego wymusić haracz. – Widać było, że nie chce mieć nic wspólnego z wymiarem sprawiedliwości. I nie pójdzie na jakąkolwiek współpracę z policją lub prokuraturą – opowiada nasz rozmówca.<b>Gangsterski PR </b><br /><br />W czasie przesłuchań skruszeni gangsterzy przekonywali, że przed trzema laty gang mokotowski był już cieniem bandy, która rządziła kryminalnym podziemiem stolicy w latach 2003-2008 r. – Ludzie, którzy kiedykolwiek współpracowali z „Mokotowem” sami tworzyli mity o liczebności grupy i jej sile. <br /><br />W rzeczywistości w latach 2011-2012 gang tworzyło kilkanaście osób. Grupa miała do dyspozycji pistolety i pistolety maszynowe. Gang zarabiał na haraczach oraz pożyczaniu pieniędzy graczom z kasyn w hotelach Hilton i Marriott – zeznawali „Wara” i „Żydu”.